28 lutego 2013

Rozdział 10.

Otwieram oczy, spoglądam na zegarek i jak szalona zrywam się z łóżka. W pośpiechu biorę prysznic, maluję się i wracam do sypialni, żeby się ubrać. Jestem rozdrażniona i czuję, że dzisiaj wszystko może mnie wkurzyć. Nie lubię, kiedy coś idzie nie po mojej myśli, a zaspanie jest właśnie tym czymś.
- Zbyszek! – zaczynam go budzik, lecz ten tylko mruczy coś pod nosem. – Bartman! – unoszę głos i jednym ruchem ręki ściągam z niego kołdrę.
- Hej. – mówi zaspany, ale nawet nie otwiera oczu.
- Wstawaj!
- Jeszcze chwilkę. - na jego słowa przystaję i opieram dłonie na biodrach. Chyba się przesłyszałam. Nie jestem jego matką, żeby tak się do mnie zwracał.
- Nie masz jakiegoś treningu czy czegoś?
- Dziś mamy później. – uśmiecha się i z powrotem nasuwa na siebie kołdrę.
- Super, ale ja zaraz spóźnię się do pracy, więc wstawaj! – ponownie próbuje ściągnąć z niego przykrycie, lecz tym razem kurczowo zaciska na nim dłonie.
- A może zrobisz sobie wolne? – po chwili siada i przeczesuje włosy. Nie mogę oderwać od niego wzroku. Taki zaspany jest jeszcze bardziej uroczy.
- Słuchaj! – wracam do rzeczywistości.  – Jak za chwilę nie będę w pracy, to ten lalusiowaty prezesik będzie wymyślał cały dzień wszystko, żebym tylko nie miała chwili wolnego, więc nawet mnie nie denerwuj! – Schylam się i wyciągam spod fotela szpilki.
- No już dobrze, dobrze... Spokojnie. Mmm… Co za widok. – zaczyna się nabijać, a ja wciąż nie mogę dosięgnąć jednego buta. W tej chwili mam gdzieś, że jak głupi wpatruje się w mój tyłek. Do pokoju wchodzi Fado i jeszcze on szturcha mnie pyskiem. Typowy facet... Prostuję się i zaczynam go głaskać. Cholera! Jeszcze muszę wyjść z nim na spacer. Spoglądam na Zbyszka, a w mojej głowie rodzi się pewien pomysł. Przez chwilę przyglądam się brunetowi i mam nadzieję, że nie będę tego żałować. Sięgam po torebkę i wyjmuję z niej klucze od mieszkania.
- Skoro masz jeszcze czas to… - zaczynam niepewnie.
- To, co? – unosi wzrok. – Zmieniałaś zdanie? – rozochocony porusza brwiami.
- Nie. – wywracam oczami i rzucam mu na kolana klucze. – Wyjdziesz z Fado… – przygryzam wargę, a on marszczy czoło. – Wpadnę po klucze na Twój trening. Tylko pamiętaj! Łapy przy sobie. – mierzę w jego stronę palcem. Musi to wyglądać komicznie, jakbym rozkazywała albo groziła dziecku, a nie dorosłemu facetowi. Zbyszek patrzy na mnie niepewnie, a ja szybko wychodzę z sypialni.

***
Siedzę zdezorientowany na łóżku, a przede mną stoi bokser. Leniwie drapię się po głowię.
- Chyba musimy iść, co? – mówię do psa, a przed oczami pojawia mi się Bobek, który pewnie też powinien jak najszybciej znaleźć się na dworze. Szybki spacer z psami, a kiedy odprowadzam Fado do mieszkania Karoli nie mogę oprzeć się pokusie i zaczynam się po nim rozglądać. Oczywiście, nie będę grzebał jej po szafkach. To, co stoi na wierzchu też jest dość interesujące. W sypialni kilka flakoników perfum, które na długo zapadają w pamięci, dużo biżuterii, a w salonie książki i zdjęcia. Na kilku jest sama. Jest na nich taka uśmiechnięta, jest śliczna… Przed oczami pojawia mi się jej roześmiana buzia i te słodkie dołeczki. Na innych zdjęciach jest z Izą i z jakąś brunetkę, to pewnie ta jej siostra, o jeszcze jedno z tą jej przyjaciółką.

Uśmiechnięty od ucha do ucha wchodzę do szatni i od razu zaczynam się przebierać, co nie uchodzi uwadze Miśkowi.
- A Ty, co taki zadowolony? – na jego słowa reagują również pozostali. Nie zwracam na nich uwagi i ściągam koszulkę.
- Oświecisz nas, co się stało, że tak się szczerzysz? – zaczepia mnie Czarnowski, kiedy w dalszym ciągu nie reaguje na te ich gadki o jakiś laskach. Nie zdążam odpowiedzieć, ponieważ ktoś puka do szatni. Wszyscy wymieniają między sobą spojrzenia. Fakt, rzadko kiedy ktoś puka do naszej szatni.
- No, otwórz. – mówię do Maliny, który siedzi najbliżej drzwi.
- Cześć. – Karo zwraca się do chłopaków, a oni wytrzeszczają oczy. Uśmiechnięta szatynka idzie w moją stronę, a w drzwiach opiera się o futrynę Ewelina i rozgląda się po szatni, w której zapanowała cisza. Nie wierzę, że tak się speszyli na ich widok. Spoglądają tylko to na jedną, to na drugą. – Byłeś z Fado? – Karola wyciąga dłoń w moją stronę, a ja w tym czasie wyciągam z torby jej klucze.
- Byłem.
- Zamknąłeś dobrze?
- Tak. - uśmiecham się przez te jej całe przesłuchanie.
- Nie śmiej się! – robi tą swoją groźną minkę i wygląda przy tym uroczo. – Nic nie zrobiłeś?
- Nie.
- Mam nadzieję. Dzięki. Miłego treningu. Narazie!- odwraca się do chłopaków, kiedy jest już prawie przy drzwiach.
- Narazie. – opowiadają chórkiem.
- Karola! – szatynka zatrzymuje się, a ja szybko do niej podchodzę. – Widzimy się wieczorem?
- Mam już inne plany. – wzrusza ramionami i robi minę niewiniątka.
- Czyżby? - nie wiem czy się ze mną drażni, czy mówi poważnie.
- No, tak… - spogląda na Ewelinę.
- Oczywiście, że tak! – nagle odzywa się dziewczyna i już wiem, że Karo ściemnia. Ponownie mierzę ją wzrokiem.
- No, już, Zbysiu, nie dąsaj się tak. – szatynka staje na placach i całuje mnie w policzek. – Wieczorem możesz mnie gdzieś zabrać. – szepcze mi na ucho, a na mojej twarzy pojawia się jeszcze większy banan. Dziewczyny wchodzą i nie muszę długo czekać na reakcję tych kretynów.
- Z niańki awansowałeś na gosposię? – od razu zaczyna Łasko.
- Nie wierzę! W końcu trafił swój na swego! – Patryk zaczyna drapać się po głowie.
- Co?! – spoglądam na niego rozbawiony.
- No, to damska wersja Ciebie!
- Ona zdecydowanie go przebija!
- Nigdy nie przeszło mi nawet przez myśl, że jakaś laska będzie robiła z Tobą, co będzie chciała.
- Nie robi. – mam dziś tak dobry humor, że te ich wszystkie docinki tylko mnie bawią.
- Wcale… Na pewno Ty nie robisz  z nią tego, co byś chciał… - Łasko porusza brwiami i wybuchają śmiechem.
- Chyba robi. – Misiek jak zwykle odzywa się w najlepszym momencie. – Spójrzcie na niego.
- Zbysiu, chcesz nam coś powiedzieć?
- Jeszcze mocniej Was popieprzyło? Za jaką karę muszę z Wami pracować.
- A jednak!
- Swoją drogą powinieneś na kolanach dziękować, że nas spotkałeś.
- No, codziennie to robię.
- Ostatnio chwaliłeś się tamtą blondyną, a teraz taki tajemniczy…
- Banda debili. Wy nie macie o czym gadać? Zajmijcie się lepiej swoimi dziewczynami.
- Czyli Karola to już Twoja dziewczyna?
- Nie.
- Ale spałeś z nią? – mierzę wzrokiem Miśka.
- Przyznaj się!
- Spać też spaliśmy… - w końcu nie wytrzymuję i również wybucham śmiechem.
- Wiedziałem!
- Panowie, wrócił do nas Zbigniew Bartman!
- Tak myślałem, że skubany tylko udaje. – podrywają się i roześmiani zaczynają klepać mnie po ramieniu i zaczynamy wychodzić z szatni.

***
- Nie wierzę, że zostawiłaś go samego w swoim mieszkaniu! – Ewelina nie kryje swojego zdziwienia, kiedy wsiadamy do mojego samochodu.
- Szczerze? Ja też. – wzruszam ramionami. – Dobrze wiesz, co bym miała w robocie za spóźnienie… Nie miałam wyjścia.
- Powinnaś zmienić pracę.
- Już biegnę…
- To trzeba było w nocy tak nie harcować. – wystawia mi język i zaczyna się śmiać. – Wtedy byś się wyspała.
- Wyspałam się. – wywracam oczami na jej słowa.
- To, co? Aż tak kiepsko było?
- Głupia! – tym razem to ja nie mogę ukryć rozbawienia i rozśmieszona opieram głowę o kierownicę.

Never had much faith in love or miracles
Never wanna put my heart on deny
But swimming in your world is something spiritual
I'm born again every time you spend the night
Cause your sex takes me to paradise

- Dokąd jedziemy? – zwracam się do Zbyszka, kiedy wsiadam do jego samochodu i zapinam pasy.
- Na kolację. – odpowiada spokojnie i odjeżdża spod bloku. – A wcześniej…
- Co?
- Idziemy do kina. – spogląda na mnie i posyła mi jeden ze swoich uśmiechów.
- Do kina… - patrzę na niego z zaskoczeniem. Znowu kino? Oby tym razem było lepiej. - Jeszcze mi powiedz, że na…
- Komedię. – wcina mi się w zdanie i zadowolony z siebie oblizuje wargi.
- Coraz bardziej zaczynam wątpić w Twój gust…- nie wiem czemu wywracam oczami, co nie uchodzi jego uwadze.
- Mam nadzieję, że zmienisz zdanie. – nie mogę oderwać od niego wzroku. Czuję, jak dodaje gazu i automatycznie kąciki moich ust unoszą się do góry. – Zbigniewie, nie jesteśmy w liceum, żebyś musiał popisywać się bryką.
- Myślisz, że się popisuję, Karolino? - już wiem, że nie lubi, gdy tak do niego mówię.
- A nie?
- Nie. – robi się poważny i puszcza mi oczko, a wskazówka na liczniku jeszcze bardziej rośnie.
Ku mojemu zaskoczeniu film okazał się świetny. Sama nie wiem czy od śmiechu bardziej boli mnie brzuch, czy policzki, ale było warto. Wieczór w towarzystwie Zbyszka to strzał w dziesiątkę. Dawno nie bawiłam się tak dobrze. Wygłupialiśmy się i żartowaliśmy non stop. W restauracji zwracaliśmy na siebie uwagę chyba wszystkich gości. Nawet nie wiem, kiedy zrobiło się tak późno. Cwaniacki Zbyszek poszedł w niepamięć, a pozostał naprawdę fajny facet. Wychodzimy z restauracji, kiedy Bartman potyka się o krawężnik, a ja jak głupia zaczynam się śmiać. Łapię się za brzuch i nie mogę złapać równowagi.
- Śmiejesz się ze mnie? – brunet podchodzi coraz bliżej i wygląda na złego.
- Pięknie leciałeś, szkoda że się zatrzymałeś. – na swoje słowa ponownie wybucham śmiechem i zakrywam usta dłonią.
- Tak?! – Zbyszek stoi tuż przede mną i łapie mnie za dłoń, która się zasłaniam. Nachyla się i patrzy mi w oczy. Staram się zachować powagę, lecz nie jest to wcale takie proste. 
- Tak. - odpowiadam pewna siebie.
- Mówiłem Ci już, że lubię Twój śmiech?
- Mówiłam Ci już, że masz słaby bajer? – jego oczy zaczynają coraz bardziej płonąć.
- Lubię te dołeczki. – opuszkiem kciuka dotyka mojego policzka.
- Teraz chyba powinnam się zarumienić… - mówię prawie szeptem, patrzymy się w sobie w oczy i milczymy. Nie wiem, ile trwa ta chwila, ale dłużej nie dam rady. – Sory, nie mogę… - odsuwam się od bruneta i kolejny raz dzisiejszego wieczora zaczynam się głośno śmiać. Zbyszek przez chwilę dziwnie na mnie patrzy, lecz niedługo potem dołącza do mnie i sam nie może się uspokoić. Łapie mnie za dłoń i ciągnie w stronę swojego samochodu.
- Świetnie się bawiłam. – całuję go w policzek, kiedy żegnamy się pod klatką. 
- Ja też. Musimy to powtórzyć.
- Może... - puszczam mu oczko i wpisuję kod do domofonu. Otwieram drzwi, a brunet wchodzi za mną do środka. Spoglądam na niego pytająco.
- Przecież muszę Cię odprowadzić. – mówi to tak, jakby to było oczywiste i idzie do windy.
- Księżniczka jest już bezpieczna, więc rycerz może iść. – zwracam się do niego, kiedy stajemy pod drzwiami mojego mieszkania, a kiedy chcę wejść do środka, czuję na biodrach dłonie Zbyszka.
- Księżniczka nie podziękowała rycerzowi. – muska mnie ustami po karku i na moim ciele pojawia się gęsia skórka.
- Za co? - w moim głosie słychać duże zdziwienie. - Za to, że zabrałeś mnie na kolację? – nic nie odpowiada, jedynie mruczy mi do ucha, a jego ciepły oddech wciąż drażni moją szyję. – Moje towarzystwo było dla Ciebie nagrodą... - przygryzam wargę i przymykam powieki. Jego dotyk sprawia mi ogromną przyjemność, od której nie mogę, a chyba bardziej nie chcę się oderwać.
- Ale rano wyprowadziłem Twojego psa.
- A teraz musisz zrobić to samo ze swoim, więc już czas na Ciebie.
- Nie muszę. – prowadzi mnie w głąb mojego mieszkania.
- Ale ja muszę.
- Byłaś z Fado przed kolacją. Widziałem z okna.
- Podglądasz mnie? – odwracam się przodem do niego. Jego dłonie z moich bioder przesuwają się na talię.
- Może… - uśmiecha się i wpija w moje usta. Nasze pocałunki są zachłanne, bez żadnych czułości. Wbijam paznokcie w jego ramiona, a on zaciska dłonie na moich plecach i pośladkach.

Każdy kolejny dzień wygląda w miarę podobnie. Spacer z Fado, praca, potem spacer, a na koniec kolacja i wieczór spędzany w towarzystwie zielonookiego bruneta. Zbyszek każdego dnia zaskakuje mnie coraz bardziej i coraz chętniej spędzam z nim każdą chwilę. Od dawna przy żadnym facecie nie czułam się tak swobodnie. Świetnie się dogadujemy, a te nasze dogryzanie obracamy w żarty. Coraz bardziej lubię go drażnić, a on coraz częściej robi to samo ze mną. Pół dnia czekam tylko i wyłącznie na wieczór, i na to, aż zapuka do moich drzwi... Coraz bardziej lubię budzić się przy jego boku i coraz mniej zaczynają mi się podobać samotne wieczory...
__________________________________________________________________________
Dzisiaj trochę słodzenia :). Następny w czwartek :). Pozdrawiam :).

Nowy rozdział również na  I don't know, what I want

21 lutego 2013

Rozdział 9.

Sobota. Wychodzimy z chłopakami z szatni i wchodzimy na halę, na której siedzi już spora część kibiców. Tydzień. Przez cały tydzień nie rozmawiałem ani nie widziałem się z Karolą. Telefon ma wyłączony, a w mieszkaniu jej nie. Nie wychodziła z Fado. Jej samochodu też nie widziałem ani razu. Nie wiem, co się ze mną dzieję. Cały tydzień chodzę jak struty. Za każdym razem, gdy wracałem do mieszkania z nadzieją patrzyłem w stronę jej okien. Nie sądziłem, że szatynka potraktuje to, aż tak poważnie. To zwykłe nieporozumienie. Właśnie kończy się rozgrzewka i za chwilę kolejny ważny mecz, a ja nie mogę się skupić. Szukam jej na trybunach. Nic z tego. Nigdzie jej nie ma. Pierwszy gwizdek i muszę odsunąć to wszystko od siebie. Próbuję skupić się na grze najmocniej jak tylko umiem. Po meczu nie mam ochoty na zdjęcia i autografy. Siedzę i rozciągam się razem z resztą chłopaków.
- Dalej dąsasz się z powodu tej laski? – Patryk zaczyna temat i pozostali od razu go podłapują.
- Nie mów, że tak Cię wzięło.
- Nic mnie nie wzięło. 
- Właśnie widać. – komentuje Misiek. – Starzejesz się czy co?
- Tak szybko dała Ci kosza?
- Nie gadaj, że jest taka niedostępna.
- A może w końcu trafiłeś na kogoś, kto nie zauważa tego Twojego uroku?
- I czar prysł. Koniec z mitem o boskim Bartmanie.
- Weźcie dajcie mi spokój. – już wolę rozdać kilka autografów, niż ich słuchać. Wstaję, odwracam się i już mam zamiar odejść, kiedy słyszę znajomy głos.
- Zbyszek!
- Iza?! – dziwę się na widok dziewczynki i od raz rozglądam się za Karolą. – Co Ty tu robisz?
- Iza! – nagle pojawia się przy nas jakiś wysoki facet. – Ile razy mówiłem Ci, że masz nie uciekać? Przepraszam Pana. – zwraca się do mnie. Patrzę na niego, ale przed oczami mam Karo. Na słowo uciekać przypomina mi się nasza ostatnia rozmowa.
- Tato, ale to nie jest obcy! Ja go znam. To jest Zbyszek. Kolega cioci. - blondynka zaczyna się tłumaczyć.
- W porządku. – w końcu zwracam się do mężczyzny. - A Karola jest tutaj? – pytam z nadzieją.
- Nie, nie ma. Nie będziemy przeszkadzać. Chodźmy. – mężczyzna wyciąga dłoń w stronę dziewczynki.
- Z ciocią zawsze tu przychodzę! – blondynka robi smutną minkę i chyba tym próbuje wpłynąć na ojca. – Biorę podpisy. Proszę!
- Kochanie, nie mamy czasu.
- O, patrz tato! A to jest Pan Miś. – podchodzi do Kubiaka. – Dzień dobry. - mężczyzna jest wyraźnie zaskoczony zachowaniem, a może bardziej słowami wypowiedzianymi przez córkę.
- Cześć Iza. – Kubiak przybiją z nią piątkę.
- Widzisz? Jego też znam. Z ciocią lepiej się chodzi na mecze. – wszyscy zaczynają się śmiać.
- Iza!
- A właściwie czemu Karola nie przyszła? – udaję głupiego. Skoro on nie wiedział, że się znamy, na pewno nie wie o tym małym incydencie.
- Dopiero wróciła z tej delegacji. Iza chodź, bo ciocia przyjedzie po Fado. Musimy jechać.
- No, dobra. Do widzenia. – przystaje i macha do nas.
- Do widzenia. – odpowiadamy chórkiem, jak w szkole.
- Dobra jest. – Łasko wciąż nie może przestać się śmiać, kiedy zostajemy sami. A w mojej głowie krążą jedynie myśli o Karoli. Była w delegacji, więc nie wyjechała przeze mnie. Skoro wróciła to muszę ją odwiedzić...

***

 No teasin...
 You waited long enough...
Go deep...

Cały tydzień poza domem. Jak dobrze w końcu wrócić do siebie. Wchodzę do mieszkania i pierwsze, co robię to biorę długą kąpiel. Całą niedzielę spędziłam u siostry, a wieczorem dowiedziałam się o tym wyjeździe. Tak szybko się pakowałam, że nawet zapomniałam ładowarki. Włączam telefon i zasypuje mnie kilkanaście wiadomości. Sieć, jakieś konkursy, Ewelina i Zbyszek. Biedaczek, chyba się przejął. Wkładam do piekarnika pizzę, kiedy po mieszkaniu rozbiega się dźwięk dzwonka do drzwi.
- Serio?! – patrzę na Bartmana z bukietem czerwonych róż i zaczynam się śmiać. – Róże? Serio?!
- Mam jeszcze to. – z zza pleców wyciąga butelkę z winem.
- Lepiej. Dużo lepiej. – zabieram ją od niego, odwracam się i idę do kuchni. Zbyszek idzie za mną z bukietem. – Masz tu szklankę na te swoje badyle. Nie mam wazonu. – Brunet bierze naczynie ode mnie, stawia je na stole, a obok kładzie kwiaty i podchodzi bliżej. – Dość sporo tych sms’ów jak na jeden tydzień… - przygryzam wargę i patrzę w te jego błyszczące, zielone oczy.
- Nie odzywałaś się.
- Zapomniałam ładowarki. Miałam tylko służbowy.
- Z niego nie mogłaś? – to zarzut? Ma mi to za złe? Może i mogłam, ale nie chciałam. Chciałam potrzymać go w niepewności. Byłam ciekawa czy się tym przejmie, czy to oleje. Widać, wyszło lepiej, niż się spodziewałam.
- Nie miałam numeru. – wyginam usta i delikatnie wzruszam ramionami.
- Może czas…
- Na co? – przerywam mu i pytam prowokująco.
- Żebyś go do niego wpisała? – porusza brwiami.
- Już myślałam, że powiesz, że powinnam nauczyć się go na pamięć. – uśmiecham się szeroko, a Zbyszek po raz pierwszy dzisiejszego wieczoru zaczyna się śmiać. – Robisz postępy, chociaż te kwiaty to banał.
- Kobiety lubią kwiaty.
- Jakie kobiety Ty znałeś? – teatralnie wywracam oczami i kręcę głową. Nie wiem ile czasu stalibyśmy wpatrzeni w siebie, ale do rzeczywistości przywołuje mnie pikanie piekarnika. - Przepraszam. - mówię, kiedy wpycham się między niego, a szafkę. Celowo ocieram się o niego, po czym odsuwam się od razu, gdy wyjmuję talerze. - Głodny? – odwracam się i idę do salonu. – Jedną pizzą to się raczej nie najemy… - nakładam nam po kawałku i siadam naprzeciwko Zbyszka.
- Nie jestem głodny.
- Nie to nie. Żałuj. - z apetytem sięgam po kawałek i zaczynam jeść. Zbyszek nie spuszcza ze mnie wzroku i zaczyna mnie to peszyć. Nie lubię jeść, kiedy ktoś się na mnie non stop gapi. - Rozumiem, że nie możesz się napatrzeć, ale nie musisz tak się gapić. - wywracam oczami, wstaję od stołu i idę na kanapę. Sięgam po pilota i włączam telewizor. Po chwili Zbyszek siada obok mnie.
- Możemy porozmawiać?  - spoglądam na niego, lecz nic nie odpowiadam. Szykuje się poważna rozmowa? Chyba jeszcze nie zrozumiał, że nie lubię niczego, co jest poważne. - Karola… Źle mnie wtedy zrozumiałaś… - brunet przekręca się do mnie, a i ja robię to samo. Siedzimy twarzą w swoją stronę. Zbyszek przysuwa się coraz bliżej mnie.
- Myślę, że zrozumiałam Cię bardzo dobrze. – zaczynam skubać dolną wargę. Sama nie wiem, dlaczego taką frajdę sprawia mi drażnienie się z nim. Za każdym razem patrzy na moje usta z takim pożądaniem. Dziś się nie peszy. Jest pewny siebie.Swoją drogą to urocze, że ciągle o tym myśli. Zależy mu na moim zdaniu? Interesujące.
- Naprawdę nie to miałem wtedy na myśli na myśli. – nachyla się i całuje mnie w policzek.
- Czyżby? - Czuję jego wargi na swoim policzku, jego oddech drażni moje ucho. - Myślę, Zbyszku, że właśnie to miałeś na myśli. – wciąż siedzimy bez ruchu.
- Myślałem, że uciekłaś… - zmienia temat? Wie, że mam rację.
- Źle mnie zrozumiałeś. - powtarzam jego słowa, odsuwam się i znowu patrzę mu w oczy. Przykładam dłoń do jego twarzy i głaszczę go po policzku. – Uciekam, kiedy robi się poważnie... - przejeżdżam palcem po jego ustach. - A nie kiedy mam iść z kimś do łóżka. – zadowolona z siebie oblizuję dolną wargę. Tego się nie spodziewał. Znowu go prowokuję.
- Ach tak? – chyba zaczyna mu się to podobać. Sam przyjmuje ten swój prowokujący ton głos i cwaniacki uśmieszek. – Faktycznie, myślę, że źle Cię zrozumiałem. – zadowolony łapie mnie za podbródek i delikatnie muska moje usta. Jego wargi są takie miękkie i ciepłe. Prostuję się i odwzajemniam pocałunki. Przeczesuję jego włosy i zaplatam palce na jego szyi. Zbyszek całuje coraz namiętniej. Językiem drażni moje podniebienie. Jego pocałunki są coraz śmielsze. Moje nozdrza drażni woń jego perfum. Jedną ręką wciąż trzyma na moim policzku, a drugą wędruje na moje plecy. Przyciska mnie do siebie i wsuwa dłoń pod moją bokserkę. Zaczyna całować mnie po szyi i po ramionach. Czuję na nich jego gorący oddech. Na mojej skórze zostaje wilgotny ślad po jego języku. Obejmuje mnie w pasie i już po chwili siedzę na nim okrakiem. Przygryzam płatek jego ucha i drażnię jego szyję językiem. Jestem coraz bardziej napalona. Coraz mocniej ściska mnie w środku. Zbyszek muska mnie po dekolcie, a na moim ciele pojawia się gęsia skórka. Mocno i gwałtownie łapię go za włosy i odchylam jego głowę do tyłu. Z ust brunetą wydobywa się syknięcie, a ja wpijam się w jego usta. Widać, że podoba mu się taki obrót akcji. Coraz mocniej przyciska mnie do siebie. Przesuwa dłonie z moich pleców na pośladki i mocno za nie chwyta. Serce wali mi jak szalone, jemu zresztą też. Słychać nasze przyśpieszone oddechy.Obydwoje jesteśmy siebie spragnieni.
- Chyba... Powinieneś... Iść. – wypowiadam między kolejnymi pocałunkami.
- Chyba żartujesz. – Zbyszek prostuje się, patrzy mi w oczy i ciężko oddycha. Ma na mnie ochotę i nawet tego nie ukrywa. Jest napalony, a wyraz jego twarzy mnie rozbawia. Nie wierzy w to, co słyszy. Cały czas trzyma mnie mocno za biodra. Nie odrywam od niego wzroku. Wygląda jakby zaraz miał się na mnie rzucić. Pomału przykładam palec do jego klatki piersiowej i powoli zjeżdżam nim coraz niżej. Robię to subtelnie i z zmysłowo. W skupieniu patrzymy się sobie w oczy. Drugą ręką podwijam jego koszulkę i zaczynam zataczać palcami kółka na jego twardym brzuchu. Jego mięśnie są napięte. Przesuwam dłoń jeszcze niżej, a Zbyszek bierze głęboki oddech, kiedy zahaczam o jego pasek. Przygryzam wargę i z uśmiechem nachylam się nad nim i gryzę go za dolną wargę.
- Żartuję. – puszczam mu oczko i zatrzymuję dłoń na twardej wypukłości jego jeansów. W jego oczach pojawiają się te iskierki niegrzecznego chłopca. Łapie mnie za włosy i gwałtownie przyciąga do siebie.
- Lubisz mnie drażnić, co... - bardziej stwierdza, aniżeli pyta i zachłannie wpija się w moje usta. Całuje tak zachłannie, że przerywa dopiero, kiedy nie możemy złapać tchu. Unosi się do góry i kładzie mnie na kanapie.
- Tam jest sypialnia. - szepczę pomiędzy kolejnymi pocałunkami, a brunet odrywa się od moich ust i spogląda na wskazany przez moją rękę kierunek. Drugi raz powtarzać nie muszę. Po chwili leżymy na mojej satynowej, czerwonej pościeli i w pośpiechu zrywamy z siebie ubrania.
- Niegrzeczna dziewczynka z Ciebie. - szepcze mi do ucha, kiedy pozostaję jedynie w czarnej, koronkowej bieliźnie. Klęczy przede mną i uśmiecha się szeroko. Wygląda przy tym tak seksownie. Kiedy przesuwa dłoń z mojej szyi na brzuch kolejny raz przechodzą mnie ciarki.
- Długo będziesz jeszcze gadał? - przygryzam paznokieć wskazującego palca i zjeżdżam wzrokiem po jego sylwetce. Musze przyznać, że w tych białych bokserkach prezentuję zadziwiająco dobrze. Oplatam go nogami w pasie i przyciągam do siebie. Na jego usta wkrada się uśmiech, a nasza bielizna ląduje gdzieś w rogu pokoju.
_____________________________________________________________________________
Oczywiście jak zwykle jest nie do końca tak, jak chciałam, żeby było, ale nie będę narzekać :). 
No, w końcu musiało się coś zdarzyć :P.  Następny w czwartek :).

14 lutego 2013

Rozdział 8.

Wściekła wychodzę z mieszkania siostry. Czy ja zawsze o wszystkim muszę dowiadywać się ostatnia? Jak ja nienawidzę, kiedy ktoś robi coś za moimi plecami! Wyciągam telefon i wybieram dobrze znany mi numer. Minęło tyle czasu, a kolejne cyferki wybieram jak z automatu.
- Karolinka. – na sam dźwięk jego głosu wywracam oczami.
- Musimy pogadać.
- Skarbie, teraz nie mogę.
- Kiedy? – na jego słowa nawet nie zwracam uwagi. I tak nic by to nie dało.
- Wieczorem w klubie?
- Dobra.
- Do zobaczenia.
Szykuje się super wieczór… Wsiadam do samochodu, kiedy zaczyna dzwonić mój telefon. Cholera, jeszcze jego mi teraz do szczęścia potrzeba. Wykrzywiam się, kiedy na wyświetlaczu wyskakuje numer Zbyszka.
- Halo.
- Tęskniłaś?
- Co?! – dziwię się jeszcze bardziej.  Kolejny…  Jest jakiś taki radosny, roześmiany.
- Pytałem czy się stęskniłaś. – w oddali słychać jakieś śmiechy. No, tak, przecież dziś wraca. Pewnie jest z kumplami. Cholera! Skoro dziś wraca, to dzisiaj jest ta impreza…
- Wręcz przeciwnie. Taka cisza, spokój. Samotne spacery to coś, co uwielbiam. –patrząc, w lusterko poprawiam włosy. Wiem, że i tak nie odpuści.
- Widzimy się wieczorem? Wpadnę o 20.
- Eee… Zbyszek…
- Nawet nie mów, że nie idziesz. – robi się poważny.
- No, właśnie… A gdzie jest ta impreza?
- No… Wszyscy chcą iść tu gdzie ostatnio… - o proszę. Nawet dobrze się składa.
- Dobra, to o 20.

Co poprawia humor prawdziwym dziewczynkom? Poza zakupami i kosmetyczką, bo na to nie mam czasu, oczywiście fryzjer. Z podciętymi, wycieniowanymi i pięknie ułożonymi włosami kończę się szykować. Ostatnie pociągnięcie ust pomadką i dzwonek do drzwi. Idealnie. Sięgam po torebkę i gotowa staję przed Zbyszkiem, który zjeżdża mnie wzorkiem z góry na dół.
- Długo jeszcze będziesz się tak gapił? – odwracam się do niego tyłem i zamykam drzwi.
- Wyglądasz… - kątek oka spoglądam na niego i widzę jak przygryza wargę.
- Tak, wiem… - przerywam mu. Wymijam go i idę w stronę windy. – Chociaż wygraliście?
- A jakby inaczej. Nie oglądałaś?
- Myślisz, że nie mam, co robić tylko siedzieć przed telewizorem i się na Ciebie gapić?
- Z tego, co wiem to ogląda się mecz, a nie siatkarzy… - no moje policzki wkrada się rumieniec,  a on przybiera tą swoją cwaniacką pozę. Punkt dla niego. Zamykają się drzwi windy, a ja czuję oddech Zbyszka na swoim karku.
- Co robisz?
- Chciałaś do tego wrócić. - Odwraca mnie w swoją stronę i zaczyna całować.
- Może kłamałam?
- Wątpię. - łapie mnie w pasie i wpija się w moje usta.

Dawno nie bawiłam się tak dobrze. Kolejne drinki z dziewczynami, kolejne tańce ze Zbyszkiem. Wydawać by się mogło, że wszystko jest idealnie, ale co jakiś czas rozglądam się za Łukaszem.
- Karola, teraz idziesz z nami na mecz. – oznajmia wesoła już Olimpia.
- Jeszcze zobaczymy. – puszczam jej oczko. W tym samym momencie czuję na kolanie dłoń bruneta. Przenoszę wzrok na niego, a on nachyla się nade mnie.
- Mówiłem już, że pięknie wyglądasz? – szepcze mi do ucha, a ja nie mogę się powstrzymać i zaczynam się śmiać. Patrzy na mnie zdezorientowany.
- Zbysiu. – teraz to ja się unoszę i szepczę mu do ucha. – Nie bądź banalny. – muskam go w policzek.
- A co tam u Izy? - Kubiak zaskakuje mnie swoim pytaniem.
- W porządku. - mówię niepewnie. Nie wiem, dlaczego Łasko z Czarnowskim zaczynają się śmiać.
- Zbyszek się chwalił, że byli razem na spacerze.
- A czym tu się chwalić? - przenoszę na niego wzrok.
- Nie słuchaj ich. - obejmuje mnie i marszczy czoło.
- Ty na spacerze z dzieckiem? - Olimpia również nie może w to uwierzyć. - Ja bym się bała, że je zgubi. - dziewczyna zwraca się do mnie.
- Trafna uwaga. - chłopaki wybuchają śmiechem.
- Chyba nie było tak źle? - ponownie spoglądam na Zbyszka.
- Pewnie, że nie!
Wracam z łazienki i na chwilę przystaje. Cały wieczór na niego czekałam, tylko dlaczego stoi koło siatkarzy…
- Karolinka! – uśmiecha się na mój widok i składa pocałunek na moim policzku.
- Daruj sobie.
- Wiedziałem, że się za mną stęsknisz. – spoglądam na Łukasza i na siatkarzy. To nie jest dobre miejsce na rozmowę.
- Musimy pogadać.
- Rozmawiajmy.
- Tutaj?
- Wolisz na osobności? – mierzę go wzrokiem. Co za palant.
- Możesz mi wytłumaczyć, co mają znaczyć te Twoje obiadki i kolację z moimi rodzicami?! – unoszę wzrok.
- Skarbie, nie denerwuj się tak. – podchodzi bliżej, lecz ja wymierzam palcem w jego klatkę piersiową.
- Przypominam Ci, że to moi rodzice, a nie Twoi.
- Przypominam Ci, że łączą nas interesy.

***
Nie bardzo rozumiem, co tu się dzieję. Z dużym zaciekawieniem przysłuchujemy się rozmowie Karoli z tymi lalusiem. Szatynka wygląda na coraz bardziej zdenerwowaną.
- Przestań chrzanić! Obydwoje wiemy, co to za interesy.
- Karolinko.
- Nie mów tak do mnie! – chyba na serio nie lubi, gdy tak się do niej zwraca. Spoglądam na Kubiaka, który tylko wzrusza ramionami.
- Karola. Tak lepiej?! – w końcu i goguś podnosi głos. – My się po prostu o Ciebie martwimy.
- My, czyli kto?!
- Ja i Twój tata. Spójrz na siebie. Co robisz ze swoim życiem?! Wszystko odrzucasz. Uparłaś się, że ze wszystkim dasz sobie radę. Jeździsz tym gratem, mieszkasz w jakiejś małej klitce na obrzeżu miasta. A praca?! Co z Twoimi marzeniami, planami?! Nie o noszeniu kawy marzyłaś. Nie chciałaś pracować u ojca? Mogę to zrozumieć, ale przecież miałaś wiele innych możliwości.
- Gówno Cię obchodzi, co robię ze swoim życiem. Od dawna nie jesteś już jego częścią. Odwal się ode mnie!

***
Zdecydowanie to nie było dobre miejsce na taką rozmowę. Wzbudzamy niemałe zainteresowanie wśród wszystkich. Łukasz nachyla się i zaczesuje mi włosy za ucho.
- A to kto? Kolejny chłopak? – szepcze mi na ucho po czym odsuwa się ode mnie. – Który to już? Żaden mi nie dorównuje? – na jego słowa spoglądam na lożę i wybucham głośny śmiechem.
- Proszę Cię, chyba żartujesz. – opieram dłonie o biodro. – Z tego, co wiem to Ty masz problem ze znalezieniem mojej kopii. O ładną buźkę nieciężko, gorzej z głową, co? Jak chcesz możesz mi podesłać jedną z tych swoich laluń. Chętnie je podszkolę, żeby nie przynosiły Ci wstydu. – o dziwo Łukasz również zaczyna się śmiać, chociaż wiem, że pewnie skręca się w środku. Wkurzyłam go i ośmieszyłam, a tego nie lubi. Kręci głową i ponownie przybliża się do mnie.
- Jak zwykle zabawna. Zabawna i urocza.– kciukiem muska mnie po policzku. – Wrócimy do tej rozmowy. – dodaje, po czym odchodzi.
- Frajer. – mówię pod nosem, kiedy siadam przy stoliku. – Twoje? – spoglądam na Zbyszka i na piwo, które przed nim stoi. Brunet kiwa głową, a ja biorę szklankę i zaczynam je pić. – Sory. – zwracam się do niego, jak i do reszty. – Nie chciałam zepsuć Wam zabawy.
- No, co Ty! Daj spokój. –  wszyscy zaprzeczają, a ja tak wiem, że pewnie robią to tylko dlatego, że są mili. Chwilę później zachowują się, jakby zapomnieli o całym zajściu. Znowu każdy bawi się w najlepsze. Każdy oprócz mnie i Zbyszka.
- Wszystko ok.? – posyłam mu delikatny uśmiech.
- Pewnie. A u Ciebie?
- Jak najbardziej. – dokańczam piwo i bawię się słomką. – Może się urwiemy? – sama nie wiem, czemu mu to proponuję.
- Myślałem, że dobrze się bawisz. – mówi to jakoś tak obojętnie.
- Zawsze mogę lepiej. – nasze spojrzenia się spotykają. Unoszę brew i czekam na jego odpowiedź. Już po chwili widzę rządek jego białym zębów i błysk w oczach. Chwilę później siedzimy w taksówce. Dojeżdżamy pod nasz blok. Jest taka piękna, ciepła noc. Nie wiem, na co ochotę ma Zbyszek, ale ja zdecydowanie nie chcę wracać do mieszkania. Siadam na ławce przed klatką.
- Co robisz? – pyta wyraźnie zdziwiony, kiedy staje przede mną.
- Zasłaniasz.
- Robię Ci cień? – zaczyna się śmiać.
- Nie, zasłaniasz księżyc, baranie.
- Zapamiętam sobie. – mówi rozbawiony i siada obok mnie. Jak zwykle rozmawiamy o wszystkim po kolei, żartujemy tak, że aż policzki bolą mnie od śmiechu.
- O co chodziło z tym kolesiem? – wiedziałam, że nie przejdzie obok tego obojętnie. Widzę jak czeka na moją odpowiedź.
- Na serio chcesz o tym gadać? – odwracam się w jego stronę i pomału zatrzymuję dłoń na jego udzie. Zbyszek jednak nic sobie z tego nie robi. Cały czas przygląda mi się taki poważny. Między nami zapada cisza. Wiem, że to ja muszę ją przerwać. – Uciekam. – mówię po chwili.
- Co?
- Uciekam. – powtarzam. – Nie umiem się zaangażować. Uciekam, kiedy zaczyna robić się poważnie. Przytłacza mnie to. – ku mojemu zdziwieniu brunet zaczyna się śmiać. – Co Cię tak śmieszy? – nie wiem, który raz dzisiejszego wieczora mierzę go wzrokiem.
- Ja się nie angażuję. – poprawia włosy i wyciąga nogi. – W jakimś sensie ja też uciekam.
- Co masz na myśli?
- Uciekam za nim zrobi się poważnie. – zastanawiam się nad sensem jego słów.
- Czysty seks, zero zobowiązań? – patrzę na niego kątek oka. Moje słowa trochę zbijają go z tropu.
- Dobrze powiedziane.
- Teraz rozumiem…
- Co?
- Stąd ten Twój słaby bajer.
- Słaby bajer?! – oburza się.
- Słaby to mało powiedziane. No, tak słynny siatkarz to laski same pchają Ci się do łóżka. W podrywaniu jesteś kiepski.
- W niczym nie jestem kiepski. Zapamiętaj to sobie! – delikatnie szturcha mnie ramieniem.
- Czekaj, czekaj. – nagle przychodzi mi coś do głowy. – A więc, mnie też chciałeś przelecieć?
- Nie… - speszył się. Mam Cię. Jeden – jeden. W końcu pokazuje swoje prawdziwe oblicze. Widać opinia nie wzięła się z kosmosu.
- Nie? – pytam prowokująco, ale z nutką rozczarowania.
- To znaczy tak…Nie...Tak.... - mówi niepewnie.
- Chciałeś? Już nie chcesz? - ze mną nie tak łatwo Panie Bartman.
- Karola… - wciąż jest zmieszany. Jest słodki.
- Myślę, że cały czas chcesz. – wstaję z ławki i zaczynam iść w stronę klatki. Zbyszek podrywa się za mną. Otwieram drzwi i odwracam się do niego. – Wiesz, co? Nie umiem się zaangażować, ale nie sypiam z pierwszymi lepszymi. – wchodzę do środka.
- Ja też nie. – przystaję i odwracam głowę w jego stronę. Patrzę na niego jak na kretyna. Widać nie tylko ja nie umiem trzymać języka za zębami.
- Interesujące. – zjeżdżam go wzrokiem i zamykam za sobą drzwi.
- Ale Karola! – słyszę jego głos, lecz niż sobie z tego nie robię. – To nie tak…
____________________________________________________________________________
Oto kolejny rozdział :). Nie do końca jest taki, jaki miał być, ale nie miałam głowy zmieniać, za co przepraszam :(. Pewnie liczyłyście na trochę inne zakończenie imprezy, ale cóż :). Wszystko w swoim czasie :). Następny w czwartek. Pozdrawiam :)

Udanych Walentynek! :) I to czysty przypadek, że tutaj również mało romatycznie :P , żeby nie było, że to moja niechęć do tego dnia ;).

Nowy rozdział na I don't know what I want