23 kwietnia 2013

Rozdział 19.

Zdenerwowana z trudem trafiam kluczem w zamek, co jeszcze bardziej wyprowadza mnie z równowagi. Nie rozumiem reakcji Zbyszka. Okej, mógł się zdenerwować, ale żeby wpaść w taki szał? Bez przesady. Nie jest moim ojcem czy mężem. Nikt nie będzie mi mówił, co mam robić. Jeśli myśli, że będzie mnie kontrolował i prowadził za rączkę to się grubo myli! Najbardziej wkurza mnie to, że on nie ma o niczym zielonego pojęcia. Nawet nie dał mi szans na jakiekolwiek wyjaśnienia.
- Pokłóciliście się? – z rozmyśleń wyrywa mnie smutny głos Izy.  Spoglądam na nią, a ona stoi z wykrzywionymi ustami  i widzę jak zamykają się jej oczka.
- Nie… Skąd. – biorę ją za rączkę i prowadzę do łazienki. – Myj zęby i idziemy spać.
- Mama z tatą jak krzyczą to się kłócą. – spoglądam na nią ze zdziwieniem. Do tej pory sądziłam, że nasze idealne małżeństwo nie kłóci się w ogóle. Swoją drogą kto normalny od czasu do czasu się nie kłóci? Nie mam sił zaprzątać sobie myśli Bartmanem i jego kretyńskim zachowaniem. Wystarczy, że sama mam z tym problem, a jeszcze on mi będzie robił jakieś wyrzuty. Zmęczona kładę się do łóżka i staram się wyrzucić z głowy wszystkie myśli.

Nie sądziłam, że sprawy ze zwolnieniem się są tak samo zajmujące i męczące jak same starania o zatrudnienie. Wszędzie jakieś papierki, zwariować można!
- Ile jeszcze? – wzdycham, kiedy pani Basia z kadr wyciąga kolejną teczkę.
- Ciekawe kto przyjdzie na Twoje miejsce. – mówi, popijając kawę. – Wiesz już coś może? Oby nie jakaś głupia małolata. - No, tak, zapomniałam, że to jedna z największych plotkach w biurze.
- Nie wiem…
- Ciężko będzie Ci dorównać. Prezes tyle razy mówił, że jesteś niezastąpiona…  Pokłóciliście się? Zrobił Ci coś? – zaskoczona marszczę brwi i z rozbawieniem zaczynam kręcić głową. Wszystko staje się jasne… W głowie mi się nie mieści skąd ten pomysł, że z nim sypiam. Stare, znudzone życiem plotkary. Pewnie same miałby na niego ochotę.
- Jeszcze coś? – pytam zniesmaczona, a chwilę później z ulgą stąd wychodzę.
- Karolina! – o wilku mowa, myślę, kiedy odwracam się w stronę Pana Boskiego. – Wszystko załatwiłaś?
- Tak. Nawet nie wiesz jak jestem Ci wdzięczna, że pozwalasz mi odejść tak z dnia na dzień.
- Jesteś pewna swojej decyzji? – staje tuż obok i opiera się o ścianę. Wlepia we mnie  szare spojrzenie.
- Bez problemu znajdziesz kogoś na moje miejsce.
- Wiem, po prostu…
- Dzięki za wszystko. – kładę dłoń na jego ramię i uśmiecham się życzliwie. Pewnie nawet nie zdaje sobie sprawy z tego, jak bardzo mi pomógł i ile znaczyło dla mnie to, że ktoś zatrudnił mnie nie dzięki znajomości z moim ojcem. - Do zobaczenia. - nie ma sensu tego przedłużać.
- Z pewnością.  – spoglądam na niego niepewnie i powolnym krokiem idę w stronę wyjścia. Co to miało być? A ta jego mina? Odwracam się delikatnie, a on wciąż stoi tu gdzie stał i odprowadza mnie wzrokiem. Uśmiecha się, unosi dłoń i subtelnie zaczyna machać. Przygryzam wargę i odmachuje, a w środku, aż się we mnie wszystko przewraca. Z nieznanym mi do tej pory uczuciem wsiadam do samochodu, odpalam silnik, lecz za nim odjeżdżam, wygrzebuję z torebki telefon. Nic. Dalej żadnej wiadomości, ani nieodebranych połączeń. Jeśli myśli, że to ja będę go przepraszać i za nim biegać to niech sobie żyje z nadzieją… Jego niedoczekanie… Łukasz nie musi wiedzieć, że tak szybko udało mi się wszystko załatwić. Odezwę się do niego jutro. Jeden wolny wieczór należy mi się od życia, a co!

Uderzam pięścią w stół, a po chwili opieram czoło o jego blat. Zdenerwowana, a raczej wściekła, wracam do domu i na nic nie mam sił. Gdzie moje wspaniałe życie? Mam dość! Codziennie jestem coraz bardziej zła i mam coraz mniejszą chęć do życia. Marzę, aby zaszyć się w mieszkaniu, w łóżku pod kołdrą i z niego nie wychodzić. Nie wiem, co ja sobie myślałam, nie wytrzymam z Łukaszem ani jednego dnia, ani jednej nocy w tym pieprzonym klubie. To nie dla mnie, nie na moje nerwy. Przysięgam albo mu coś zrobię, albo co gorsza mu ulegnę. O czym ja myślę? Otwieram szeroko oczy. Chyba raczej już nie myślę. Idiotka. Druga zarwana noc z rzędu. Jestem zmęczona i niewyspana, a do tego umieram z głodu. Lodówka świeci pustkami, tak jak kiedyś… Spoglądam w stronę popiskującego i pomrukującego boksera.
- I co teraz? – podchodzę do niego i siadam na podłodze. Trochę to śmieszne, że akurat Zbyszek kojarzy mi się z pełną lodówką. – Tęsknisz za nim? – unoszę jego mordkę i głaszczę go za uchem. – Nie, niemożliwe. Nie ma za kim. – wzdycham. Nie ma za kim… Faktycznie?


Wychodzę z klatki. Kilka metrów dzieli mnie od mojego ukochanej Toyoty, gdy nagle pojawia się przede mną dość wysoka, dobrze zbudowana przeszkoda.
- Cześć. - po chwili wydobywa się z jego ust, a ja mam ochotę się roześmiać. Po 3 dniach staje przede mną jak gdyby nic z tym swoim uśmieszkiem. - Właśnie do Ciebie szedłem.
- A ja właśnie wychodzę. Cześć. - odpowiadam i go wymijam. Jego mina? Bezcenna.
- Karola... - ponownie zastawia mi drogę. - Chodź..., pogadamy.
- A to nowość. Myślałam, że nie mamy o czym gadać.
- Nie wygłupiaj się.
- Śpieszę się.
- Do Łukasza? - znowu szybciej mówi, aniżeli pomyśli i mierzy mnie tych zabójczym zielonym wzrokiem. Powinnam dać mu to, co chce. Powinnam zrobić mu na złość i z satysfakcją odpowiedzieć, że tak, a jednak nie mam ochoty na te jego gierki.
- Posłuchaj. - zdejmuję jego dłoń z mojego ramienia. - Jestem zmęczona, niewyspana i głodna. Chcę tylko iść do sklepu, dlatego jeżeli możesz to daj mi spokój, proszę. - spoglądam na niego wzrokiem cierpiętnika, a co widzę w jego oczach? Nic. Żadnych uczuć. Zero złości, zero współczucia.
- Chodź. - splata palce naszych dłoni i ciągnie w stronę swojej klatki.
- Nie! Mowy nie ma. Muszę zrobić zakupy. - zatrzymuje się, zrezygnowany kręci głową i zmienia kierunek. Prowadzi mnie w stronę swojego samochodu. Zakupy z Bartmanem są gorsze niż w dzieciństwie z mamą. Wszystko wie najlepiej. Wie, co jest najzdrowsze, co najsmaczniejsze, a co mi się przyda. Ostatecznie idę za nim, a on wrzucał do wózka wszystko, co jego zdaniem potrzebuję. Ile w tym jest rzeczy, które chciałam kupić? Mogę je wyliczyć na palcach u jednej ręki. Drogę do sklepu jak i ze sklepu pokonujemy w ciszy. W końcu nie wytrzymuję i zaczynam nucić piosenkę, która leci w radio. "Nie powiem jak, masz kochać mnie, lecz chcę to czuć, być pewna, że wiesz, czego potrzebuję dziś..." Brunet zaczyna się śmiać i doskonale wiem, że śmieje się ze mnie. Mój głos, jak i sam śpiew pozostawia dużo do życzenia. Jednak nic sobie z tego nie robię, a wręcz przeciwnie. Podgłaśniam radio, a kiedy stajemy na światłach odwracam głowę w stronę okna i rysuję na nim wzroki palcem. Z moich ust wydobywają się kolejne słowa piosenki. "Tak naprawdę, nigdy nie odkryłeś mnie. Pomyliłeś wszystko, zgubiłeś się i nie pytaj teraz co zrobić masz. Nie powiem ci, miałeś swój czas..." Czuję na sobie palący wzrok Bartmana, ale nie mam siły wdawać się z nim w bezsensowne dyskusje.

Cause I don't have the time
And I don't have the patience
What do you take me for?
Why am I still waiting? 
Cause while you decide…

Z uśmiechem na ustach przygryzam wargę i macham nogami siedząc na kuchennej szafce. Po całym mieszkaniu rozchodzi się zapach sosu do makaronu, a ja z przyjemnością obserwują krzątającego się po kuchni bruneta. Tego mi brakowało. W sumie to jego brakowało mi przez te ostatnie dni. Zbyszek jakby czytał mi w myślach, staje między moimi nogami i delikatnie muska moje wargi. 
- Rozumiem, że już Ci przeszło? - unoszę brew i patrzę na niego zadziornie. 
- Nie i wciąż nie podoba mi się, że będziesz z nim pracować.
- Mi też to się nie podoba, ale...
- Nie rozumiem.
- Nie zawsze robimy to, co nam się podoba... Tak trzeba.
- Dlaczego? - to zadziwiające. Kolejne pytania wyrzuca z siebie tak beztrosko, mieszając makaron i sos, a jednocześnie widzę jak nieustępliwie czeka na odpowiedź. Szczerą odpowiedź...
- I tak nie zrozumiesz.
- To mi wytłumacz.
- To nie jest takie proste. - zeskakuję z blatu i wyciągam z szafki talerze.
- To może w końcu powiedz prawdę. - odwraca się w moją stronę i krzyżuje ręce na klatce piersiowej. 
- O co Ci chodzi? Każde z nas miało swoje życie i tego nie wymażemy, ale to nie znaczy, że muszę Cię w to wciągać.
- A może ja chciałbym wiedzieć?! - zaczyna się denerwować. - Mam prawo wiedzieć o co w tym wszystkim chodzi!
- Ale ja nie chcę o tym rozmawiać! To nie Twoja sprawa! - z hukiem stawiam talerze na stole.
- Właśnie, że moja! - coraz bardziej unosi głos. Jest coraz bardziej zły. - Moja odkąd powiedziałaś, że spróbujemy...
- Przestań pieprzyć. Wiedziałeś na, co się piszesz. Chyba nie oczekiwałeś związku z podręcznika? Myślałeś, że od teraz będziesz tylko Ty i ja? Będziemy sobie o wszystkim mówić, wszystko robić razem i żyć jak w pieprzonej bajce? To nie jest bajka, ja nie jestem księżniczką, a Ty królewiczem. - wywracam oczami.
- Pieprzona egoistka... - zjeżdża mnie wzrokiem, a ja patrzę na niego z pogardą w oczach. -  Myślisz tylko o sobie. Cały czas liczysz się tylko Ty, tylko to, co chcesz. Masz w dupie innych i ich uczucia.
- Odezwał się wzór empatii.
- Bez sensu... - mówi z niedowierzaniem i jakby z tłumionym śmiechem. 
- Co?!
- Zastanów się nad sobą, nad tym, co robisz.
- O co Ci chodzi? - Zbyszek nie odpowiada. Wychodzi z kuchni. - No, powiedz coś!
- Znasz mój numer. Odezwij się jak zechcesz porozmawiać. - otwiera drzwi wyjściowe. - Szczerze... - dodaje i zamyka je przy okazji trzaskając. Bezmyślnie łapię wazon, które stoi obok mnie na komodzie i z całych sił rzucam nim za Bartmanem. Szkło z hukiem rozbija się o drewanine drzwi.
- Niech to szlag! - krzyczę i zaciskam pięści. Dodatkowo z kuchni dobiega do mnie głośne syczenie i skwierczenie. Wpadam do kuchni i zastaję kipiący makaron oraz przypalający się sos. Wrzucam do zlewu garnek z patelnią, opieram dłonie o blat szafki i jedyne, co nasuwa mi się na język to kurwa...
_____________________________________________________________________
Karola jest zła, ostatnio ciągle, a w dodatku wszystko robi nie tak, jak powinna... 

Tak, jak obiecałam postarałam się dodać szybciej. Za zaległości na Waszych blogach przepraszam i postaram się wszystko szybko nadrobić :). [ kolejny zabiegany tydzień ;/ mam dość... ]

19 kwietnia 2013

Rozdział 18.



Wanna pełna gorącej wody i piany. Świeczka i lampka wina. Niegdyś tak wyglądał prawie każdy mój wieczór. A teraz tak wygląda moje marzenie. Rzeczywistość jest jednak brutalna. Szybki prysznic, zaledwie kilka minut pod strumieniem letniej wody, błyskawiczne suszenie włosów i makijaż robiony w pośpiechu. Co się stało z moim życiem? To pytanie, które często sobie zadaję. Czy ja na serio pakuje się w to sama z własnej i nieprzymuszonej winy? Obowiązki i zobowiązania to nie dla mnie, nie na dłuższą metę. Dziwne, że od roku daję sobie radę z Fado, a teraz jeszcze dojdzie facet, a raczej związek i dziecko. Niby jedna noc, ale jedna noc na miesiąc przemienia się w jedną albo dwie noce w tygodniu. A jeszcze dziś… Pomyśleć, że moja siostra z mężem są na romantycznej kolacji, a ja muszę niańczyć Izę. Wieczór z nią i z siatkarzami to nie jest dobry pomysł. Zresztą nie wyobrażam sobie wieczoru w ich towarzystwie, który nie jest związany z imprezą. Zwykła kolacja, którą nie wiadomo dlaczego organizuje sam Zbyszek. Całe szczęście, że idzie ze mną Ewelina, a i Olimpia Miśka ma być, więc dam radę z tą ich bandą.
- Zbyszek wie? – pyta Ewelina, kiedy stoimy pod jego drzwiami.
- Nie. – wykrzywiam się na samą myśl o
- Chyba nie będzie zadowolony. – zaciskam wargi i staram się o tym nie myśleć. Sama nie jestem zadowolona i nie wyobrażam sobie pracy z Łukaszem.
- W końcu! – Bartman otwiera z entuzjazmem i od razu mocno wpija się w moje usta.
- Czy wy musicie się ciągle całować? – pyta zniesmaczona Iza i od razu po wejściu porywa w ramiona yorka.
- No, to będzie miała zajęcie. – puszcza mi oczko i prowadzi nas do środka.
Jak zwykle głośne powitanie, a swoją drogą nie wiem czemu zawsze tak na mnie reagują. Może mają mnie za idiotkę albo jakąś pustą lalę? Może Bartman im coś opowiada? Nie mam zamiaru się tym przejmować, mam gdzieś to, co o mnie myślą. Chwilę później kolejne rozczarowanie, gdy dostaję sam soczek. Rzeczywiście brunet nie żartował, nie ma żadnej imprezy. A to nowość... Wszystko grzecznie, kulturalnie, a stół zastawiony jak na święta.
- Postarałeś się. – cieszy się Kubiak i wsuwa, jakby nie jadł tydzień. Ja nie wiem gdzie on to wszystko mieście. Gdzie oni wszyscy tyle mieszczą. Stado wygłodniałych wieżowców.
- Iza, jedz. – zwracam się do blondynki.
- W domu zjem.
- W domu nie ma. Jedz albo będziesz głodna. – mówię obojętnie i nie mam zamiaru na siłę w nią wciskać.
- Znowu się odchudzasz? – pyta kręcąc nosem. Wzrokiem przesuwa od talerza do talerza. Każdy z obecnych zna na tyle mnie i Izę, że nie muszę co chwila zwracać jej uwagi, co swoją drogą i tak chyba jest bez sensu. Niewyparzony języczek to ona ma. Strach pomyśleć, co będzie za kilka lat.
- Właśnie! – ożywia się Ewela. – Jutro idziemy?
- Nie mam pojęcia. Zadzwonię do Moni. – wzruszam ramionami na propozycję przyjaciółki.
- Mama nie pójdzie. – swoje trzy grosze wtrąca jak zwykle młoda.
- Czemu?
- Słyszałam jak mówiła tacie…
- Znowu podsłuchiwałaś? – marszczę czoło i patrzę na nią spod byka.
- Nie!
- Dobra, dobra. Co słyszałaś? – Ewelina nie odpuszcza.
- Mama mówiła, że spociła się jak świnia… – młoda tak podkreśla ostatnie słowo, że aż chłopcy zaczynają się śmiać, a ja krztuszę się wodą. – I że jej pośladki nie są tego warte.
- W sumie patrząc na Twojego ojca to może i racja.
- Przestań! – tym razem nie zamierzam milczeć.  
- No, co? Taka prawda…  A może Ty z nami pójdziesz? – Ewelina zwraca się do Olimpii.
- Czemu nie. - ta wydaje się być zadowolona ze wspólnego wypadu na pilates.
- No, to super!
- Ty chyba nie musisz… - mówię do Olimpii, ale spoglądam na Michała i poruszam brwiami. Oczywiście jak każdemu facetowi oczy zaczynają mu błyszczeć na samą myśl o tyłku własnej dziewczyny.
- Ty chyba też nie? – tym razem to Zbyszek patrzy na mnie, a ze swoim pytaniem wyskakuje jak idiota.
- To nie wiesz? – podłapuje Patryk i wkurza go jeszcze bardziej.
- Ciocia nie musi. Ma wzięcie.
- Wzięcie? – dziwię się. Skąd ona bierze te teksty?
- No, przecież podrywał Cię dziś tata Wojtka.
- Tata Wojtka? – zaciekawia się Bartman.
- Nie martw się. Kazałam mu spadać. – odpowiada dumnie Iza.
- Nie no to w takim razie mogę być spokojny. – patrzę na niego i stukam palcem w czoło. Kretyn. Jakby nie patrzył, oni wszyscy dobrali się poziomem… Może zamiast klubu sportowego powinni nazywać to przedszkolem? Zachowaniem nie odbiegaliby od maluszków. Jedynie gry i charaktu mogliby im pozazdrościć, co niektórzy. I znowu moje myśli powracają do Łukasza. Krętacz jeden. Mogłam się domyślić, że te wszystkie jego interesy z moim ojcem to była pułapka. A ja myślałam, że tylko robi mi na złość. 
- Słyszałem, że będziesz jeździć na mecze. - patrzę na Czarnowskiego i wybucham śmiechem.
- Ciekawe kto Ci takich głupot naopowiadał. - spoglądam na Bartmana. - Tutaj chodzę z Izą, jako przykładna ciocia. Nie mam zamiaru nigdzie jeździć. 
- A teraz będziesz przykładną dziewczyną i będziesz jeździć. - komentuje Kubiak.
- Kim będzie? - dziwi się Ewelina. - Wam chyba wszystkim poprzewracało się w tyłkach. 
- Weź się zamknij! - warczę coraz bardziej zła. Czekam, aż Iza zamknie za sobą drzwi od łazienki i ochrzaniam przyjaciółkę. - Czy Ty zawsze musisz tak przy niej gadać? Potem to ja dostaje opierdziel, że ją tego uczę.
- Wyluzuj. Ona więcej zna ze szkoły i podwórka, niż myślisz.
- Co racja to racja. - siatkarze są zgodni.
- Poza tym Ty też naśladowałaś Monię jakbyłaś w jej wieku. Jesteś jej guru. Naśladuje Cię jak może i chce być taka jak Ty. - też znalazła sobie idolkę, wykrzywiasz się na samą myśl o tym, że masz dawać komuś przykład.
- Tyle, że Monia jest starsza ode mnie o 6 lat i kiedy to było. Byłyśmy gówniarami. Teraz to, co innego...

W końcu wszyscy wychodzą, Iza zasypia na kanapie przytulona do Bobka, a ja pomagam Zbyszkowi posprzątać. Jestem zmęczona i wszystko mnie irytuje. Ewelina zachowywała się jak kretynka. Zrobiła ze mnie sukę, której nie obchodzi nic poza czubkiem własnego nosa.
- O czym myślisz? - pyta brunet.
- Przytłaczasz mnie. To wszystko zaczyna mnie przytłaczać.
- Mnie też... - przyznaje z ulgą, a ja aż nie wiem, co powiedzieć. Brunet podchodzi bliżej, obejmuje mnie i całuje w skroń. - Zostaniesz? 
- No, co Ty. A Iza?
- Śpi.
- Nie, nie ma mowy. Muszę wyjść z Fado. Obudzę małą i idziemy. 
- Odprowadzę Was. 
- Zbyszek... - cholera, nie mam zielonego pojęcia czy to odpowiedni moment na rozmowę, ale nie mam ochoty tego przeciągać.
- Co się dzieje?
- Chodź. - pociągam go za rękę i siadamy przy kuchennym stole. - Muszę Ci o czymś powiedzieć... - Bartman marszczy czoło i przygląda mi się badawczo. - Zmieniam pracę.
- To chyba dobrze? - pyta po chwili. - Ciągle narzekałaś na tego prezesa...
- Będę pracować z Łukaszem... - mówię szybko na jednym wdechu i czekam na reakcję Zbyszka.
- Co?! - patrz na mnie z niedowierzaniem. - Żartujesz sobie?! - podnosi głos i wstaje wściekły. - Popierdoliło Cię do reszty?! - zaczyna krzyczeć.
- Uspokój się!
- Ja mam się uspokoić?! Co to, kurwa, ma znaczyć?! 
- Ciocia? - do kuchni wchodzi zaspana Iza. Przeciera rączkami oczy i nie wie, co się dzieje.
- Chodź Skarbie. - kucam i całuję ją w czoło. - Idziemy do domku.

***
Nic z tego nie rozumiem i nie mam pojęcia o co jej chodzi, ale wychodzi zdenerwowana, a to ja mam powody, żeby być wściekłym! Wszystko, co jest związane z tym typem to od początku jest jedna wielka tajemnica i wszystko dzieje się za moimi plecami! Od samego początku mnie irytował. Od początku ślinił się na jej widok! Mam tego dość! Muszę dowiedzieć się, o co w tym chodzi i to jak najszybciej!
_______________________________________________________________________
Jeszcze raz przepraszam, że (znowu) tak długo musiałyście czekać na nowy rozdział! Niestety, ostatnio byłam strasznie zaganiana i ciągle miałam coś do zrobienia. Postaram się znaleźć chwilę, aby te przerwy nie były tak długie :).

Zapraszam również na nowy rozdział na: Walcz o mnie

13 kwietnia 2013

Rozdział 17.

Jestem wściekła! Najchętniej bym coś rozszarpała. Co on sobie wyobraża?! Nikt nie będzie mnie tak traktować! A już na pewno nie on! Bartman nawet nie zdaje sobie sprawy z tego, jak bardzo wyprowadził mnie z równowagi...
- Uspokój się. - powtarzam w myślach, gdy wychodzę przed blok. Przystaję i przez chwilę zastanawiam się, co zrobić. Ewelina ma randkę, Monice nie będę zawracać głowy. Mhm... 

***
Stoję zdezorientowany w przedpokoju. To dziwne. Jestem wściekły, a zarazem zadowolony. Jeszcze tak się nie czułem. Nie chciałem, żeby tak wyszło. Nie planowałem tego, tak samo jak i nie planowałem wizyty Ingi. Karoli również nie spodziewałem się, jednak jej wizyta akurat mnie cieszy. Tak samo jak i jej reakcja. Jest zazdrosna, więc jej zależy. Jednak nie tak łatwo będzie mi to teraz wszystko odkręcić…
Inga nie jest niczemu winna, dlatego w spokoju wysłuchałem problemu, z którym do mnie przyszła. Właśnie wysłuchałem, bo nic jej nie poradziłem. W mojej głowie wciąż pojawiała się szatynka. Powinienem do niej pójść? Jest wściekła, chyba lepiej będzie poczekać.
- Dzięki. - całuje mnie w policzek, po czym wychodzi. Ledwo, co zamknąłem za nią drzwi, gdy kolejny raz dzisiejszego wieczoru zabrzmiała melodyjka dzwonka do drzwi.
- Kogo to niesie?
- Siema, stary. - przede mną pojawił się rozweselony Misiek.
- Siema... - odpowiadam z mniejszym entuzjazmem i wpuszczam przyjaciela do środka.
- Karoli nie ma? - rozgląda się, gdy siada na kanapie. - Macie jakieś plany?
- Nie. - siadam w fotelu.
- Jeszcze jej nie przeszło z tą przerwą?
- Nie oto chodzi... - Kubiak prostuje się i mruży oczy.
- Dobra opowiadaj tylko najpierw masz coś do żarcia? Głodny jestem. - jak z dzieckiem..., ale w sumie sam bym coś zjadł. Idę do kuchni. Niestety, w lodówce jak zwykle świecą pustki. W końcu ostatnio rzadko jadam w domu. Zamawiamy pizzę, a czekając na nią zaczynam opowiadać mu o wszystkim, co się tutaj wydarzyło. 
- O kurwa... Niezłe jaja.
- Taa...
- A co Inga tu robiła? - to chyba bardziej go interesuje od samej mojej kłótni z Karolą. - Ty coś z nią znowu?
- Nie! Pojebało Cię? - patrzę na niego jak na kretyna.
- Mnie? To z Tobą ostatnio nie wiadomo, co się dzieję. Po Tobie to się można wszystkiego spodziewać...
Pizza, cola i mecz sprawiły, że chociaż na chwilę oderwałem się od myśli o niej. Cholera, nie sądziłam, że aż tak się wkopię. Chociaż kto by się w niej nie zakochał?
- Będę się zbierał.
- Godzina policyjna? - zaczynasz się z niego nabijać. Olimpia chyba coraz krócej go trzyma.
- Śmiej się, śmiej. Zobaczymy, co Karola z Tobą zrobi.
- Chyba mnie rozszarpie...
- Z jej charakterkiem to całkiem możliwe.
- Weź czekaj, pójdę z Tobą i tak muszę z nim wyjść.
- Stary, romatyczne spacerki to nie ze mną.
- Weź się ogarnij. - czy on mówi serio? Myślałem, że takie teksty to tylko w szatni będą lecieć.
Wychodząc z klatki jesteśmy tak zajęci rozmową, że na nic nie zwracamy uwagi. Do momentu, w którym słyszę znajomy głos.
- Zostaw mnie! - od razu odwracam się w stronę, z której dobiegają słowa Karoli. - Puść mnie! Sama dam sobie radę! - jakiś koleś szarpie ją za łokieć i prowadzi w stronę jej klatki. Automatycznie przestaję myśleć. Czuję jak zalewa mnie krew. Rzucam w Kubiaka smycz Bobka i od razu wyrywam w ich stronę. Niewielką odległość, która nas dzieliła pokonuję błyskawicznie. Wściekły odpycham go od niej i zaczynam się z nim szarpać.
- Głuchy jesteś?! Zostaw ją! - warczę na niego, a kiedy odwraca się w moją stronę od razu go poznaję. To Łukasz. Co tu jest grane?
- O patrzcie kto to się zjawił. Pan siatkarz.
- Spieprzaj stąd! - podchodzę bliżej i mierzę się z nim wzrokiem. Najchętniej obił bym mu tą cwaniacką mordę.
- Nie wtrącaj się. - prycha.
- Dobrali się... - w końcu odzywa się i Karola. Odwracam się w jej stronę. Kuca i zbiera rzeczy, które wypadły jej z torebki. Nie mam pojęcia o co jej chodzi.
- Chodź. - obok nas pojawia się Kubiak. - Ale się załatwiłaś. - mówi, kiedy pomaga jej wstać.
- Co? - zwracam się do niego.
- Jest pijana.
- To przez nich. - szatynka wskazuje na nas głową.
- Przez Ciebie. - Łukasz zwraca się do mnie uśmiechnięty od ucha do ucha. - Zadowolony z siebie jesteś?
- Jak to przez nich? - Michał drąży temat.
- Przez tego - szatynka wskazuje na mnie - musiałam się zabawiać i się na pić, ale to ten o - palcem wskazuje Łukasza - mnie upił.
- Jak to Cię upił?! - teraz to ja podnoszę głos.
- Normalnie. Wlewał we mnie drinka za drinkiem.A teraz chciał mnie wykorzystać. - odpowiada pewna siebie.
- CO?! - pytamy z Kubiakiem w tym samym momencie. Robię się coraz bardziej wściekły. Zaciskam policzki, a mina Łukasza rzędnie.
- Jeden głupszy od drugiego... Myślał, że jak się z nim prześpię to do niego wrócę. A Ty co myślałeś? - podchodzi bliżej mnie. - O ile w ogóle myślałeś, bo ja to się już szczerze trochę w tym pogubiłam. - Nie odpowiadam.
- Odprowadzę ją. - Misiek z Karolą wchodzą do klatki, a ja zostaję z Łukaszem. Czas w końcu to wszystko załatwić.

***
Budzę się i pierwsze co mnie dziwi to zbyszkowa ręka, która mocno obejmuje mnie pasie. Co tu jest grane? Byłam wczoraj pijana, ale nie tak żeby urwał mi się film. Pamiętam tą całą aferę pod klatką, swoją drogą Bartman zachował się trochę jak zazdrosny kretyn. Pamiętam również, że do mieszkania odprowadził mnie Michał, więc skąd do jasnej cholery wziął się w moim łóżku Zbyszek?! Unoszę głowę i spoglądam na zegarek. Jest bardzo wcześnie. Delikatnie wyswobadzam się z jego objęć i wstaję tak, aby go nie obudzić. Muszę wziąć kąpiel. A co w tym wszystkim najdziwniejsze nawet nie mam dużego kaca. Z kanapką w prawej dłoni i herbatą w lewej siadam na taborecie w kuchni i analizuje wczorajsze zajście, kiedy w drzwiach pojawia się zaspany brunet.
- Cześć. - uśmiecha się i siada naprzeciwko mnie. - Jak się czujesz? - czy on mówi serio?!
- Co Ty tu robisz?
- Nie pamiętasz? - dziwi się, ale to może ja powinnam się zdziwić na jego słowa? Nie mogę dać nic po sobie poznać.
- Pamiętam i to wszystko. Odprowadził mnie Michał, a Ciebie tu nie zapraszałam.
- Przyszedłem jak wychodził Misiek, spałaś na kanapie...
- A to ciekawe, bo obudziłam się w łóżku. - brunet uśmiecha się, ale nie złamie mnie tym. - I to z Tobą...
- Och Karola, Karola... Lepiej powiedz, co to było wczoraj...
- Słucham? Coś Ci się chyba pomyliło. - odkładam naczynia do zlewu i wychodzę z kuchni. Tuż przy drzwiach Zbyszek łapie mnie za rękę i przyciska do ściany.
- Czy Tu musisz być taka uparta?
- I jaka jeszcze? - patrzę mu w oczy i zagryzam wargę.
- Wkurzająca.
- Jedyną wkurzającą tutaj osobą jesteś Ty. Indzce nie przeszkadza gdzie spędziłeś noc?
- Jesteś zazdrosna. Podoba mi się to.
- Jesteś głupi. - próbuję się wyrwać, lecz Zbyszek wpija się w moje usta. Jego pocałunek jest brutalny i mocny, pozbawiony jakichkolwiek czułość. Łapię go za włosy i mocno za nie ciągnę. - Co Ty robisz?
- Przestań w końcu udawać.
- Ja niczego nie udaję.
- To przyznaj się.
- Do czego?
- Że Ci na mnie zależy.
- A jakie to ma znaczenie? Zaraz i tak wyjeżdżasz.
- To, co?
- Nie bądź śmieszny. Mój najdłuższy związek trwał pół roku. My znamy się od 3 miesięcy. Chyba nie myślisz, ze teraz przez 4 będę na Ciebie czekać? A może jeszcze liczysz na to, że będę siedzieć przed telewizorem i zaciskając kciuki będę oglądać każdy Twój mecz?
- Nie, będziesz na nie jeździć.
- W wakacje są lepsze rzeczy do roboty... Czekaj! - dopiero teraz docierają do mnie jego słowa. - Co Ty powiedziałeś?!
- Co Ci szkodzi spróbować? - nachyla się tak, że czuję jego oddech na policzku. Dzielą nas milimetry.
- To nie ma sensu. - mówię po chwili. Nie mogę oderwać wzroku od jego warg.
- Zobaczymy. - uśmiecha się delikatnie i czubkiem nosa styka się z moim.
- Ty zobaczysz... - przełykam ślinę. Nie mogę dłużej się powstrzymywać. Składam na jego ustach delikatny pocałunek. I wiem, co on dla niego oznacza...
________________________________________________________________
Przepraszam za ta długą przerwę. Mam nadzieję, że więcej takich nie będzie ;).

Zapraszam również na nowy rozdział na: Walcz o mnie

6 kwietnia 2013

Rozdział 16.



Cały czas śmieję się z głupot Michała i Patryka, a przy okazji nie zwracam uwagi na Zbyszka. Czy on na serio myślał, że wzbudzi we mnie zazdrość jakąś kelnerką? Swoją drogą mógł wybrać jakiś lepszy obiekt. Co ona ma lepszego ode mnie? Kolejny raz zjeżdżam ją wzrokiem, kiedy przechodzi przy nasz stoliku. Cholera! Właśnie oto mu chodziło! Zachowuję się tak, jak chciał. Spoglądam na telefon i z przerażeniem  wypowiadam na głos godzinę.
- Dora, chłopcy. Było miło, ale się skończyło. Będę lecieć.
- Już? – pierwszy odzywa się Kubiak.
- No, Karola. Nie wygłupiaj się.
- Nie mogę, sory. Jutro mam ważne sprawy do załatwienia.
- Nie mówiłaś… - Zbyszek nawet nie udaje, że wierzy w moje słowa.
- A pytałeś? – sięgam po torebkę i odchodzę od stolika.

***
Siedzę jak ostatni kretyn. Głupieję. Odprowadzam ją wzrokiem i wymieniam z chłopakami zdziwione spojrzenia. Jedynie wzruszam ramionami , kiedy Kubiak posyła mi pytające spojrzenie. Skąd mam wiedzieć, o co chodzi? Nie mam pojęcia, co ją tak wkurzyło. Na pewno nie Inga, w końcu to nie w stylu Karoli.
- Chyba nici z upojnej nocy… - stwierdza Czarnowski.
- Zamknij się. – odpowiadam zły. Upijam piwo i odchodzę od stolika. Mam ich dość. Wychodzę na zewnątrz i od razu ją dostrzegam. Stoi z założonymi rękoma i potupuje stopą. Na serio jest zła.
- Nie trudź się. Czekam na taksówkę. – skąd wiedziała, że jestem tuż za nią? Nawet się nie odezwałem.

***
Palant. Sama nie wiem, dlaczego jestem taka zła. Jeszcze jego mi brakowało…
- Co się dzieję? – On na serio oto pyta?
- Nic.
- To dlaczego uciekasz?
- Coś Ci się pomyliło. Wracam do domu, a nie uciekam. – chyba za bardzo przyzwyczaił się do słowa ucieczka.
- Więc dlaczego?
- Czego chcesz? – w końcu odwracam się w jego stronę. Stoi i wlepia we mnie te zielona ślepia. Uśmiecha się delikatnie i unosi brew. Cholera, nawet teraz mam na niego ochotę.
- Nie mówiłaś, że się śpieszysz…
- Nie pytałeś…
- Jakoś nie sprzeciwiałaś się jak miałem do Ciebie wpaść. – co?! Nie wierzę, że to mówi. No, no… Zbyszek z dnia na dzień robi się coraz pewniejszy siebie i nie obiera w słowach.
- Pomyśleć, że na początku byłeś taki nieśmiały… - na moje słowa brunet wybucha głośnym śmiechem.
- Żartujesz sobie? Ja nieśmiały?
- Dobra nie zmieniaj tematu. To moja taksówka. – wskazuje głową na pobliskie skrzyżowanie z nadzieją, że to właśnie mój transport.
- Jesteś zazdrosna?
- Ja? O co?
- Nie, ja… o Ingę – Hmm… Inga? Proszę, jeszcze to imię.
- Specjalnie mnie tu przyprowadziłeś? To miał być test? Co Ty sobie wymyśliłeś, co?
- A Ty specjalnie prowadziłaś mnie do klubu Łukasza? – tym razem to ja marszczę brwi. – A nie... Tylko na kolację do swoich rodziców… - prycha i zaciska policzki. Jest zły?
- To Twoja zemsta? – pytam niepewnie, a po chwili sama zaczynam się śmiać. – Nie wierzę… - kręcę głową i oddycham z ulgą, kiedy koło nas zatrzymuje się taksówka. – Ogarnij się. – poklepują go po ramieniu, po czym otwieram drzwi od auta.
- No, co? – pyta jak gdyby nie wiedział, o co mi chodzi. Wsiadam do samochodu i spoglądam na niego. Już mam zamiar się odezwał i z nim pożegnać, kiedy nagle łapie za drzwi i wsiada.
- Co Ty robisz?! – oburzam się.
- Mieszkamy w tym samym bloku. – rozkłada ręce i podaje adres taksówkarzowi.
- Świetnie. – Mówię pod nosem. Przysuwam się do drzwi, opieram głowę o szybę i całą drogę milczymy. O co właściwie nam chodzi? A raczej mi… Kłócimy się jak stare małżeństwo, a nawet nie wiemy, o co. Nie tak to sobie wyobrażałam. Miało nie być kłótni, miało nie być zazdrości, związków. Niczego miało nie być…
- Jesteśmy. – Zbyszek wyrywa mnie z rozmyśleń.
- Dobranoc. – wymijam go i przyśpieszam, idąc do swojej klatki.
- Poczekaj! – dogania mnie. – Tylko dobranoc?
- Tak. – odpowiadam oschle i ponownie przyśpieszam. Jednak po drodze coś do mnie dociera. Przystaję, a chwilę później wracam się do niego. – Nie. Właściwie to nie wszystko… Powinniśmy ograniczyć nasze spotkania.
- Co?
- Zróbmy sobie przerwę.
- O czym Ty mówisz?
- To wszystko poszło za daleko…
- Nie wygłupiaj się. – łapie mnie za rękę, a ja całuje go w policzek.
- Dobranoc, Zbigniewie. – odchodzę od niego.
- Ale Karola!
- Jak nie uśniesz sam to zadzwoń do Ingi albo do innej swojej przygody. – macham do niego i wchodzę do klatki. Za nim kładę się spać, wysyłam do Zbyszka wiadomość. Chcę, żeby miał pewność, że mówiłam poważnie.

Mogłam się spodziewać, że naszych spotkań nie da się ograniczyć. Przez kilka dni miałam wrażenie, że Zbyszek robi wszystko, abyśmy wpadali na siebie przy każdej możliwej okazji. Rano i wieczorem wychodził z psem wtedy, kiedy i ja wychodziłam z Fado. Gdy wracałam z pracy, on wychodził na popołudniowy trening. Nawet robiąc zakupy mijaliśmy się jak nie na parkingu to w sklepowej alejce, chociaż nigdy go tutaj nie widziałam. Ani razu ze sobą nie rozmawialiśmy. Jedynie wymienialiśmy uśmiech i krótkie dzień dobry bądź cześć. Nic więcej. Ani razu do siebie nie zadzwoniliśmy, chociaż wieczorem dostawałam sms’a, w którym życzył mi dobrej nocy.
- Z naszej przerwy zrobiła się komedia… - mówię od razu, kiedy otwiera mi drzwi swojego mieszkania. Wymijam go bez słowa i wchodzę do środka. – Omówmy to jeszcze raz. – odwracam się i dostrzegam niewysoką blondynkę, siedzącą na jego kanapie. – A może już to omówiliśmy. – wywracam oczami i pośpiesznie idę do wyjścia. Na Zbyszka wpadam w przedpokoju. – Sory, nie chciałam Ci przeszkadzać.
- Nie przeszkadzasz.
- A co? Liczysz na trójkącik?
- Nie wygłupiaj się. – mówi po cichu.
- Ja się wygłupiam?! Przez cały tydzień nie dawałeś mi odetchnąć, mimo że tylko oto Cię prosiłam, a teraz zabawiasz się z jakaś blondi i to ja się wygłupiam?! A może mi powiesz, że to Twoja siostra albo kuzynka. To Twoja siostra?
- Nie.
- Boże, po co ja tu przyszłam?! – mówię jak szalona i nie daję mu dojść do słowa. – Co ja sobie myślałam.
- Przecież…
- Tak przecież sama chciałam otwartego związku. Czego ja się spodziewałam?! Tylko po, jaką cholerę, pieprzyłeś o tej wyłączności ? Tak Twoim zdaniem wygląda wyłączność?!
- Karola!
- Wal się! – wychodzą trzaskając drzwi. Czuję się jakbym miała deja vu. Oddycham z ulgą, kiedy zasuwają się drzwi od windy. Opieram się plecami o ściankę i zaczyna robić mi się przykro. Naprawdę się do niego przywiązałam…

Stoję z butelką czerwonego Carlo Rossi  i pukam do drzwi Eweliny. Gdy otwiera mierzy mnie wzrokiem, a ja unoszę butelkę. 
- Znowu to samo? - stwierdza od razu. Nawet nie muszę nic mówić.
- Nie... Nie zupełnie. - wchodzę do środka i siadam na taborecie w kuchni. - Tym razem nie uciekłam.
- To, co?
- On uciekł... Do innej...
__________________________________________________________________________
Poprawiane kilka razy, a i tak daleko temu do tego, jakie miało być...

1 kwietnia 2013

Rozdział 15.

Wychodzę spod prysznica i po cichu wracam do pokoju.
- Już się tak nie skradaj. – zaspany Kubiak siada na łóżku i przeczesuje włosy. – W nocy się nie kryłeś.
- Co?– patrzę na niego jak na kretyna.
- Już dowiesz wiesz, co. Następnym razem jak będziesz miał ochotę na sex telefon to idź do kibla.
- Coś Ci się chyba przyśniło. – w duchu nie mogę powstrzymać się od śmiechu.
- Masz szczęście, że nie posunąłeś się dalej, bo bym nie wyrobił jakbym miał słuchać Twojego stękania.
- Jeśli Ty stękasz to ja nie chcę wiedzieć, co Ty robisz… - Misiek zaczyna się śmiać i bez słowa idzie do łazienki. Ja natomiast w między czasie ogarniam się i wysyłam Karoli sms’a. Gotowy siedzę na łóżku i Czekam na Kubiaka. Razem idziemy na śniadanie.
- A tak swoją drogą to weź przycisz ten telefon, bo wszystko słychać. – znowu zaczyna, kiedy czekamy na windę.
- Ciekawe, co…
- Czekaj jak to było… Luźny związek na wyłączność? – zaczyna się szczerzyć, a ja nie powiem, ale robi mi się głupio. – Ale Cię wzięło, stary! Nie poznaję Cię… - poklepuje mnie po ramieniu.
- Co go wzięło? – razem z nami do windy wsiada Czarnowski z Tischerem i Łasko.
- Nic. – chcę od razu zakończyć temat.
- Jak nic to znaczy, że kobieta. – Łasko, filozof się znalazł.
- Znaczy się Karola? – po chwili namysłu odzywa się i Patryk.
- Wy się lepiej zajmijcie taktyką, a nie…
- Dobra, dobra. Nie bój się. Wygramy.
- Zibi. – przed wejściem do restauracji zatrzymuje mnie Kubiak. – Weź się w garść, bo zaraz naprawdę będziemy bawić się na Twoim weselu. – głupi szczerzy się jak mysz do sera.
- Ty się martw o swój ślub.
- Ty! A może podwójny? Ale byłby impreza…
- I to niby Ty jesteś ten mądrzejszy?
- No, ba! – kretyn, sami kretyni…

***
Budzę się w całkiem dobrym humorze. Spoglądam na telefon i automatycznie uśmiech pojawia się na moich ustach.
„Jak się spało?;)”
„Bardzo dobrze ;-) A Tobie? Powodzenia.”
Szybki prysznic, śniadanie, zabieram Fado i jadę do Moniki. Niedziela, czyli rodzinny obiadek. Zamiast do rodziców, wolę jechać do siostry.
- Fado! – od progu dobiega do mnie krzyk Izki.
- A może tak ciocia?
- Ciocia! – rzuca mi się w ramiona, a gdy tylko ją puszczam od raz zabiera psa.
- Dzieci… - podsumowuję pod nosem i idę w głąb mieszkania.
- Hej. – Monia jak zwykle wita mnie szybkim całusem w policzek i wielkim kubkiem kawy. – Opowiadaj.
- Ty opowiadaj. – siadam naprzeciwko niej. – Słyszałam, że będę ciocią. Znowu…
- CO? – w jej oczach widzę przerażenie i oburzenie.
- No, jeszcze nie teraz, ale za jakiś czas…
- Ty się dobrze czujesz? O czym Ty mówisz?
- Podobno zajdziesz w ciążę, kiedy wezmę ślub… - Monia krztusi się kawą.
- Iza. – jedynie kręci głową. A jak na zawołanie do kuchni wchodzi mała.
- Mamo, a wiesz, że ciocia się żeni?
- Jak już to wychodzi za mąż, ale na pewno nie nasza ciocia…
- Zbyszek powiedział, że się ożeni z ciocią. – siada na krześle pomiędzy nami i z radością zaczyna machać nogami. – Będzie super! Będę rzucać kwiatki, a ciocia będzie miała sukienkę jak księżniczka… - Patrzę na nią z rozbawieniem, ale z każdym kolejnym jej pomysłem coraz bardziej zaczynam sobie to wszystko wyobrażać. Piękny, słoneczny dzień, dużo kwiatów, gości, muzyka, suknia jak z katalogu… Ja ze Zbyszkiem przed ołtarzem. Ja?! Przecież to niedorzeczne! On też mi jakoś nie pasuje do tej wizji. Nie, zdecydowanie nie.
- Chyba musicie pilnować, co mówicie…  - zmieniam temat i zwracam się do siostry. - A tak serio to, o co chodzi z tą ciążą?

Wracam do domu i lampką wina rozsiadam się na balkonie. Uwielbiam to robić. Cieszę się, że robi się coraz cieplej. Włączam radio i opieram stopy o barierkę. Przymykam powieki. Żyć nie umierać. Zaczynam zastanawiać się nad tą całą sytuacją. Co to właściwie jest między mną i Zbyszkiem? Zdecydowanie przywiązałam się do niego i to aż za bardzo. Swoją drogą czy jemu rzeczywiście na mnie zależy? Fakt faktem to wszystko trwa już trochę czasu i skoro jeszcze się nie znudził to może… Ehhh… Za chwilę kończy się sezon, niedługo Zbyszek wyjdzie na zgrupowanie, a jak nie będzie go tu na miejscu to na pewno to wszystko się zmieni. Jemu przejdzie, ja zapomnę, w końcu zawsze szybko zapominałam o facetach. Obydwoje wiemy, że to nie ma szans, nie ma przyszłości. A może jednak ma? Coraz bardziej myślę o tym, co mi powiedział, a raczej zarzucił. Czy byłam kiedykolwiek zakochana tak naprawdę? Myślałam, że tak… W Łukaszu, ale tu chodziło też o coś innego. Od początku to była fascynacja i interesy, dopiero później miłość, która i tak zakończyła się wielką klapą, a nie happy end’em… Teraz też zaczęło się od fascynacji, pożądania… Czy przerodziło się w coś więcej? Co chwila zaczynają dręczyć mnie kolejne pytania. Na szczęście z rozmyśleń wyrywa mnie telefon.
{- Hej.}
- No, heejj. – na dźwięk głosu Zbyszka przygryzam wargę i zaczynam zakręcać włosy na palcu.
{- Co robisz?}
- Relaksuje się…
{- Ach, tak... Ale nie przeszkadzam Ci?} – czy on się niczego nie uczy?
- Co chciałeś?
{- Chyba miałem Ci coś wynagrodzić…}
- W nocy za bardzo się nie spisałeś… - Zbyszek zaczyna się śmiać. Przymykam oczy i widzę jego roześmianą twarz, ten uśmiech i głębie zieleni bijącą z jego spojrzenia.
{ - Może dasz mi szanse na poprawę?}
- A co proponujesz?
{ - Będę za 15 minut.}
- Jeszcze tyle mam na Ciebie czekać?
{- 10… Będę za 10 minut.} – w tle słyszę śmiech Kubiaka, ale nie tyko śmiech. On coś mówi…
- Co tam Misiek chce? – dopytuję, lecz Zbyszek próbuje mnie zbyć. Michał chyba zdaje sobie z tego sprawę, ponieważ zaczyna krzyczeć coraz głośniej, a w końcu wyrywa mu telefon.
{- Siemka.}
- Co tam?
{- Ty weź go tam poducz jakoś, bo ten wasz numerek w nocy to była masakra jakaś.}  - we dwoje wybuchamy śmiechem w tym samym momencie i teraz to Bartman coś się burzy.
- Ja nie wiem, o czym mówisz, ale skoro jesteś taki doświadczony to Ty go poucz. Rozumiem, że rozmowy z Olimpią masz opanowane do perfekcji.
{- Sądziłem, że wy też, że on też…}
- No, ja też tak sądziłam... – po chwili gryzę się w język. Teraz to chyba i ja będę miała przechlapane u Zbyszka.
{- Dobra, mam pomysł. Weź się szykuj. Idziemy na piwo}  – Czy on naprawdę ma 25 lat? Ekscytuje się imprezką jak 17-latek. – {Nawet się nie wykręcaj.} – nie daje mi dojść do słowa. – {To tak jak chciałaś. Za 10 minut.}
- Za 15! – zdążam powiedzieć za nim Kubiak się rozłącza.

Od dobrych 20 minut powinnam zrywać ze Zbyszka ubrania, a zamiast tego przeglądam kartę i wybieram pizzę. Myślałam, że chociaż na to piwo skoczymy do jakiegoś pubu. Kolejny wieczór w towarzystwie siatkarzy. Co się ze mną dzieję?!
- To, co zamawiamy? – Zbyszek nachyla się nade mnie, a ja i tak wiem, że tylko chce się ze mną podrażnić.
- Pizzę?
- Myślałem, że wolisz inaczej spędzić ten wieczór… - szepcze, kiedy podchodzi do nas kelnerka. Przyjmuje zamówienie, a przez ten cały czas nie może oderwać wzroku od Bartmana. Uśmiecha się i ma maślane oczy. Czy ona go podrywa? W życiu nie widziałam czegoś gorszego. Na odchodne zakręca biodrem, a ja jednie przechylam głowę na lewo i patrzę na nią z politowaniem. Myślała, że wszyscy skupią się na jej wielkiej dupie?! Upijam colę, kiedy dostaję olśnienia! No, nie… Nie wierzę.
- Więc wracamy do tematu byłych? – spoglądam na Zbyszka, a to dobre. Specjalnie wybrał to miejscy czy to przypadek?
- Myślałem, że to Cię nie obchodzi. – porusza brwiami z tą swoją cwaniacką miną. Bezczelny!
- Co jest? – dziwi się Kubiak.
- O czym gadacie?
- O tym, że faceci są czasem żałośni.
- Oooo. Robi się ciekawie. – Patryk zaciera ręce.
- A ja myślałem, że bardziej chodzi o zazdrość. – Zbyszek mierzy mnie wzrokiem.
- Uważasz, że jest o co być zazdrosnym?
- O co może nie, ale o kogo…
-Tym bardziej nie. – zjeżdżam go wzrokiem coraz bardziej podirytowana.
- Dobra gołąbeczki, bo się zaraz pokłócicie. – temat kończy Kubiak, a po chwili kelnerka przynosi nasze zamówienie. Nawet nie zwracam na nią uwagi, a Zbyszek wygląda na dumnego z siebie. Ciekawe czy będzie miał taką samą minę, kiedy pożegnam się z nim pod klatka. Cwaniaczek...
 __________________________________________________________________________________
Pogoda mało świąteczna, a już na pewno nie wiosenna... Chcę słońca, upałów i lata! <3 
Mam nadzieję, że święta minęły Wam przyjemnie, ja już nie mogę patrzeć na stół ;).

Nowy rozdział również na: Walcz o mnie