7 sierpnia 2013

Rozdział 27

Zadowolony z siebie wchodzę do kabiny i pozwalam, aby gorąca woda spływała po moim ciele. Spodziewałem się, że będzie ciężko, ale nie sądziłem, że Karola będzie zachowywać się, aż tak dziecinnie. Z rozmyśleń nagle wyrywa mnie jej głos.
- Posuń się. – mówi swobodnie, po czym jak gdyby nic wchodzi do kabiny. W dodatku całkiem naga! Jestem tak zaskoczony, że nie mogę wydobyć z siebie słowa. Co więcej, nie jestem w stanie oderwać od niej oczu. Moje ciało reaguje na nią niemal, że natychmiastowo. - No, co? – pyta od niechcenia i odwraca się do mnie plecami. Sięga po żel i powolnymi, kolistymi ruchami zaczyna nakładać go na ramiona. Jest subtelna i taka seksowna. O kurwa! Przygryzam wargę, a uśmiech sam pojawia się na moich ustach. Dobrze wiem do czego dąży. Intrygantka. Robi to specjalnie. A może chce mnie uwieść? Na samą myśl zaczynam się śmiać. Pewnie tylko czeka, kiedy się na nią rzucę, a przysięgam, że zrobię to za kilka sekund.  - Nieraz widziałam Cię nago. W sumie nie ma żadnych rewelacji. – spogląda na mnie przez ramię i z chłodnym spojrzeniem zjeżdżam mnie  wzrokiem. Słucham?! Co to ma być? Kolejna jej gierka?! Nie rozumiem jej. Kompletnie jej nie ogarniam.
- Nie byłbym tego taki pewien. – nie wiem czemu zaczynam się z nią przekomarzać. – Żadna nie narzekała.- unoszę brew, a Karo jedynie kręci głową. – Nie jedna by się o to zabijała.
- Chciałabym to zobaczyć. – Śmieje się ze mnie.
- Lepiej spójrz na siebie. – Mówię bez zastanowienia, a ona sztywnieje. Odwraca się w moją stronę, opiera ręce na biodrach i mruży oczy.
- Coś się nie podoba?! – wkurzyła się. I dobrze! Oto mi chodziło.
- Czy ja wiem… Co nieco można by poprawić… 
- Chyba się przesłyszałam?
- Trochę się zmieniałaś... Zaniedbałaś? - przełykam ślinę i czekam, aż jej dłoń wyląduje na moim policzku. Udało mi się ją wkurzyć, ale reakcja jest zadziwiająco spokojna...
- Mówisz, że przytyłam?! - krzyczy.
- Raczej schudłaś. – przekrzywiam głowę i dokładnie przyglądam się jej ciele centymetr po centymetrze. – Jesz coś? Sama skóra i kości. Sam szkielet.
- Jeszcze powiedz, że wieszak. – aż kipi.
- Jak coś na siebie założysz to Ci odpowiem. – puszczam jej oczko, a ona wymierza we mnie palcem i robi krok w moją stronę.
- Znajdź sobie trzydrzwiową szafę ze zwisami, a ode mnie wara!
- Krągłości jeszcze żadnej nie zaszkodziły. – również robię krok w jej stronę. Mierzymy się wzrokiem. Nasze oddechy przyśpieszają.
- Tak jak i odrobina rozumu… –  mówi po chwili, a ja znowu nie rozumiem.  O co jej teraz chodzi?!
- Coś sugerujesz? – oblizuję usta, kiedy ponownie zagryza dolną wargę.
- Sądziłam, że jesteś mądrzejszy. Bynajmniej na takiego wyglądałeś…
- Znowu Cię rozczarowuję… - stwierdzam obojętnie, co nie uchodzi jej uwadze. Jednak po chwili wygląda jakby na coś wpadła. Oczy zaczynają jej błyszczeć, a palcem przejeżdża wzdłuż mojej klatki piersiowej. Kiedy jej palec styka się z moim rozgrzanym ciałem, jedynie głośno wypuszczam powietrze.
- Rozczarujesz mnie, jeżeli natychmiast mnie nie pocałujesz…- spogląda mi głęboko w oczy.
Drugi raz nie musi powtarzać. Brutalnie wbijam się w jej usta, tym samym popychając ją na drzwi od kabiny. Odwracam się i jedną rękę opieram się ścianę, a drugą trzymam na jej tyłku. Od razu obejmuje mnie nogami w pasie, a palcami przeczesuje moje przydługie włosy. Jesteśmy zachłanni, napaleni, spragnieni. Nie ma tym ani odrobiny czułości czy delikatności. Jęczę, kiedy gryzie moją wargę. Nie mam czasu, żeby zastanawiać się nad tym, czy robimy dobrze. Ba! Ja nawet nie wiem, co robimy i do czego to doprowadzi, ale nic nie jest w stanie mnie powstrzymać…
Ciasna, hotelowa kabina prysznicowa nie jest jednak najwygodniejszym miejscem na harce, dlatego szybko zamieniamy ją na pokój.
- Twoje łóżko czy moja podłoga? -  pytam pomiędzy kolejnymi pocałunkami. Doskonale wiem, że na moje słowa przewraca oczami.
- Przestań pieprzyć, Bartman.
- Jeszcze nie zacząłem, Miśkiewicz.
- Głupek! – pociąga mnie za sobą, a ja ledwo powstrzymuję się od tego, aby dodać, że zakochany głupek…

***

 Budzę się z głową na zbyszkowej klatce, z jego ręką na moich tyłku. Cholera, więc to nie był sen? Przymykam na chwilę powieki. Sama jestem sobie winna. Doskonale wiedziałam, że tak to się skończy. A może podświadomie do tego dążyłam? W końcu ostatnio nie myślałam o niczym innym…Pomimo tych wszystkich kłótni i nerwów, nie mogłam przestać o nim myśleć. Brakowało mi jego. Przyzwyczaiłam się do niego i to nie tylko do jego ciała... Nie wiedząc czemu, czuję jak rumienię się na tą myśl. Brunet delikatnie się porusza, a ja nieruchomieję. Nie chcę go obudzić, chociaż jego to i czołg by nie obudził. Zbyszek przekręca się na bok, jednocześnie przysuwając mnie jeszcze bliżej siebie. Muszę przyznać, że to całkiem przyjemne uczucie. Czy równie przyjemnie byłoby budzić się tak codziennie? Wspólne śniadania i pewnie tylko kolacje, bo w ciągu dnia byśmy raczej się mijali. Wspólne wieczory przed telewizorem, wspólne kąpiele i upojne noce. Kto normalny nie chciałby takiego życia? No kto?! Po chwili wracam do rzeczywistości. Zbyszek niedługo wyjeżdża i tak nie będzie. Nie ma, co marzyć, bo to bez sensu… Ze smutkiem patrzę na okno i przepiękną plażę, którą widać w oddali. To ostatnie nasze wspólne dni. Kto wie? Może już nigdy więcej się nie zobaczymy… Dlatego trzeba ten czas wykorzystać najlepiej jak to możliwe. Musimy nacieszyć się sobą. Chcę się nim nacieszyć. Nie chcę, aby szybko o mnie zapomniał.
- Dzień dobry. – nieświadomy mojej decyzji, czule całuje mnie w kark.
- Hej.
- Jak się spało?
- Dobrze. A Tobie? – w końcu odwracam się w jego stronę.
- Bardzo dobrze. – uśmiecha się szeroko, a z jego zielonych oczu bije blask.
- Na podłodze nie byłoby Ci tak wygodnie. – wystawiam mu język i mówię z przekąsem.
- Przecież i tak bym na niej nie spał. – zaczyna rechotać za co dostaje poduszką pod głowie. – Ej! Chcesz wojny?
- Boże, Bartman! Ile Ty masz lat?! – patrzę na niego ze zdumieniem. – Zbieraj tyłek i chodź na śniadanie! Umieram z głodu!

Do hotelowej restauracji wchodzimy objęci. Śmiejąc się, podchodzimy do stolika, przy którym siedzi Kubiak z Olimpią.
- Cześć gołąbki. - Zbyszek klepie go po ramieniu, a szatyn oblewa się kawą.
- Kurwa,  Bartman! - warczy wściekły Misiek, a chwilę później gapi się na nas jak na UFO. Z otwartymi ustami i oczami w rozmiarze pięciozłotówek spogląda to na mnie, to na Zbyszka, a na sam koniec na nasze splecione dłonie.
- Rozumiem, że wspólny pokój przyniósł oczekiwane efekty. - Olimpia porusza brwiami i przymyka miśkową buzię. - Kochanie, zachowuj się. - całuje go w policzek. 
- Za wami to, kurwa, nie da się nadążyć. - mówi, kiedy wraca do żywych.
- Przynajmniej się nie nudzisz. - puszczam mu oczko. - A tak w ogóle to... Chyba powinnam Cię przeprosić...
- Daj spokój. - macha ręką. W tym momencie to Zbyszek z Olimpią bacznie nam się przyglądają.
- Nie chciałam wtedy tak na Ciebie napaść... - mówię ze skruchą, chociaż rzeczywistość jest zupełnie inna. Chciałam się na nim wyżyć i to bardzo. Zrobiłam to z premedytacją.
- Spoko. Nie ma, o czym gadać. 
- A gdzie reszta? - brunet zmienia temat.
- Poszli na basen.
- Już?! Tak wcześnie... - dziwię się. - Spać nie mogli czy co...
- Bo akurat Wy spaliście...
- A co innego mogliśmy robić? - spoglądam na Kubiaka. Co prawda na jego policzki nie wkradają się rumieńce, ale w oczach pojawiają mu się iskierki. Faceci... Im tylko jedno w głowie.
____________________________________________
Nie sądziłam, że będziecie uważać Karolę za taką sukę... W gruncie rzeczy nie jest taka zła ;). 
Zbliżamy się do końca ( w końcu :D ) - pierwotnie pożegnać miałyśmy się już jakiś czas temu... Nie mam na to siły i nie chcę przeciągać czegoś, co i tak już nie przypomina swojego pierwowzoru.

1 sierpnia 2013

Rozdział 26.

Wracając do domu myślałem tylko o jednym – jak do cholery zmuszę ją do tego wyjazdu?! I to w dwa dni… W co ja się wpakowałem? To nierealne…

{...}
Postanowiłem nie naciskać. Przeczekać. A może raczej chciałem uniknąć niepotrzebnych kłótni i bezsensownych rozmów? Po prostu milczałem. Nie zadzwoniłem, nie poszedłem i nawet się z nią nie widziałem. Jak jakaś ciota... A może pomyślała, że ma rację i że udawałem? Pewnie uważa, że ją wykorzystałem, że się zabawiłem... Nie..., na pewno pomyślała, że odpuściłem. Każdy by tak pomyślał. Jednak nic bardziej mylnego. Zbigniew Bartman nigdy nie odpuszcza! Nawet wtedy, kiedy nie ma zielonego pojęcia, co robić…

{...}
Godziny mijają nie ubłagalnie. Kończy mi się czas, a ja nie zrobiłem nic, kompletnie nic. Tkwię w martwym punkcie. Została już tylko noc i to w dodatku niecała. Kończę właśnie pakowanie i z każdą kolejną sekundą godzę się z myślą, że polecę sam. Jako jedyny będę sam... Piąte koło u wozu. I pomyśleć, że to ja wymyśliłem ten cały wyjazd. Wszystko sam zorganizowałem, a teraz cała banda będzie bawić się w najlepsze, a ja zamiast korzystać z ‘wolności’, będę męczyć się sam ze sobą… Idiota. Zakochany idiota. I na co komu ta miłość? To wszystko przereklamowane...

***

Zegarek wskazuje 3:00, kiedy z pięknego i słodkiego snu wyrywa mnie jakieś głośne stukanie. Co to za dźwięk? Dopiero po chwili orientuję się, że to pukanie, co oznacza, że ktoś dobija się do moich drzwi. Tylko kto?! Kogo niesie o tej porze? Pewnie jakiś pijany sąsiad. Pewnie ci studenci, którzy mieszkają po drugiej stronie korytarza, urządzili sobie jakąś popijawę. Tylko dlaczego mnie muszą budzić w środku nocy?! Chowam głowę pod kołdrę, przekręcam się na bok i mam nadzieję, że ten popapraniec zaraz sobie pójdzie. Zaciskam mocniej zęby, jednak ktoś nie ustępuje. Co więcej po chwili słyszę przekręcający się w zamku klucz. Co jest grane?! Z trudem podnoszę się z łóżka i zaspana idę do przedpokoju. Moim oczom ukazuje się Monika, a tuż za nią z ciemnego korytarza wyłania się Zbyszek. Co do cholery?! Siostra – zadziwiająco zadowolona, on – poważny jak nigdy dotąd.W dodatku razem... W środku nocy...
- To jakieś żarty? – pytam nie dowierzając w to, co widzę, a chwilę później zaczynam ziewać. – Pali się? Wali? Co jest? - cisza. - Co wy tu robicie? - pytam ponownie.
- Pakuj się. – po chwili w końcu odzywa się Bartman.
- Słucham? – z zaskoczenia dławię się, lecz po chwili szok mija i nie mogę powstrzymać się od śmiechu. Władczy i stanowczy jest taki zabawny.
- Pakuj się. – powtarza jak gdyby nic, po czym wymija mnie i wchodzi do mojej sypialni. – Jedziemy na wakacje! – krzyczy zza drzwi.
- Zmusisz mnie? – z rozbawieniem wchodzę do środka, opieram się o szafę tuż przy nim i przyglądam się jak wyciąga z niej moje ubrania.
- A żebyś wiedziała. – fuka, gdy przebiera w moich strojach kąpielowych. Ciekawe, że akurat od nich zaczyna.
- I co? Wsadzisz mnie na siłę do samolotu czy zapakujesz do walizki?
- Zobaczysz. – unosi wzrok, spogląda mi prosto w oczy i porusza brwiami w ten swój charakterystyczny sposób, a ja nawet nie wiem, kiedy zagryzam wargę od tego jego seksownego spojrzenia. 
- Jakiś Ty zabawny… - po chwili wracam do siebie i nie daję za wygraną. - A teraz koniec żartów. Spadaj, bo spóźnisz się na samolot. – podchodzę bliżej i chwytam za sukienkę, którą trzyma w dłoni.
- Nie martw się, zdążymy.
- Pośmialiśmy się? To super. A teraz…
- Daj spokój. – Ewelina nie daje mi skończyć. Ciekawe czym ją przekabacił, skoro jest po jego stronie. – Wakacje dobrze Ci zrobią.- co za argument. Ciekawe, co jeszcze ma w zanadrzu.
- A Fado?
- Zajmę się nim. W końcu i ja mogę zrobić coś dla Ciebie.
- Chyba dla niego. – wskazuję głową na Zbyszka, który jedynie uśmiecha się pod nosem. – Zostaw to! To się nie nadaję! – interweniuję, kiedy wyciąga jedne z najgorszych moich szortów. -  Zwariowałeś?

Niedługo potem przekraczamy drzwi lotniska. Idziemy krok w krok, lecz nie odzywamy się do siebie ani słowem. Z rozbawieniem obserwują zdziwione miny jego znajomych. Jedyną pozytywnie nastawioną osobą wydaję się być Olimpia, która od razu rzuca mi się na szyję. Dziewczyna Kubiaka od razu zachwyca się tym, jak to będzie wspaniale.
- Przekonałeś ją? – do moich uszu dobiega szept Miśka.
- Za łatwo poszło… - odpowiada mu Bartman, tym samym podsuwając mi pewien pomysł. Masz rację Zbysiu, za łatwo…

Całą podróż, która nie trwała zbyt długo, spędzam ze słuchawkami na uszach. Niestety, nie udało mi się zamienić z nikim miejscami, więc muszę siedzieć obok Bartmana. Jednak nie mam zamiaru niczego mu ułatwiać i niech wie, że wcale nie cieszę się z tego wyjazdu. Zresztą, przez te kilka godzin chyba wszyscy zauważyli już, że jestem tu na siłę. I bardzo dobrze. Niech każdy wie, a co!

W hotelu jesteśmy dosłownie sekundę – zostawiamy bagaże, przebieramy się w pośpiechu i od razu idziemy na pobliską plażę. Nadąsana tym, że nie mogłam nacieszyć się widokiem z hotelowego balkonu, przedrzeźniam Zbyszka w każdy znany mi sposób. Chłopaki po chwili biegną już do wody, a ja z dziewczynami rozkładam się na leżakach z drinkami w dłoniach. Między nami zapada niezręczna cisza, więc chcąc nie chcąc sama zaczynam temat Zbyszka. Widać bez tego nie da rady...
- Przesadzam?
- Wcale, że nie! – od razu zaprzecza Olimpia.
- Nie jest tak źle. – Klaudia puszcza mi oczko i zaczyna bawić się parasolką od napoju.
- Na pewno uważacie, że przesadzam... Na serio nie chcę zepsuć Wam wakacji, ale…
- Nie chcesz, żeby mu to uszło?
- Zachował się jak palant...
- Jak zawsze. - zadziwia mnie komentarz Marty.
- To nie tak… Po prostu… - sama nie wiem, co mam powiedzieć. Wiem, że mam rację i już.
- Macie swoje charakterki.
- Całkiem popieprzone charakterki… - stwierdzam z rozbawieniem.
- Co prawda, to prawda…
- Dobra, koniec tego smęcenia! Toast!- Olimpia kończy sztywną pogawędkę.
- Za co?
- Za wakacje!
- Za wakacje! – krzyczymy i śmiejemy się w najlepsze.

***

Karola jeszcze przed chwilą wyglądała na szczęśliwą, a wystarczyło, że do niej podszedłem i jej uśmiech zamienił się w grymas. Nie zwraca na mnie uwagi. Zlewa mnie i to w dodatku z premedytacją. Nawet nie ukrywała, że to przeze mnie idzie do baru... Jak mam ją do siebie przekonać? W głowie mi się nie mieście, że nie umiem sobie poradzić z dziewczyną. Kto jak kto, ale ja?!
- Przestań ciągle o niej myśleć! – mówi z irytacją Kubiak. – Przypominam Ci, że jesteś na wakacjach! - w tym samym czasie podsuwa mi pod nos butelkę z piwem.
- A ja przypominam Ci, że sam kazałeś mi ją porwać. - dopiero po chwili łapię się na tym, co powiedziałem.
- Co? – przez zdziwione miny chłopaków w końcu zaczynam się śmiać.
Jednak moja radość nie trwa zbyt długo. Kiedy widzę jak Karola flirtuje z jakimś kolesiem przy barze, uśmiech szybko schodzi mi z ust. Typek perfidnie ją podrywa, a jej najwyraźniej to się podoba. Ze złości zaciskam pięść.
- Odpuść sobie. – czuję, jak Damian poklepuje mnie po ramieniu.
- Nigdy nie byłeś taki zazdrosny... - mówi Misiek, po czym drapie się po głowie. - Chyba, że... - urywa w połowie. Ciekawe do czego zmierza...
- Dawno mówiłem, że nic z tego nie będzie… - dodaje Marcin. Znawca się znalazł… - Jesteście tacy sami, a to nigdy nie wróży niczego dobrego.
- Jeszcze zacznij pieprzyć jak to przeciwieństwa się przyciągają… - prycham i wkurzony wracam do wody. Muszę popływać. Może w ten sposób wyładuję złość.

***

Muszę przyznać, że przez cały dzień świetnie się bawiłam. Na moje nieszczęście wieczór minął nie wiadomo kiedy, a co za tym idzie jest środek nocy... Pierwszej z kilku spędzona sam na sam ze Zbyszkiem. Oczywiście, musiał zarezerwować nam jeden pokój w dodatku z jednym łóżkiem. W sumie mogłabym wynająć jakaś jedynkę, ale po co robić jeszcze większą szopkę? Bartman zawsze może przespać się na podłodze...
- Zapomnij. - mówi, kiedy wręczam mu jego poduszkę i koc.
- Nie podoba się? Zawsze możesz iść do kogoś do pokoju... - z dumą unoszę brew.
- Już mam pokój i nie zamierzam zamieniać go na inny. - wyszczerza te swoje zęby i kładzie pościel z powrotem na swoje miejsce. - Poza tym nieraz spaliśmy w jednym łóżku...
Nie mam zamiaru zachowywać się jak dziecko i nie będę się z nim kłócić. Łóżko jest wielkie, więc spokojnie się zmieścimy. Niech tylko spróbuje się do mnie dobierać...
- Idę wziąć prysznic.
- O nie! - oburzam się. - Idę pierwsza!
- Za późno! - śmiejąc się, zamyka za sobą drzwi od łazienki. O nie, Panie Bartman... Gdy tylko słyszę szum lejącej się wody, wchodzę za nim do łazienki. Związuję włosy i ściągam ubrania.
- Posuń się. - mówię, kiedy otwieram drzwi od kabiny prysznicowej. Jego mina jest nie do opisania. Nie jest w stanie wydobyć z siebie słowa. Doskonale wiem, o czym teraz myśli. - No, co? - spoglądam na niego. - Nieraz widziałam Cię nago. W sumie nie ma żadnych rewelacji. - zjeżdżam go wzrokiem i jak gdyby nic zaczynam się myć.
____________________________________________________________
Dodaję z tableta, więc ciężko jest mi poinformować zainteresowane osoby o nowym rozdziale - zrobię to jak najszybciej! :) Pozdrawiam 

22 lipca 2013

Rozdział 25

Z zaciśniętymi wargami i zagryzionymi policzkami idę coraz szybciej. Czuję jak gotuje się we mnie krew, a wszystko inne pulsuje. Jakbym mogła to bym chyba wybuchła. Prycham z niedowierzaniem, a nie wierzę, że dałam się tak wykorzystać. Na co mi to było? Mogłam to skończyć, kiedy była pora. Dobra zabawa nigdy nie powinna trwać za długo, bo wszystko zawsze się w końcu komplikuje. Bynajmniej moje życie zawsze się komplikuje. Ktoś tam na górze nieźle się bawi pociągając za sznurki… Szkoda, że moje zawsze musi splątać ze sznurkami takich... Och, mnóstwo określeń przechodzi mi teraz przez myśli.
- Jasna cholera! – mówię pod nosem.
Nie jestem w stanie opisać tego, jak bardzo jestem wściekła. Sama już nie wiem czy powinnam płakać, czy się śmiać, a najchętniej wykrzyczałabym całemu światu wszystko, co o nim myślę. Przerośnięty dupek! Co on sobie wyobraża?! Wiedziałam, przecież od początku wiedziałam, że takim facetom nie można ufać. To nie ten typ. A ja głupia zaczynałam wierzyć w tą jego zmianę i w szczerość jego uczuć…
W myślach pojawiają się kolejne epitety, kolejne pytania, a nogi same przyśpieszają. Idę coraz szybciej, jakby z opaską na oczach. Czuję jakbym szła sztywno wyznaczoną drogą. Na nic nie zwracam uwagi. Zupełnie jakbym się wyłączyła. Nic do mnie nie dociera. Nie wiem nawet, kiedy mija mi droga z parku na osiedle. W dodatku,  gdyby nie malutka dłoń Izy, która coraz mocniej zaciska się na mojej, zapomniałabym i o niej. Ze smutkiem spoglądam na siostrzenice, a kiedy widzę jak jej krótkie nóżki prawie, że biegną, zwalniam. Przystaję i ściskam jej rączkę, pocierając kciukiem jej dłoń. Kiedy niepewnie unosi wzrok, uśmiecham się delikatnie, lecz w jej oczach widzę tylko strach. Kretynka ze mnie. Ona nie jest niczemu winna. Nie mogę się na niej wyżywać. Z wyrzutami sumienia powoli przechodzimy przez ulicę. A wtedy mój wzrok zatrzymuje się w jednym punkcie. Nie mam prawa wyżywać się na Izie, ale nikt mi nie zabroni na Kubiaku, który właśnie wychodzi z klatki Bartmana. Nie, lepiej nie. Lepiej niech nie staje mi na drodze. Nie mam ochoty na żadne bezsensowne dyskusje. Nerwowo marszczę brwi i chcę wyminąć go jak najszybciej.
- Karola! – pech chciał, że akurat musiał mnie zauważyć. – Karola, zaczekaj! – przyśpiesza kroku. Sama nie wiem, dlaczego przystaję, mimo że najzwyczajniej w świecie mogłabym go olać i iść przed siebie. Po kilku sekundach podchodzi lekko zdyszany i z tym swoim podejrzanym wyrazem twarzy spogląda to na mnie, to na małą. – Wiesz może gdzie jest Zbyszek? – duka i rozgląda się. – Myślałem, że jest z Tobą… Miał być… - mówi pod nosem i przeczesuje włosy.
- A widzisz, żeby był?! – unoszę brew. Niby w okularach, a jednak ślepy… - Nie ma go i nie będzie! Szukaj go gdzie indziej. A teraz zejdź mi z drogi, bo się śpieszę. – mówię z niechęcią. Nie mam zamiaru udawać i ukrywać swojego wrogiego nastawienia.
- Już wiesz… - mówi zrezygnowany. Powinnam jeszcze bardziej się wkurzyć, bo wychodzi na to, że tylko ja nie wiedziałam, ale widząc minę Michała nie jestem w stanie tego zrobić. W jego oczach jest coś dziwnego… Nie, nie mogę się nad tym rozwodzić. Chociaż może…
- Wiem o czym? – pytam jak gdyby nic. – O wakacjach? – nie daję dojść mu do słowa. – A może o przeprowadzce szanownego Pana Bartmana? Oczywiście, że wiem. Nie jestem głupia i umiem czytać gazety. – dodaję, chociaż nawet nie wiem, skąd Ewelina wzięła te informacje.
- Mówiłem mu, że źle to rozgrywa…
- Rozgrywa?! A czy wam się, kurwa, przypadkiem życie z grą nie pomieszało? – klnę, zapominając o Izie, która ponownie przytula się do mojej nogi.
- Nie to chciałem powiedzieć. Nie denerwuj się.
- Myślisz, że jestem zdenerwowana? Nie widziałeś mnie zdenerwowanej… - unosi brew i patrzy na mnie jak na głupka. Może mają mnie za tępą laskę, którą można się zabawić... - Szkoda mi na Was czasu... - macham jedynie ręką w jego stronę.
- Karola, daj sobie wyjaśnić.
- Nie ma, co wyjaśniać! – przypadkowo odwracam się i w tym momencie oddali dostrzegam zbliżającą się postać Zbyszka. Jeszcze jego tutaj brakuje... – Daj mi spokój! – zwracam się do Kubiaka. – Obaj jesteście siebie warci. Przyjaciele… - spoglądam na niego z pogardą, po czym go wymijam.

Włączam Izie bajkę, a sama idę do kuchni. Koło moich nóg kładzie się Fado, który jakby rozumiał mój podły nastrój. Chowam twarz w dłonie i jeszcze raz próbuję to wszystko sobie poukładać.
- Ciociu, nie płacz.
- Co? - unoszę wzrok w stronę blondynki. - Nie płaczę. - Jeszcze tego by brakowało. Dopowiadam w myślach.
- Mama zawsze płacze jak pokłóci się z tatą.
- A często się kłócą? - próbuję wykorzystać sytuację.
- Czasami. - podchodzi i siada mi na kolana. - Ostatnio często.
- Ale potem się godzą? - nie odpowiada, jedynie kiwa twierdząco główką.
- A Ty pogodzisz się ze Zbyszkiem?
- Nie wiem, Skarbie.
- Nie gniewaj się na niego. On jest fajny. - zarzuca mi rączki na szyję.
- Ech. - całuję ją w czoło. - Koniec tego smutania. - pstrykam ją w nosek. - Robimy obiad?
- Tak!
- Jeszcze musimy dodzwonić się do tej Twojej mamy. Niedługo muszę iść do pracy...

***
- A nie mówiłem?! Wiedziałem, że tak będzie! - pocieszające słowa Kubiaka, które dolatują do moich uszu, gdy tylko do niego podchodzę.
- Cześć.
- Kretynie, mówiłem, że to spieprzysz.
- A skąd mogłem wiedzieć, że się o tym dowie?! - wyrzucam z siebie, lecz widząc żałosne spojrzenie Miśka, mam jeszcze większą ochotę przywalić sobie w twarz. No, tak... Na, co liczyłem? W końcu wszędzie o tym piszą, jak mogłaby się nie dowiedzieć.
- I co teraz?
- Nic... - Nic... Powtarzam w myślach. Jestem stracony.
- A co wakacjami? Może poleci? Wtedy wszystko wyjaśnicie.
- Naćpałeś się czegoś? - tym razem to ja zerkam na niego z politowaniem. W cuda nie wierzę...
- Masz jeszcze czas, żeby ją przekonać.
- Ta... Poleci chyba jak ją porwę...
- Zawsze jakieś wyjście. - Kubiak próbuje rozluźnić atmosferę.
- Popierdoliło Cię? - kręcę głowę i go wymijam.
- A Ty gdzie?!
- Do domu!

***
 W pracy jestem do niczego, co nie uchodzi uwadze Łukasza.
- Co z Tobą? - pyta, gdy siada obok mnie przy barze.
- Mam zły dzień. Nie można?!
- Pewnie, że można. - odpowiada spokojnie i pokazuje barmanowi, aby podał nam po jeszcze jednym drinku.
- Co Cię dręczy?
- Nie Twoja sprawa.
- Chyba nie gniewasz się na mnie? - unoszę wzrok, kiedy kładzie dłoń na moim ramieniu. - Byłem pijany, nie chciałem.
- Przestań. - wymownie spoglądam na jego rękę, dzięki czemu od razu ją zabiera.
- To przez niego?
- Przez kogo?
- Przez tego siatkarzyka.
- Nie będziemy o tym rozmawiać. - wypijam prawie całego drinka na raz i zamawiam kolejnego.
- Nie warto się upijać. - znowu próbuje mnie niańczyć, czym tylko wyprowadza mnie z równowagi.
- Zajmij się sobą i odwal się! - spoglądam na niego i na chwilę zatrzymuję wzrok na jego oczach. Z nim też na początku to miała być zabawa. Jednak nie umiał się bawić. A może to ja nie umiem? - Odchodzę. - mówię ni stąd ni zowąd.
- Co? Żartujesz sobie.
- Nie.
- A co z naszą umową?!
- Właśnie wygasa. - wzruszam ramionami, biorę drinka i przesiadam się do stolika obok.
- Jeszcze do tego wrócimy. - mówi wściekły Łukasz. - Jak Ci przejdzie... - dodaje, po czym odchodzi.
- Oczywiście... - śmieję się pod nosem, lecz uśmiech szybko znika mi z twarzy. - Co tu robisz?!
- Musimy pogadać.
- Ja nic nie muszę.
- Daj mi wyjaśnić.
- Wszystko jest jasne. - wstaję i chcę odejść, ponieważ nie mam zamiaru go słuchać. Brunet jednak łapie mnie za nadgarstek i mi to uniemożliwia.
- Chciałem powiedzieć Ci o tym wyjeździe na wakacjach. Chciałem o tym porozmawiać i się doradzić, ponieważ to jeszcze nic pewnego. Nie podjąłem ostatecznej decyzji.
- I co? Czekasz na zgodę? Śmiało. Droga wolna. - próbuję mu się wyrwać. - A na wakacje możesz zabrać kogoś innego.
- Zbiorę Ciebie. - mówi przez zęby, lecz jest przy tym bardzo pewien siebie.
- Zmusisz mnie do tego?
- A żebyś wiedziała! - mierzy mnie wzrokiem i odchodzi. Najzwyczajniej w świecie wychodzi, zostawiając mnie zdezorientowaną.
_____________________________________________________________________________
Nie będę kolejny raz Was przepraszać i się tłumaczyć, bo to chyba bez sensu :(. Chociaż może powinnam? (...) Powiem jedno – wraz z odejściem starego laptopa (i całej jego zawartości), odeszła również wena. Czy powraca? Mam nadzieję, że tak, ale pisać coś po raz trzeci ( ;/ ;/ ;/ ) zniechęca i to bardzo… Jakieś plusy? Pomysł na coś nowego, coś niedługiego, coś co może wkrótce powstanie...

BUZIAKI dla Was za to, że wciąż chcecie to czytać ;) :* :* :*

Nowy rozdział również na Zasługujesz na więcej.

25 czerwca 2013

Rozdział 24.

Po raz pierwszy od dawna coś mi się śniło. W dodatku coś fajnego. Coś, co… No, właśnie coś, co zapominam, kiedy budzę się, czując czyjś dotyk. Przed moimi oczami jest klęczący przede mną Zbyszek, który przykrywa mnie kocem. Uśmiecham się, widząc go takiego skupionego i delikatnego. Mhm… Coś za widok o poranku.
- Hej. – mówię szeptem.  
- Hej. – na powitanie zaczesuje mi kosmyk włosów za ucho. – Co tu robisz? – pyta marszcząc brwi. Ma na sobie jedynie czarne bokserki i muszę przyznać, że wygląda bardzo, ale to bardzo apetycznie.
- Przez Ciebie nie wyspałam się kolejną noc z rzędu. – odpowiadam, gdy tylko przestaję gapić się na niego jak napalona małolata. Na potwierdzenie swoich słów, rozmasowuję obolały kark.
- Czemu tu spałaś? – na jego twarzy wciąż maluje się powaga.
- Musiałam usnąć… Usiadłam na chwilę i…. – gryzę się w język. Właściwie, po co mu się tłumaczę? Mogę spać gdzie tylko chcę..
- Myślałem, że…
- Że, co? – przerywam mu. – Że specjalnie gnieżdżę się w fotelu?! Zastanów się. – unoszę się i z niedowierzaniem kręcę głowę. – Gdybym nie chciała z Tobą spać, to położyłabym się na kanapie… - dodaję spokojnie.
- Więc chcesz ze mną spać? – podłapał od razu, a z radości, aż oczy zaczęły mu błyszczeć.
- Nie to miałam na myśli. – czochram jego ciemne włosy, a kiedy jego dłonie, które chwile wcześniej znalazły się na moich biodrach, przysuwają mnie bliżej siebie, przerywa nam cieniutki głosik Izy.
- Ciociu… - od razu odpycham od siebie bruneta i podchodzę na Małej.
- Dzień dobry. – kucam przed nią i całuję ją w czubek noska, na co Młoda marszczy się okrutnie.
- Głodna jestem.
- No, to co? Robimy śniadanie. – stwierdza Bartman i pogwizdując idzie do kuchni.
Zwykła czynność jaką jest robienie jajecznicy, sprawia że nie mogę oderwać od niego oczu. Co ja mam robić? Nie wiem, co czuję. A może i wiem, ale nie chcę się do tego przyznać? Cholera, przecież już dawno obiecałam sobie, że nie będę kierować się uczuciami. Trzeba myśleć głową i nie ulegać pokusom. Można szaleć, można się bawić, ale nie angażować. Jaką przyszłość miałby nasz związek? Źle zaczęliśmy naszą znajomość, więc tym bardziej jest na straconej pozycji. Nie potrzebuję deklaracji i muszę przekonać do tego samego Zbyszka, a wtedy wszystko zostanie tak, jak jest. Po co komplikować i zmieniać coś, co jest dobre? Niepotrzebne i wymuszone zmiany nigdy nie przynoszą czegoś dobrego.
- Nie jesz? – z rozmyśleń wyrywa mnie głoś bruneta.
- Jem, jem… - odpowiadam i zaczynam mieszać widelcem po talerzu.
- Ciociu, a gdzie mama? – na słowa Izy unoszę wzrok. Właśnie, co z Moniką? Od razu idę do salonu sprawdzić telefon. Nie dzwoniła, nie odpisała na moją wiadomość, a przecież jest rannym ptaszkiem. Na pewno już nie śpi, a wie gdzie mieszka Zbyszek. Zdezorientowana wracam do kuchni i biorę łyk soku.
- Mama musiała coś załatwić. – kłamię, bo co innego mogę zrobić? – Tata wczoraj pojechał do pracy, co nie?
- No. – odpowiada wcinając Zbyszkowi jajecznicę. – Powiedział, że jak wróci to pójdziemy na mecz, ale przecież już nie ma meczy. – wzrusza z niezadowoleniem ramionami.
- Koniec gadania. Jemy i idziemy na spacer z Bobkiem. Zaraz zsika się na dywan. – zarządza Bartman.
- Fuuuuu. – od razu obrzydza się Iza. – Fado nie sika na dywany.
- Ale z Fado też trzeba wyjść. – dodaję, nie mogąc przestać myśleć o siostrze.
Kolejną alejkę w parku pokonujemy w ciszy. Jedynie Izie nie zamyka się buzia, ale nie odzywa się do nas, a do psów. Nie wiem, jakim cudem udaje jej się prowadzić obydwa jednocześnie, ale jest w siódmym niebie.
- O czym  myślisz? – w końcu odzywa się Zbyszek.
- Co to było wczoraj? -  przystaję i patrzę na niego pytająco.
- Ale, co?
- Nie udawaj głupka. Po tym wszystkim pod restauracją…
- Karola, ja nie chciałem…
- Nie przerywaj mi. – zwracam mu uwagę. – Przyszedłeś, nawet nie przeprosiłeś, a… Myślisz, że seks wszystko załatwi?
- To nie tak.
- A może właśnie… Może to dowód.
- Na, co? – dziwi się.
Przygryzam wargę i za nim mu odpowiadam, spoglądam w stronę Izy.
- Na to, że jednak łączy nas tylko seks? – pytam, nie patrząc w jego stronę. – Może miałam rację i pomyliłeś się, w swoich uczuciach?
- Nie masz racji. – mówi stanowczo. – Wiem, co czuję, a wczoraj…
- Zbyszek! Zbyszek! – rozmowę przerywam nam nawoływanie Młodej. – Pohuśtaj mnie!
- Później do tego wrócimy. – nie pyta, lecz stwierdza i idzie w jej stronę. – Chodź. – rozkazuje, a ja podążam za niego z dziwnym uczuciem w środku.
- Później to lepiej pakuj się na samolot. – dodaję pod nosem, co jednak nie uchodzi jego uwadze.
- A Ty razem ze mną.
- Zabawne. – prycham, kiedy biorę od Izy smycze psów i siadam na sąsiedniej bujawce.
- Mówię poważnie. – odpowiada, gdy zaczyna ją bujać.  – Lecimy na wakacje.
- No, to lećcie… Miłej zabawy.
- Nie zachowuj się jak dziecko.
- Wyżej! Jeszcze wyżej. – z radością pokrzykuje Mała.
- O co ci chodzi? Lecicie na wakacje, więc życzę Wam dobrej zabawy. – wywracam oczami.
- Też lecisz. Wszyscy lecimy. My, Kubiak z Olimpią i jeszcze kilka osób. Cała paczka, rozumiesz? – ostatnim słowem jeszcze bardziej mnie irytuje.
- Myślisz, że na Twoje zawołanie wszystko rzucę i będę skakać z radości na myśl o wakacjach z Twoimi znajomymi?
- Tak, tak właśnie myślę. - mówi z irytacją i zaczyna się denerwować. Co jak co, ale wyprowadzanie go z równowagi mam już chyba opanowane do perfekcji. -  Poza tym to chyba też są Twoi znajomi?
- Zapomnij. Poza tym nie jestem jakąś popieprzoną gówniarą, która na jedno słowo poleci z piskiem się pakować. Mam swoje sprawy do załatwienia. Obowiązki, zobowiązania...
- Ciekawe jakie...
- Jeszcze teraz, kiedy Monika...
- Jak zwykle uparta. - przerywa mi. - Monika jest dorosła, a Ty i tak w niczym jej nie pomożesz. Sama musi się ze wszystkim uporać. O Izę też nie musisz się martwić.
- Co nie znaczy, że z Tobą polecę!
- Wszystko musisz robić mi na złość?
- A my z ciocią jedziemy nad morze. – wtrąca się Iza. – Jak w każde lato, prawda?
- Prawda. Właśnie jak widzisz ja też już mam zaplanowane wakacje.
- Możecie jechać jak wrócimy. Kilka dni Cię nie zbawi.
- Na kilka dni nie opłaca się jechać. Poza tym mam pracę.
- Chyba nic Cię już w niej nie trzyma. - mówi to z wyrzutem w głosie. Znowu ta jego zazdrość. Właśnie! On cały czas był zazdrosny! Tylko o co? Dlaczego?! Przecież nie jesteśmy razem, poza tym nigdy nie dałam mu do tego żadnych podstaw!
- Chyba nie zrezygnuje z pracy dnia na dzień, bo szanowny Pan Bartman zapomniał mnie uprzedzić o swoich planach? Nie mówiąc już o tym, że nawet nie spytał czy chcę jechać z nim na jakieś pieprzone wakacje! – krzyczę. Uspokajam się po chwili, kiedy spoglądam na smutne oczka Izy. Biedna, kolejny raz musi być świadkiem kłótni.Policzki Bartmana zaciskają się ze złości. Mierzymy się wzrokiem, gdy nagle rozbrzmiewa się dźwięk mojego telefonu. Wyciągam go i odbieram z nadzieją, że to Monia. Niestety, to Ewelina, która zaskakuje mnie swoim pytaniem.
- ...
- Co?! O czym Ty do mnie mówisz?
- ...
- Żartujesz sobie?!
- ...
- Nie wierzę. Nie, kurwa, nie wiedziałam... Dobra, na razie.
Rozłączam się w szoku nie dowierzając temu, czego właśnie się dowiedziałam. Zbyszek w tym samym czasie zdejmuje Małą z huśtawki i odciąga mnie za łokieć na bok.
- Nie zrezygnujesz, bo nie możesz czy może nie chcesz? - syczy, wciąż zaciskając dłoń na moim przedramieniu.
- Słucham?! - widząc w nim agresję i ton głosu z wczoraj od razu przypominają mi się jego słowa.
- Nie chcesz polecieć ze mną, bo wolisz zostać z nim?!
- Przeginasz.
- Ja przeginam? Zastanów się, kurwa, nad sobą! Nad tym, co robisz i czego chcesz!
- Nie będziesz tak do mnie mówił!
- Bo, co?!
- Bo nie jestem pierwszą lepszą szmatą! Chociaż... Chyba właśnie pokazałeś, za kogo mnie masz... - wyrywam się z jego uścisku i przywołuje do siebie Izę. - Myślałam, że wszystko zrozumiałeś, jak widać znowu się pomyliłam... - wciskam mu w dłoń smycz Bobka, a sama chwytam za rękę Młodą.
- Ty się pomyliłaś?! A co ja mam powiedzieć? To ja nie wiem kim jesteś! Wiesz, co czuję i bawisz się tym!
- Co takiego?! - dawno nie byłam tak zła. - Ja się bawię?! A kiedy zamierzałeś mi powiedzieć, że wyjeżdżasz grać za granicę?! - wyrzucam z siebie informację, którymi podzieliła się ze mną Ewelina. - To ta Twoja odpowiedzialność i stabilizacja?! Pieprzysz jak to Ci na mnie zależy i jak to chcesz spróbować, a w tym samym czasie planujesz sobie przyszłość z dala stąd?! - Bartman nic nie odpowiada. Ślepo się we mnie wpatruję, a ja nie mam ochoty patrzeć na niego ani chwili dłużej. Wściekła wracam do mieszkania. 
_____________________________________________
Bo największe problemy stwarzamy sobie sami – z głupoty, uporu i od tak dla zasady…

Wracam! :))) Mam nadzieję, że już na dobre :). 
Zgodnie z obietnicą wczoraj pojawił się nowy rozdział na Zasługujesz na więcej, jestem również w trakcie nadrabiania zaległości na Waszych blogach. Od tej pory mam nadzieję, że uda mi się być ze wszystkim na bieżąco :). 
Pozdrawiam :*

17 czerwca 2013

Info.


Niestety, ale w związku ze złośliwością rzeczy martwych, z nauką na najważniejszy egzamin w życiu ( :/ ) i szkoleniem do pierwszej pracy ( :D ) JESZCZE przez ten tyg nie pojawi się nic nowego... :(((

Przez ostatni tydzień również narobiły mi się znowu ( :( ) zaległości na Waszych blogach, ale obiecuję wszystko nadgonić!

Nowe rozdziały, a także komentarze pod straconymi przeze mnie Waszymi rozdziałami będą pojawiać się systematycznie od przyszłego poniedziałku.

Przepraszam i mam nadzieję, że zaczekacie jeszcze tych kilka dni.

Pozdrawiam Was serdecznie! :*

8 czerwca 2013

Rozdział 23.


Rodzeństwo – tak bardzo jak je kochamy, tak bardzo go nie znosimy. Ile razy kłóciłam się z Moniką? Ile razy mnie wkurzała i ile razy miałam jej dość? Pewnie tyle samo razy byłam szczęśliwa, że ją mam. A teraz? Nigdy w życiu nie rozmawiało mi się z nią tak ciężko. Nigdy w życiu nie byłam na nią tak wściekła. Nigdy nie miałam jej tyle do zarzucenia, a jednocześnie nigdy nie miałam wrażenia, że tak bardzo jej nie rozumiem. Moje argumenty nie trafiały do niej w ogóle. Zresztą wcale się jej nie dziwię, skoro do tej pory to ja najbardziej krytykowałam szwagra. Cholera jasna. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że ją rozumiem. I to, aż za dobrze… Kolejne moje westchnięcie i jej głośny, nierówny oddech. Wykrzyczała się, wypłakała i usnęła, a ja siedzę po cichu wpatrzona w jej zmartwioną twarz. Starsza siostra. To ona zawsze była tą mądrzejszą, odpowiedzialną i to z niej zawsze miałam brać przykład, a tymczasem widzę jak na własne życzenie rozwala sobie życie. Jestem w stanie zrozumieć, dlaczego wdała się w romans, ale kompletnie nie rozumiem dlaczego akurat z Karolem. Jeżeli była tak bardzo nieszczęśliwa, co do tej pory skutecznie ukrywała, dlaczego nie poszuka szczęścia u boku kogoś kto byłby nie tylko wspaniałym partnerem, ale i zaopiekowałby się Izą? Właśnie, Iza! Z przerażeniem sięgam po telefon i sprawdzam godzinę. Całkowicie straciłam poczucie czasu. Nie sądziłam, że jest aż tak późno… Zostawiam siostrze karteczkę i szybko kieruję się do mieszkania Bartmana.
- Przepraszam, że tak długo… - mówię, kiedy Zbyszek otwiera mi drzwi. Brunet nic nie odpowiada, jedynie wpuszcza mnie do środka. Niechlujnie poprawia włosy i gestem ręki wskazuje na kuchnie. Posłusznie idę za nim, lecz nie wiem czego mam się spodziewać.
- Zasnęła. – odzywa się, kiedy nim zdążam spytać i jednocześnie stawia przede mną butelkę wina i dwie lampki. Marsze brwi. Co on znowu kombinuje?
- Obudzę ją. – mówię niepewnie. –  Jeszcze raz przepraszam, że tak długo to trwało...
- Poczekaj. – łapie mnie za rękę, gdy wstaję z krzesła i nie daje wyjść mi z kuchni. Przyciąga mnie do siebie i sadza na swoich kolanach. – Porozmawiajmy. – zaczesuje kosmyk moich włosów za ucho i głaszcze mnie po policzku. Wygląda na zmęczonego, a jego oczy nie wydają się być tak zielone jak zawsze. Nie ma w nich żadnych iskierek. Wiedziałam, że nie odpuści. Tylko, co ja mam mu znowu powiedzieć?
- Jest już późno.
- Iza i tak śpi. – nie odpuszcza.
- Ale Monika…
- Co z nią? – wchodzi mi w słowo. A ja tylko wypuszczam głośno powietrze. Schodzę z jego kolan, siadam naprzeciwko niego i podsuwam mu pustą lampkę.
- Rozmawiajmy. – mówię podciągając nogi pod brodę i zagryzając wargę czekam, aż naleje mi wina. – Tylko nie pytaj znowu, co mnie łączy z Łukaszem. – uprzedzam jego pierwsze pytania. – A jeśli już musisz to najpierw ja chętnie posłucham o tych laskach, od których się różnię. – uśmiecham się i nie spuszczam z niego wzroku. Nie wiem tylko, dlaczego on też się uśmiecha.
- Nie chciałem oto pytać.
- Czyżby? A już myślałam…
- Łączy was praca.
- Praca. – powtarzam i nabieram coraz większych wątpliwości. Do czego on zmierza?
- A skoro nie łączy was nic poza pracą to… Może czas coś z tym zrobić?
- Chcesz, żeby łączyło nas coś więcej? – widząc jego minę mam ochotę walnąć się w czoło. Zamiast go wkurzyć zrobiłam z siebie kretynkę.
- Nie. – wciąż jest zadziwiająco spokojny. – Chcę, żeby nic was nie łączyło.
- A, ale to nie takie proste…
- Dlaczego? Chodzi o pieniądze?
- Nie odpuścisz, co? Nie dasz spokoju dopóki nie dowiesz się wszystkiego o mnie i o nim, nie? Chcesz wiedzieć? Nie, nie chodzi o pieniądze. Nigdy nie chodziło. Łukasz nie jest taki. Jemu tylko i wyłącznie chodzi o mnie. Zawsze chodziło o mnie. Oto żebym była z nim, a jak nie z nim to żebym była blisko. Zadowolony?
- Nie.
- Zbyt ogólnie? Pewnie wolisz ze szczegółami…
- Nie musisz tak się zachowywać.
- Nie muszę. – wzruszam ramionami. – Po prostu nie mam, co Ci powiedzieć. Mam Ci opowiadać jak to dwóje ludzi poznaje się ze sobą i zafascynowani zakochują się w sobie? – zaciska wargę, więc nie to chciał usłyszeć. – A potem jak już się zakochają to ze sobą są. – kontynuuję. – No, chyba że to jednak nie jest miłość, a sama satysfakcja to wtedy trochę się komplikuje… A najgorzej jak jedna ze stron kocha, a druga nie.
- Domyślam się, że to Ty kochałaś.
- Chyba właśnie nie… Na pewno nie, inaczej nie czułabym się przytłoczona, ograniczona i nie miałabym tego dość.
- Uciekłaś?
- Nie przytłaczały mnie uczucia, a Łukasz. Był zaborczy, nadopiekuńczy i nieznośny. Nie chciałam związku, a mimo wszystko postanowiłam spróbować. Nie spodobało mi się. Miarka przebrała się, kiedy mi się oświadczył. Odmówiłam… Uprzedzę Twoje kolejne pytanie. Mój ojciec uważał, że to doskonały kandydat na zięcia i właśnie wtedy Łukasz wciągnął go w swoje interesy. Nie wyłudził kasy jak to usłyszałeś od Karola. Ojciec zainwestował w jego drugą firmę. Nie wiedział tylko, że Łukasz nie jest taki święty, jeśli chodzi o interesy i robi je z różnymi ludźmi. Zwłaszcza ostatnio… Nie chciałam, aby wyszły z tego jakieś nieprzyjemności, a tym bardziej żeby tata miał problemy. Zgodziłam się na pracę w klubie, a Łukasz wykupił jego udziały. Tyle. Teraz zadowolony?! – Zbyszek nic nie mówi. – Jak widzisz nie jest to tak powalająca historia jak mogłeś się spodziewać, tym bardziej jestem zdania, że nie musiałam Ci o tym mówić.
- Tym bardziej nie musiałaś robić z tego takiej tajemnicy i mogłaś normalnie mi o tym powiedzieć.
- Jak zawsze musi być na Twoim…
- Nie rozumiem Cię… Nie rozumiem, czemu tworzysz wokół siebie taki mur… Czego się boisz?
- Niczego. Wszystko wyolbrzymiasz.
- O co chodzi, Karola?
- Mi? – unoszę brwi. Zbyszek zaskakuje mnie swoim pytaniem.
- Czego Ty chcesz?
- Do tej pory sądziłam, że tego samego, co Ty... – odpowiadam pewna siebie.
- No, właśnie chyba nie… - brunet upija wino, a ja wywracam oczami.
- Przestań.
- Co? – tym razem to on świdruje mnie wzrokiem.
- Przestań wciskać mi te kity. Mam Ci uwierzyć, że się zakochałeś? Proszę Cię. Ty, który uciekasz od związków? – zmieniam ton głosu, a na jego twarzy zaczyna malować się złość. – Od początku wiedziałeś, że się nie angażuję. Co więcej sam deklarowałeś to samo…
- Może zmieniłem zdanie?
- A kto powiedział, że ja zmieniałam?
- Myślałem, że…
- Że, co? Co Ty myślałeś? – wstaję i zaczynam krążyć po kuchni. – Bo ja myślałam, że jestem jedną z kolejnych lasek, które postanowiłeś wyrwać. Sam powiedz. Nie chciałeś się zabawić? Nie oto chodziło?
- Zależy mi na Tobie. – Bartman wstaje i pomału do mnie podchodzi.
- Nie oto Ci chodziło? – powtarzam pytanie.
- Karola,  czemu jesteś taka niedostępna? – odwracam twarz, kiedy staje tuż przede mną. Jest zdecydowanie za blisko, a ja jestem taka zmęczona. Zarówno tą rozmową, nim jak i wszystkim w koło. W głowie ponownie pojawiają mi się myśli związane z Moniką. Jak mam jej pomóc? Nie mam na to wszystko już sił. Najchętniej wtuliłabym się w zbyszkowe ramiona i wymazała z pamięci wydarzenia z ostatnich 2 – 3 tygodni. Milczę. Nie wiem, co mam mu powiedzieć. – Dlaczego boisz się związków? Czemu uciekasz? – kolejne jego pytania dołują mnie jeszcze bardziej.
- Powinnam już pójść… - w odpowiedzi na moje słowa Zbyszek unosi mój podbródek, nachyla się i opiera czołem o moje czoło.
- Spróbujmy.
- Nie. – szepczę, a słowo z trudem przechodzi mi przez gardło.
- Dlaczego?
- Bo nie! – unoszę głos. – Bo ani ty, ani ja nie nadajemy się do związków! Bo się nie uda. Skończy się jak zawsze, a ja nie chcę cierpieć! Nie chcę tego wszystkiego przeżywać... – głos zaczyna mi się łamać. – Nie będziesz wierny, a zdrady nie wybaczę. Rozumiesz? – nie wytrzymuję i po policzkach zaczynają płynąć mi łzy.
- Skarbie, nie płacz. Ja nie… Ja nigdy…
- Zdrada wszystko niszczy... Zawsze… – przerywam mu. – A teraz jeszcze Monika… Ja przyczyniłam się do tego…
- To nie Twoja wina. Nie możesz się obwiniać. – Zbyszek mocno mnie obejmuje i całuje w czubek głowy.
- Co teraz będzie… Jeszcze Iza…
- Akurat o nią to nie musisz się martwić. – odsuwam się i patrzę na niego pytająco. – Sporo dziś rozmawialiśmy. – uśmiecha się i kciukiem ociera moje policzki. – Wszystko się ułoży zobaczysz.
- Wątpię… A może… Sama nie wiem… - nie jestem w stanie zastanawiać się nad tym – Dobra, obudzę Małą i idziemy.
- Nie wygłupiaj się. Nie będziesz jej budzić. Daj dziecku spać. Sama też powinnaś się położyć.
- Właśnie zamierzam to zrobić?
- To świetnie. Łazienka jest Twoja.
- Żartujesz sobie?
- Napisz do Moniki, że Iza zostaje u Ciebie, idź weź prysznic i idziemy spać.
- Mowy nie ma.
- Karola, jest środek nocy.
- No, dobra! Idź pierwszy do łazienki, a ja pogadam z Monią…
Monika nie dzwoniła, więc zapewne jeszcze się nie obudziła. Zamiast dzwonić, piszę jej krótką wiadomość. I w końcu zaglądam do pokoju, w którym śpi Iza. Co ze mnie za ciotka. Zamiast od razu zajrzeć do dziecka to ja wdałam się w te głupie rozmowy, które i tak nic nie przyniosły… Gdy Zbyszek zwalnia łazienkę, biorę długi prysznic. Całe pomieszczenie wypełnione jest parą, a gorąca woda spływająca po moim ciele, przynosi mi ulgę. Kiedy staję przed lustrem, nie mogę się nadziwić, co ja tutaj robię… Wychodzę z łazienki i staję przed kolejnym dylematem. Położyć się na kanapie czy ze Zbyszkiem? Najchętniej położyłabym się z Izą, ale nie zmieścimy się we dwie na tej małej sofie. Po cichu uchylam drzwi od sypialni. Oddycham z ulgą, kiedy do moich uszu dolatuje zbyszkowe pochrapywanie. Przez chwilę mu się przyglądam i jak na złość odechciewa mi się spać. Wracam, więc do salonu, zwijam się w kulkę w fotelu i spoglądam w stronę okna. Przyglądając się opustoszałej ulicy uśmiecham się w duchu, kiedy przypominam sobie jak nie tak dawno cieszyłam się ze swoje wspaniałego i ułożonego życia… Gdzie ono się podziało?!
___________________________________________________________________
Musicie wiedzieć, że Karola denerwuje mnie równie mocno, co i Was :p. Mam nadzieję, że to się zmieni... :) W końcu Zbyszek trochę się zmienił to może i ona się zmieni ;> A może nie? Któż to wie :D

Nowy rozdział na Zasługujesz na więcej :)

29 maja 2013

Rozdział 22.

Przez dobrych kilka sekund mierzę Karola wzorkiem i mam ochotę go zabić. Z jego ust nie schodzi cwaniacki uśmiech, a ja co rusz zaciskam ze złości pięść. Co on sobie wyobraża?
- Nie przejmuj się, Karo. Powiem Ci w tajemnicy, że Ty też nie przypominasz tych lasek, które od niego wychodzą. Nie tylko on nie należy do Twojej bajki. – puszcza mi oczko, a ja nie bardzo rozumiem. W sumie to rozumiem, tylko nie wiem czy mam w to wierzyć. Staram się ukryć swoje zdziwienie.
- Dość tego! – między nas wkracza Bartman.
- Luzik. – odpowiada beztrosko Karol i zaczyna się wycofywać. – A, Karola! Skoro tak martwisz się o Izę to z pewnością zaopiekujesz się nią wieczorem. Wiesz, my z Monią mamy nieco inne plany. – pokazuje te swoje krzywe zęby i jak gdyby nic siada z kolegami przy stoliku w drugim końcu restauracji.
- Palant. – warczę pod nosem i przenoszę wzrok na Zbyszka, który patrzy to na mnie to na niego. Co gorsza nie wygląda na zdezorientowanego, ale na złego! Na co jest zły? Na mnie, na Karola? Na to, co usłyszał czy czego ja się dowiedziałam? O nie! Nie mam ochoty teraz o tym myśleć. Jeszcze tego mi teraz brakowało. Mam ważniejsze sprawy na głowie, niż jego wyrzuty i pytania. Poprawiam włosy i patrząc mu w oczy, kręcę z rezygnacją głową. Odwracam się na pięcie i mam zamiar odejść, lecz oczywiście Zbyszek łapie mnie za łokieć. Jest taki przewidywalny, wręcz banalny… Przypomina mi się jak stał z tym bukietem kwiatów i mam ochotę się roześmiać. Nie wierzę, że ma w sobie tyle sprzeczności. Niby taki waleczny, odważny, dumny, a jednocześnie taki… No, właśnie jaki? – Puść. – mówię, stojąc do niego plecami.
- Karola… - przysuwa się do mnie, a ton jego głosu jeszcze bardziej wyprowadza mnie z równowagi.
- Odwal się Bartman. – wyrywam się z jego uścisku. – Zajmij się swoim życiem! – unoszę głos i szybkim krokiem idę w stronę drzwi. To nie na moje nerwy.

***

Nie mam zielonego pojęcia, co tu się dzieję! Co to było?! Stoję osłupiały i odprowadzam Karolę wzrokiem.
- Idź za nią! - spoglądam na Kubiaka. - No, idź! 
Nie wiem czy to dobry pomysł, ale idę. Biegnę, a kiedy wychodzę na zewnątrz rozglądam się jak szalony. Nigdzie jej nie ma. Jasna cholera! Znowu... Czemu to akurat mnie musi spotykać?! Mnie, który nigdy się nie wiązał. Biegam za nią jak głupi, a nawet nie wiem czy mam za czym biegać. Nic z tego nie rozumiem. Łukasz, teraz jeszcze ten cały Karol i kasa... Od początku ciągle się przewijała. Pieniądze, praca, dom. Łukasz też coś pieprzył o mieszkaniu, samochodzie. Myślałem, że Karolina odcina się od rodziny, że chce sama do wszystkiego dojść, ale teraz... O co w tym chodzi?!
- Karola! - krzyczę, kiedy dostrzegam ją na postoju taksówek, lecz nawet nie drgnie. - Poczekaj!
- Na, co?! - odwraca się w moją stronę, ale nie patrzy mi w oczy. - Czego Ty chcesz?!
- Prawdy. - unoszę jej podbrudek i napotykam na jej pusty, smutny wzrok. Od jej oczu zawsze bił blask. Iskierki, od których robiło się ciepło na sercu. Teraz jest pustka.
- Znasz prawdę. Nie okłamuję Cię.
- Nie mówisz mi wszystkiego.
- A Ty mówisz? Nie bądź śmieszny.
- Chcę w końcu wiedzieć, o co w tym wszystkim chodzi...
- Rozmawialiśmy o tym. Nie pamiętasz? - wtrąca.
- Mam prawo wiedzieć! - mówię szybko, a kiedy docierają do mnie jej słowa milknę. - Rozmawialiśmy? 
- Nie pamiętasz? - uśmiecha się kpiąco. - Gdybyś przyszedł trzeźwy, a nie zalany w trzy dupy to byś pamiętał. - wywraca oczami. - Daj mi spokój, Bartman. 
- Nie! - unoszę głos i nie pozwalam jej wsiąść do taksówki.
- O co Ci chodzi? - pyta wściekła.
- Co Cię łączy z Łukaszem?! - na moje pytanie prycha.
- Mówiłam już. Praca. 
- Tylko? - Karola milczy. - O czym on mówił? O jaką kasę chodzi? 
- Nie Twoja sprawa.
- Dlaczego z nim pracujesz? Co musiałaś zrobić? - nie wiem czemu, ale pytając oto w mojej głowie tworzą się przeróżne historie. W każdej puzzle układają się w całość. Każda jest równie możliwa i każda równie niedorzeczna. 
- O czym myślisz? - przybliża się do mnie. - Zapytaj wprost. - wbija we mnie wzrok, a ja nie wiem czy ugryźć się w język, czy wypowiedzieć to, co w siedzi w mojej głowie. Sekundy mijają, a ona nie ustępuje.
- Spałaś z nim? Sypiasz? - mówię niepewnie, ale zamiast usłyszeć odpowiedź, czuję mocne uderzenie w policzek. Od razu rozmasowuję obolałe miejsce, które mocno piecze. Nie zawahała się. Uderzyła z całej siły. Jednak nie to boli najbardziej, lecz wyraz jej twarzy. Nigdy żadna dziewczyna nie patrzyła na mnie w ten sposób. Bez słowa wsiada w taksówkę, która właśnie podjechała na postój, a ja nie robię nic, aby ją zatrzymać. 
- Kurwa! - przeczesuję włosy i mam ochotę coś rozwalić. Uderzyć w coś, żeby wyładować złość. Jestem głupi. Co mnie podkusiło?! Nie musiałem być taki ostry! Trzeba było to wszystko inaczej rozegrać. Podbiegam do kolejnego auta i każę taksówkarzowi jechać z nią. 
- Może Pan jechać szybciej?! - pytam ze złością, kiedy coraz bardziej zostajemy w tyle. Jeszcze trochę i całkiem stracę ten samochód z oczu. Jak na złość czerwone światło zapala się na prawie każdym skrzyżowaniu. Znowu stoimy. Jasna cholera! Rozglądam się i zastanawiam się dokąd ona jedzie. Może do niego?! Krew zaczyna we mnie buzować. Nie, na pewno nie. Staram się uspokoić. Po chwili oddycham z ulgą, kiedy droga zaczyna być znajoma. Jedzie do domu. Pacan pojechał na około. Jeszcze chwila, jeszcze chwila... - uderzam pięścią w siedzenie i powtarzam w myślach. Ostatnie skrzyżowanie, ostatnia uliczka i za nim podjeżdżamy pod nasz blok Karola wchodzi do klatki. Nie czekam na resztę, wysiadam pędem i biegnę za nią. Drzwi windy dosłownie zamykają mi się przed nosem. Nie mam zamiaru stać jak kołek. Nie mogę. Coś wewnątrz mi nie pozwala. Biegnę schodami. Staję przed jej drzwiami i pukam, a gdy otwiera od razu wpijam się w jej usta. Przyciskam ją do ściany i całuję tak, jakbym nigdy więcej miał tego nie robić. 
- Przepraszam. - szepczę między kolejnymi pocałunkami i nogą zamykam drzwi. Karola nic nie odpowiada. Całuje równie zachłannie. Odbijając się od ściny do ściany zrywamy z siebie kolejne ubrania i nawet nie wiem, kiedy znajdujemy się w jej sypialni. Zaskakuję ją, biorąc ją na ręce i delikatnie kładąc na łóżko. Jeszcze nigdy za nikim tam nie tęskniłem jak za nią. 
- Jesteś moja. - mówię pod wpływem emocji, uczuć, chwili albo sam nie wiem czego. - Moja. - podkreślam i ponownie napieram na jej spierzchnięte wargi...
Karola leży na mojej klatce piersiowej, a ja głaszczę ją po głowie. Bawię się jej włosami do momentu, w którym postanawiam przerwać tą ciszę. Karola jednak mnie uprzedza, bowiem bez słowa wstaje z łóżka.
- Co robisz? - pytam zdziwiony, gdy zaczyna się ubierać.
- To nie ma sensu...
- Nie uciekaj. - wstaję i podchodzę do niej.
- Lepiej będzie jak już pójdziesz... Jeszcze nie zdążysz spakować się na samolot.
- Nie zdążymy. - poprawiam ją, lecz nawet nie zwraca na to uwagi.
- Nie pasujemy do siebie.
- Jak to nie?
- Nie chcę Cię w to mieszać... - odwraca się w moją stronę i przykłada dłoń do mojej twarzy. Delikatnie muska mnie po policzku. - To nie jest takie, jakie wydaje się być. W moim życiu nie wydarzyło się nie wiadomo co.
- Tym bardziej nie rozumiem, dlaczego robisz z tego taki problem...
Rozmowę przerywa nam dzwonek do drzwi. Jak zwykle w najmniej odpowiednim momencie. Karola idzie otworzyć, a ja rozglądam się za swoimi ubraniami. Gdy wychodzę z sypialni dostrzegam w przedpokoju Monikę z Izą, która od razu do mnie podbiega. Widzę, że chcą pogadać.
- Idziemy na spacer z Fado i Bobkiem, co Ty na to? - zwracam się do Izy, chociaż moje słowa bardziej skierowane są do Karoli.
- Ale super! - Iza od razu sięga po smycz boksera i leci do drzwi. 
- Będziemy u mnie.- całuję Karolinę w policzek, po czym wychodzę.
_______________________________________________________________
Nie umiem... Nie jestem w stanie napisać tego tak, jak było, dlatego powstało takie coś...

Pojawiła się również jedynka na Zasługujesz na więcej. 

Pozdrawiam i miłego długiego weekendu :) [ pogodnego! ] 

23 maja 2013

Rozdział 21.

Przekręcam się z boku na bok. Jest mi strasznie niewygodnie. Wszystko mnie boli. Czuję każdą kość. Cholerna kanapa. Pomyśleć, że ten gość w meblowym tak ją zachwalał. Krętacz jeden. Pomału otwieram oczy, przeciągam się i siadam. Potrzebuję masażu i nawet wiem kto będzie go robić. Już on mi się odwdzięczy. Bartman, na samą myśl o nim uśmiech wkrada się na moje usta. Ten to dopiero będzie dziś zdychał. Nie żebym była złośliwa, ale z ciekawością wstaję i zaglądam do sypialni. Jakie jest moje zdziwienie, kiedy łóżko jest puste. Zdezorientowana rozglądam się i nie wiem, co myśleć. Nie, to niemożliwe, żeby wyszedł bez słowa. To nie w jego stylu. A może to wszystko mi się śniło? Coś na pewno mi się śniło. Coś z nim… Jak zwykle nie mogę sobie przypomnieć. Nie, nie wymyśliłam sobie tego. To niedorzeczne.  
- Dupek jeden. – mówię pod nosem i idę wziąć prysznic. Co on sobie myślał? Przylazł pijany, urządził szopkę, ledwo udało mi się go doprowadzić do łóżka i jak gdyby nic wychodzi bez słowa? Palant. Już ja mu pokażę, że tak się ze mną nie pogrywa. Sięgam po dresy, a tuż obok dostrzegam cacuszko, które z pewnością nie należny do mnie.
- Hmmm… - ciekawe skąd się tu wziąłeś. Zastanawiam się w myślach obracając telefon Zbyszka w dłoni.  Musiał wypaść mu z bluzy, którą tu kładłam. Swoją drogą dawno nie męczyłam się, aż tak bardzo z rozbieraniem faceta. Zawsze musi być ten pierwszy raz. W tym przypadku pierwszy i ostatni. Nigdy więcej nie będę użerać się z pijanym Bartmanem. Ani z żadnym innym. Mam swoją godność. Szybko się przebieram i postanawiam załatwić to jak najszybciej. Chwytam klucze od mieszkania, swój i jego telefon i wychodzę w pośpiechu. Całe szczęście, że mieszka tak blisko. Wchodzę do sąsiedniej klatki. Sama nie wiem czemu, ale wysiadając z windy zamiast od razu iść w swoją stronę, przypadkowo spoglądam w drugą i nie wierzę własnym oczom.
- Monika?! – mówię prawie, że szeptem i dziwię się na widok siostry.

***
Szybki prysznic, spacer z Bobkiem i radością, ale jednocześnie ogromnym bólem głowy udaję się do mieszkania Kubiaka. Z tego, co pamiętam tak się umawialiśmy. W dodatku nigdzie nie mogę znaleźć cholernego telefonu. Mam nadzieję, że zostawiłem go u niego…
Cały dzień zleciał nawet nie wiem, kiedy. Sprawy w klubie, spotkanie z kibicami i zmordowany, zmęczony w końcu mogę chwilę odpocząć podczas kolacji w naszej ulubionej knajpce.
- A Karola gdzie? – pyta Olimpia, gdy tylko przywitała się z Miśkiem.
- Romeo zgubił telefon. – odpowiada zadowolony szatyn.
- No, i? Co za problem? – Olimpia od razu wyciąga swój aparat i zaczyna gdzieś dzwonić.
- Przestań. Później do niej wpadnę. Musimy wyjaśnić, co nieco…
- Jeszcze tego nie zrobiłeś? – dziwią się wszyscy naraz.

***
Zszokowana rozmową z siostrą, a zarazem wściekła, że przyłożyłam do tego rękę najchętniej rozmówiłabym się z kim trzeba. Obiecałam jej, że nie będę się wtrącać, ale jak mam tego nie robić? Przez to całe zamieszanie kompletnie nie miałam czasu na załatwienie spraw z Bartmanem. Na szczęście od Olimpii wiem, gdzie są. Błyskawicznie znajduję się na wskazanym przez nią adresie. Wchodzę do restauracji i od razu dostrzegam tą ich bandę. Jak ich nie dostrzec? Wielkoludy, których słychać od samego wejścia. Stolik na samym końcu, w rogu lokalu. Myśleli, że nikt ich tu nie pozna? Naiwniacy. Całe szczęście siedzą tyłem, więc udaję mi się podejść na tyle blisko, aby słyszeć o czym mówią.
- Ty się lepiej zacznij już pakować, bo znowu nie weźmiesz połowy rzeczy. - śmieje się Kubiak.
- Lepiej martw się o siebie. Gdyby nie Olimpia pewnie nawet o gaciach byś zapomniał. - Bartman nie jest mu dłużny.
- Ma kilka dni, więc zdąży. - śmieje się szatynka. Szatynka? To Olimpia? Zmieniła fryzurę? - Właśnie jak się umawiamy? Jedziemy razem? Najważniejsze nie spóźnić się na lotnisko, jak ostatnio... - Lotnisko? A to ciekawe.
- Cześć. - mówię oschle i kładę na stół telefon Zbyszka. - To chyba Twoje. - wywracam oczami i nie daję nikomu dojść do słowa. - Mam nadzieję, że jesteś zadowolony ze swojej szopki. Chyba nie muszę dodawać, że więcej ma się to nie powtórzyć? Następnym razem będziesz spać na klatce. A Ty... - odwracam się w stronę Michała. - Myślałam, że lepszy z Ciebie przyjaciel. Zostawić go samego na pastwę losu?
- Na Ciebie. - odpowiada szybko, a ja jestem pełna podziwu jego szczerości.
- Spoko...
- Karola, ja rano... - Zbyszek wstaję, lecz mój wzrok przykuwa zupełnie, co innego. A raczej kto inny.
- Karol! - łapię za rękę chłopaka, przechodzącego obok nas i krew zaczyna się we mnie gotować.
- Ooo! Karolina. Siemanko. - odpowiada szczerząc się od ucha do ucha i przeprasza swoich kolegów.
- Pamiętasz o co prosiłam Cię po tej ostatniej imprezie firmowej? - pytam kolegę z byłej pracy.
- No, miałem odwieźć Twoją siostrę.
- Właśnie! - unoszę się i mówię z zaciśniętymi zębami. - Odwieźć, a nie przelecieć! Co Ty sobie myślałeś do jasnej cholery?! Właście to czym, bo na pewno nie głową! - mówię coraz głośniej. - Co Ci odbiło, żeby wdawać się z nią w jakiś romans?! Ona ma dziecko, męża... Popierdoliło Cię do reszty?!
- Sama chciała! - odpowiada jak gdyby nic. - To nie Twoja sprawa!
- Nie?! - podchodzę bliżej przez co zrzucam z ramiona dłoń Zbyszka. - Nie wyszło Ci z jedną to postanowiłeś zabrać się za drugą siostrę? Myślisz, że w ten sposób wkupisz się w łaski mojego ojca? - pytam kpiąco.
- Nie jestem jak Łukasz. - mówi z uśmiechem, a moja dłoń błyskawicznie ląduję na jego policzku. Blondyn rozmasowuje obolały policzek, ale cały czas się uśmiecha. Chyba nic sobie z tego nie robi. - Swoją drogą... - nachyla się - Po mieście chodzą słuchy, że Łukasz oddał całą kasę i to z nawiązką. - Milczę i zaciskam policzki ze złości. Nie wiem, o co mu chodzi, ale nie podoba mi się, że schodzi na ten temat. Nie tutaj, nie przy nich. - I to akurat wtedy, kiedy się zwolniłaś. Wtedy, kiedy zaczęłaś z nim pracować. Ciekawe, jak go przekonałaś. - unosi brew, a ja z chęcią ponownie odcisnęłabym swoją dłoń na jego policzku. - Do tego wciąż bujasz się z siatkarzami. - mówi wskazując na Bartmana z Kubiakiem. - Jeszcze Cię nie znudzili? Obydwoje wiemy, że to nie Twoja bajka.
_____________________________________________________________________________
W końcu udało mi się coś dodać.  Nie chcę kolejny raz Was przepraszać ani się tłumaczyć, więc napiszę tylko jedno - złośliwość rzeczy martwych nie zna granic! 
A w moim przypadku jak nie jedno, to drugie i tak w kółko... Nie jestem w stanie odtworzyć tego tak, jak było... Wydaję mi się, że jedyne, co jestem w stanie to zepsucie tego, co tu do tej pory powstało ;/ Jednym słowem beznadzieja... Miał być jeszcze tylko jeden, a teraz? Nie wiem co będzie i jak to będzie... Nudzą mi się szczęśliwe zakończenia, nie lubię pisać czegoś po raz drugi... Niczego nie obiecuję. Sama nie wiem ile razy jeszcze się tutaj spotkamy. 

Dziś krótko, bo ta "cisza" nie dawała mi spokoju. Na pewno coś nowego (mam nadzieję, że lepszego) pojawi się tutaj we wtorek, najpóźniej w środę.

Przypominam, że na Walcz o mnie pojawił się Epilog. Z przyjemnością informuję również, że na Zasługujesz na więcej startuję z czymś nowym. Serdecznie zapraszam :)