29 maja 2013

Rozdział 22.

Przez dobrych kilka sekund mierzę Karola wzorkiem i mam ochotę go zabić. Z jego ust nie schodzi cwaniacki uśmiech, a ja co rusz zaciskam ze złości pięść. Co on sobie wyobraża?
- Nie przejmuj się, Karo. Powiem Ci w tajemnicy, że Ty też nie przypominasz tych lasek, które od niego wychodzą. Nie tylko on nie należy do Twojej bajki. – puszcza mi oczko, a ja nie bardzo rozumiem. W sumie to rozumiem, tylko nie wiem czy mam w to wierzyć. Staram się ukryć swoje zdziwienie.
- Dość tego! – między nas wkracza Bartman.
- Luzik. – odpowiada beztrosko Karol i zaczyna się wycofywać. – A, Karola! Skoro tak martwisz się o Izę to z pewnością zaopiekujesz się nią wieczorem. Wiesz, my z Monią mamy nieco inne plany. – pokazuje te swoje krzywe zęby i jak gdyby nic siada z kolegami przy stoliku w drugim końcu restauracji.
- Palant. – warczę pod nosem i przenoszę wzrok na Zbyszka, który patrzy to na mnie to na niego. Co gorsza nie wygląda na zdezorientowanego, ale na złego! Na co jest zły? Na mnie, na Karola? Na to, co usłyszał czy czego ja się dowiedziałam? O nie! Nie mam ochoty teraz o tym myśleć. Jeszcze tego mi teraz brakowało. Mam ważniejsze sprawy na głowie, niż jego wyrzuty i pytania. Poprawiam włosy i patrząc mu w oczy, kręcę z rezygnacją głową. Odwracam się na pięcie i mam zamiar odejść, lecz oczywiście Zbyszek łapie mnie za łokieć. Jest taki przewidywalny, wręcz banalny… Przypomina mi się jak stał z tym bukietem kwiatów i mam ochotę się roześmiać. Nie wierzę, że ma w sobie tyle sprzeczności. Niby taki waleczny, odważny, dumny, a jednocześnie taki… No, właśnie jaki? – Puść. – mówię, stojąc do niego plecami.
- Karola… - przysuwa się do mnie, a ton jego głosu jeszcze bardziej wyprowadza mnie z równowagi.
- Odwal się Bartman. – wyrywam się z jego uścisku. – Zajmij się swoim życiem! – unoszę głos i szybkim krokiem idę w stronę drzwi. To nie na moje nerwy.

***

Nie mam zielonego pojęcia, co tu się dzieję! Co to było?! Stoję osłupiały i odprowadzam Karolę wzrokiem.
- Idź za nią! - spoglądam na Kubiaka. - No, idź! 
Nie wiem czy to dobry pomysł, ale idę. Biegnę, a kiedy wychodzę na zewnątrz rozglądam się jak szalony. Nigdzie jej nie ma. Jasna cholera! Znowu... Czemu to akurat mnie musi spotykać?! Mnie, który nigdy się nie wiązał. Biegam za nią jak głupi, a nawet nie wiem czy mam za czym biegać. Nic z tego nie rozumiem. Łukasz, teraz jeszcze ten cały Karol i kasa... Od początku ciągle się przewijała. Pieniądze, praca, dom. Łukasz też coś pieprzył o mieszkaniu, samochodzie. Myślałem, że Karolina odcina się od rodziny, że chce sama do wszystkiego dojść, ale teraz... O co w tym chodzi?!
- Karola! - krzyczę, kiedy dostrzegam ją na postoju taksówek, lecz nawet nie drgnie. - Poczekaj!
- Na, co?! - odwraca się w moją stronę, ale nie patrzy mi w oczy. - Czego Ty chcesz?!
- Prawdy. - unoszę jej podbrudek i napotykam na jej pusty, smutny wzrok. Od jej oczu zawsze bił blask. Iskierki, od których robiło się ciepło na sercu. Teraz jest pustka.
- Znasz prawdę. Nie okłamuję Cię.
- Nie mówisz mi wszystkiego.
- A Ty mówisz? Nie bądź śmieszny.
- Chcę w końcu wiedzieć, o co w tym wszystkim chodzi...
- Rozmawialiśmy o tym. Nie pamiętasz? - wtrąca.
- Mam prawo wiedzieć! - mówię szybko, a kiedy docierają do mnie jej słowa milknę. - Rozmawialiśmy? 
- Nie pamiętasz? - uśmiecha się kpiąco. - Gdybyś przyszedł trzeźwy, a nie zalany w trzy dupy to byś pamiętał. - wywraca oczami. - Daj mi spokój, Bartman. 
- Nie! - unoszę głos i nie pozwalam jej wsiąść do taksówki.
- O co Ci chodzi? - pyta wściekła.
- Co Cię łączy z Łukaszem?! - na moje pytanie prycha.
- Mówiłam już. Praca. 
- Tylko? - Karola milczy. - O czym on mówił? O jaką kasę chodzi? 
- Nie Twoja sprawa.
- Dlaczego z nim pracujesz? Co musiałaś zrobić? - nie wiem czemu, ale pytając oto w mojej głowie tworzą się przeróżne historie. W każdej puzzle układają się w całość. Każda jest równie możliwa i każda równie niedorzeczna. 
- O czym myślisz? - przybliża się do mnie. - Zapytaj wprost. - wbija we mnie wzrok, a ja nie wiem czy ugryźć się w język, czy wypowiedzieć to, co w siedzi w mojej głowie. Sekundy mijają, a ona nie ustępuje.
- Spałaś z nim? Sypiasz? - mówię niepewnie, ale zamiast usłyszeć odpowiedź, czuję mocne uderzenie w policzek. Od razu rozmasowuję obolałe miejsce, które mocno piecze. Nie zawahała się. Uderzyła z całej siły. Jednak nie to boli najbardziej, lecz wyraz jej twarzy. Nigdy żadna dziewczyna nie patrzyła na mnie w ten sposób. Bez słowa wsiada w taksówkę, która właśnie podjechała na postój, a ja nie robię nic, aby ją zatrzymać. 
- Kurwa! - przeczesuję włosy i mam ochotę coś rozwalić. Uderzyć w coś, żeby wyładować złość. Jestem głupi. Co mnie podkusiło?! Nie musiałem być taki ostry! Trzeba było to wszystko inaczej rozegrać. Podbiegam do kolejnego auta i każę taksówkarzowi jechać z nią. 
- Może Pan jechać szybciej?! - pytam ze złością, kiedy coraz bardziej zostajemy w tyle. Jeszcze trochę i całkiem stracę ten samochód z oczu. Jak na złość czerwone światło zapala się na prawie każdym skrzyżowaniu. Znowu stoimy. Jasna cholera! Rozglądam się i zastanawiam się dokąd ona jedzie. Może do niego?! Krew zaczyna we mnie buzować. Nie, na pewno nie. Staram się uspokoić. Po chwili oddycham z ulgą, kiedy droga zaczyna być znajoma. Jedzie do domu. Pacan pojechał na około. Jeszcze chwila, jeszcze chwila... - uderzam pięścią w siedzenie i powtarzam w myślach. Ostatnie skrzyżowanie, ostatnia uliczka i za nim podjeżdżamy pod nasz blok Karola wchodzi do klatki. Nie czekam na resztę, wysiadam pędem i biegnę za nią. Drzwi windy dosłownie zamykają mi się przed nosem. Nie mam zamiaru stać jak kołek. Nie mogę. Coś wewnątrz mi nie pozwala. Biegnę schodami. Staję przed jej drzwiami i pukam, a gdy otwiera od razu wpijam się w jej usta. Przyciskam ją do ściany i całuję tak, jakbym nigdy więcej miał tego nie robić. 
- Przepraszam. - szepczę między kolejnymi pocałunkami i nogą zamykam drzwi. Karola nic nie odpowiada. Całuje równie zachłannie. Odbijając się od ściny do ściany zrywamy z siebie kolejne ubrania i nawet nie wiem, kiedy znajdujemy się w jej sypialni. Zaskakuję ją, biorąc ją na ręce i delikatnie kładąc na łóżko. Jeszcze nigdy za nikim tam nie tęskniłem jak za nią. 
- Jesteś moja. - mówię pod wpływem emocji, uczuć, chwili albo sam nie wiem czego. - Moja. - podkreślam i ponownie napieram na jej spierzchnięte wargi...
Karola leży na mojej klatce piersiowej, a ja głaszczę ją po głowie. Bawię się jej włosami do momentu, w którym postanawiam przerwać tą ciszę. Karola jednak mnie uprzedza, bowiem bez słowa wstaje z łóżka.
- Co robisz? - pytam zdziwiony, gdy zaczyna się ubierać.
- To nie ma sensu...
- Nie uciekaj. - wstaję i podchodzę do niej.
- Lepiej będzie jak już pójdziesz... Jeszcze nie zdążysz spakować się na samolot.
- Nie zdążymy. - poprawiam ją, lecz nawet nie zwraca na to uwagi.
- Nie pasujemy do siebie.
- Jak to nie?
- Nie chcę Cię w to mieszać... - odwraca się w moją stronę i przykłada dłoń do mojej twarzy. Delikatnie muska mnie po policzku. - To nie jest takie, jakie wydaje się być. W moim życiu nie wydarzyło się nie wiadomo co.
- Tym bardziej nie rozumiem, dlaczego robisz z tego taki problem...
Rozmowę przerywa nam dzwonek do drzwi. Jak zwykle w najmniej odpowiednim momencie. Karola idzie otworzyć, a ja rozglądam się za swoimi ubraniami. Gdy wychodzę z sypialni dostrzegam w przedpokoju Monikę z Izą, która od razu do mnie podbiega. Widzę, że chcą pogadać.
- Idziemy na spacer z Fado i Bobkiem, co Ty na to? - zwracam się do Izy, chociaż moje słowa bardziej skierowane są do Karoli.
- Ale super! - Iza od razu sięga po smycz boksera i leci do drzwi. 
- Będziemy u mnie.- całuję Karolinę w policzek, po czym wychodzę.
_______________________________________________________________
Nie umiem... Nie jestem w stanie napisać tego tak, jak było, dlatego powstało takie coś...

Pojawiła się również jedynka na Zasługujesz na więcej. 

Pozdrawiam i miłego długiego weekendu :) [ pogodnego! ] 

23 maja 2013

Rozdział 21.

Przekręcam się z boku na bok. Jest mi strasznie niewygodnie. Wszystko mnie boli. Czuję każdą kość. Cholerna kanapa. Pomyśleć, że ten gość w meblowym tak ją zachwalał. Krętacz jeden. Pomału otwieram oczy, przeciągam się i siadam. Potrzebuję masażu i nawet wiem kto będzie go robić. Już on mi się odwdzięczy. Bartman, na samą myśl o nim uśmiech wkrada się na moje usta. Ten to dopiero będzie dziś zdychał. Nie żebym była złośliwa, ale z ciekawością wstaję i zaglądam do sypialni. Jakie jest moje zdziwienie, kiedy łóżko jest puste. Zdezorientowana rozglądam się i nie wiem, co myśleć. Nie, to niemożliwe, żeby wyszedł bez słowa. To nie w jego stylu. A może to wszystko mi się śniło? Coś na pewno mi się śniło. Coś z nim… Jak zwykle nie mogę sobie przypomnieć. Nie, nie wymyśliłam sobie tego. To niedorzeczne.  
- Dupek jeden. – mówię pod nosem i idę wziąć prysznic. Co on sobie myślał? Przylazł pijany, urządził szopkę, ledwo udało mi się go doprowadzić do łóżka i jak gdyby nic wychodzi bez słowa? Palant. Już ja mu pokażę, że tak się ze mną nie pogrywa. Sięgam po dresy, a tuż obok dostrzegam cacuszko, które z pewnością nie należny do mnie.
- Hmmm… - ciekawe skąd się tu wziąłeś. Zastanawiam się w myślach obracając telefon Zbyszka w dłoni.  Musiał wypaść mu z bluzy, którą tu kładłam. Swoją drogą dawno nie męczyłam się, aż tak bardzo z rozbieraniem faceta. Zawsze musi być ten pierwszy raz. W tym przypadku pierwszy i ostatni. Nigdy więcej nie będę użerać się z pijanym Bartmanem. Ani z żadnym innym. Mam swoją godność. Szybko się przebieram i postanawiam załatwić to jak najszybciej. Chwytam klucze od mieszkania, swój i jego telefon i wychodzę w pośpiechu. Całe szczęście, że mieszka tak blisko. Wchodzę do sąsiedniej klatki. Sama nie wiem czemu, ale wysiadając z windy zamiast od razu iść w swoją stronę, przypadkowo spoglądam w drugą i nie wierzę własnym oczom.
- Monika?! – mówię prawie, że szeptem i dziwię się na widok siostry.

***
Szybki prysznic, spacer z Bobkiem i radością, ale jednocześnie ogromnym bólem głowy udaję się do mieszkania Kubiaka. Z tego, co pamiętam tak się umawialiśmy. W dodatku nigdzie nie mogę znaleźć cholernego telefonu. Mam nadzieję, że zostawiłem go u niego…
Cały dzień zleciał nawet nie wiem, kiedy. Sprawy w klubie, spotkanie z kibicami i zmordowany, zmęczony w końcu mogę chwilę odpocząć podczas kolacji w naszej ulubionej knajpce.
- A Karola gdzie? – pyta Olimpia, gdy tylko przywitała się z Miśkiem.
- Romeo zgubił telefon. – odpowiada zadowolony szatyn.
- No, i? Co za problem? – Olimpia od razu wyciąga swój aparat i zaczyna gdzieś dzwonić.
- Przestań. Później do niej wpadnę. Musimy wyjaśnić, co nieco…
- Jeszcze tego nie zrobiłeś? – dziwią się wszyscy naraz.

***
Zszokowana rozmową z siostrą, a zarazem wściekła, że przyłożyłam do tego rękę najchętniej rozmówiłabym się z kim trzeba. Obiecałam jej, że nie będę się wtrącać, ale jak mam tego nie robić? Przez to całe zamieszanie kompletnie nie miałam czasu na załatwienie spraw z Bartmanem. Na szczęście od Olimpii wiem, gdzie są. Błyskawicznie znajduję się na wskazanym przez nią adresie. Wchodzę do restauracji i od razu dostrzegam tą ich bandę. Jak ich nie dostrzec? Wielkoludy, których słychać od samego wejścia. Stolik na samym końcu, w rogu lokalu. Myśleli, że nikt ich tu nie pozna? Naiwniacy. Całe szczęście siedzą tyłem, więc udaję mi się podejść na tyle blisko, aby słyszeć o czym mówią.
- Ty się lepiej zacznij już pakować, bo znowu nie weźmiesz połowy rzeczy. - śmieje się Kubiak.
- Lepiej martw się o siebie. Gdyby nie Olimpia pewnie nawet o gaciach byś zapomniał. - Bartman nie jest mu dłużny.
- Ma kilka dni, więc zdąży. - śmieje się szatynka. Szatynka? To Olimpia? Zmieniła fryzurę? - Właśnie jak się umawiamy? Jedziemy razem? Najważniejsze nie spóźnić się na lotnisko, jak ostatnio... - Lotnisko? A to ciekawe.
- Cześć. - mówię oschle i kładę na stół telefon Zbyszka. - To chyba Twoje. - wywracam oczami i nie daję nikomu dojść do słowa. - Mam nadzieję, że jesteś zadowolony ze swojej szopki. Chyba nie muszę dodawać, że więcej ma się to nie powtórzyć? Następnym razem będziesz spać na klatce. A Ty... - odwracam się w stronę Michała. - Myślałam, że lepszy z Ciebie przyjaciel. Zostawić go samego na pastwę losu?
- Na Ciebie. - odpowiada szybko, a ja jestem pełna podziwu jego szczerości.
- Spoko...
- Karola, ja rano... - Zbyszek wstaję, lecz mój wzrok przykuwa zupełnie, co innego. A raczej kto inny.
- Karol! - łapię za rękę chłopaka, przechodzącego obok nas i krew zaczyna się we mnie gotować.
- Ooo! Karolina. Siemanko. - odpowiada szczerząc się od ucha do ucha i przeprasza swoich kolegów.
- Pamiętasz o co prosiłam Cię po tej ostatniej imprezie firmowej? - pytam kolegę z byłej pracy.
- No, miałem odwieźć Twoją siostrę.
- Właśnie! - unoszę się i mówię z zaciśniętymi zębami. - Odwieźć, a nie przelecieć! Co Ty sobie myślałeś do jasnej cholery?! Właście to czym, bo na pewno nie głową! - mówię coraz głośniej. - Co Ci odbiło, żeby wdawać się z nią w jakiś romans?! Ona ma dziecko, męża... Popierdoliło Cię do reszty?!
- Sama chciała! - odpowiada jak gdyby nic. - To nie Twoja sprawa!
- Nie?! - podchodzę bliżej przez co zrzucam z ramiona dłoń Zbyszka. - Nie wyszło Ci z jedną to postanowiłeś zabrać się za drugą siostrę? Myślisz, że w ten sposób wkupisz się w łaski mojego ojca? - pytam kpiąco.
- Nie jestem jak Łukasz. - mówi z uśmiechem, a moja dłoń błyskawicznie ląduję na jego policzku. Blondyn rozmasowuje obolały policzek, ale cały czas się uśmiecha. Chyba nic sobie z tego nie robi. - Swoją drogą... - nachyla się - Po mieście chodzą słuchy, że Łukasz oddał całą kasę i to z nawiązką. - Milczę i zaciskam policzki ze złości. Nie wiem, o co mu chodzi, ale nie podoba mi się, że schodzi na ten temat. Nie tutaj, nie przy nich. - I to akurat wtedy, kiedy się zwolniłaś. Wtedy, kiedy zaczęłaś z nim pracować. Ciekawe, jak go przekonałaś. - unosi brew, a ja z chęcią ponownie odcisnęłabym swoją dłoń na jego policzku. - Do tego wciąż bujasz się z siatkarzami. - mówi wskazując na Bartmana z Kubiakiem. - Jeszcze Cię nie znudzili? Obydwoje wiemy, że to nie Twoja bajka.
_____________________________________________________________________________
W końcu udało mi się coś dodać.  Nie chcę kolejny raz Was przepraszać ani się tłumaczyć, więc napiszę tylko jedno - złośliwość rzeczy martwych nie zna granic! 
A w moim przypadku jak nie jedno, to drugie i tak w kółko... Nie jestem w stanie odtworzyć tego tak, jak było... Wydaję mi się, że jedyne, co jestem w stanie to zepsucie tego, co tu do tej pory powstało ;/ Jednym słowem beznadzieja... Miał być jeszcze tylko jeden, a teraz? Nie wiem co będzie i jak to będzie... Nudzą mi się szczęśliwe zakończenia, nie lubię pisać czegoś po raz drugi... Niczego nie obiecuję. Sama nie wiem ile razy jeszcze się tutaj spotkamy. 

Dziś krótko, bo ta "cisza" nie dawała mi spokoju. Na pewno coś nowego (mam nadzieję, że lepszego) pojawi się tutaj we wtorek, najpóźniej w środę.

Przypominam, że na Walcz o mnie pojawił się Epilog. Z przyjemnością informuję również, że na Zasługujesz na więcej startuję z czymś nowym. Serdecznie zapraszam :)

2 maja 2013

Rozdział 20.

Mija kolejny dzień, a moje życie stanęło w miejscu. Zbyt uparta, aby przyznać się do błędu. Zbyt głupia, aby schować dumę do kieszeni i wyznać całą prawdę. Z zaciśniętymi zębami, co noc patrzę na zadowoloną twarz Łukasza. Za każdym razem, gdy wychodzę i wracam do mieszkania mam nadzieję na przypadkowe spotkanie Zbyszka. Nic takiego jednak się nie dzieję... Nigdy nie żałowałam podjętych przez siebie decyzji. Nigdy nie wycofywałam się z tego, co postanowiłam, ale tym razem jest jakoś inaczej. Niby twarda w swoich postanowieniach, w głębi zaczynam rozumieć, że nie da się kierować tylko rozumem. Nooo, chociaż w gruncie rzeczy wciąż nie chcę się do tego przyznać…
- Nie wierzę, że każesz mi to oglądać… - mówi Ewelina, gdy sięga po butelkę z piwem i siada po turecku na rogówce. – Powinnaś tam być…
- Raczej nie… - upijam łyk soku i pogłaśniam telewizor, gdy rozpoczyna się ostatni w tym sezonie ligowy mecz. Ostatni mecz z jego udziałem... – Marcin ma wolne i on poszedł z Izą.
- Ale bilety były w Twojej skrzynce…
- Nadal są. – mówię z grymasem. Nie wiem, co Bartman sobie wyobrażał. Nie odzywa się, a zostawia te głupie bilety. Chciał mnie przekupić? Na pewno wiedział, że z nich nie skorzystam. Nie zdziwi się, jeżeli zobaczy puste miejsce. Na pewno jest na to przygotowany. W końcu mnie zna. W telewizji nie wygląda na rozczarowanego. Udaje czy nie robi to na nim wrażenia? A może Pan siatkarz jest, aż tak pochłonięty i oddany swojej pracy? A raczej pasji, bo tyle razy mi tłumaczył czym różni się jedno od drugiego...
- Nie rozumiem Cię… - Ewela wzrusza ramionami i odwraca się w moją stronę. – Dlaczego z nim nie porozmawiasz?
- O czym? O Łukaszu? Proszę Cię…
- Przecież on by zrozumiał. Poza tym… - nagle bystrzej. - Czego Ty mu nie chcesz powiedzieć? Nie masz czego ukrywać, czego się wstydzić… Między Tobą a Łukaszem nie wydarzyło się nic specjalnego…
- No, właśnie! – oburzam się. Właśnie, dlatego nie wiem, co miałabym mu powiedzieć, a przede wszystkim po co.
- Tym bardziej Cię nie rozumiem. – wykrzywia się i patrzy na mnie jak na kretynkę.
- Wiesz, że nie lubię spowiadać się ze swojego życia. Nigdy nikomu się nie zwierzałam i nie usiądę przed nim i nie zacznę opowiadać co robiłam dzień po dniu…
- Nie musisz… Możesz odpowiadać na jego pytania.
- Zamiast rozmawiać ma mnie przesłuchiwać?!
- To napisz mu list. – mówi z ironią.
- Może od razu biografię?
- Boże! Jaka Ty jesteś głupia. – mówi z rezygnacją w głosie. – Uparta i durna. Ubzdurasz sobie coś w tej głowie i nikt poza Tobą nie wie w czym problem.
- I dobrze!
- Bardzo, kurwa…
- Dobra, cicho bądź. – kończę temat, gdy pierwsze szóstki wychodzą na boisko i słychać pierwszy gwizdek sędziego.

Nigdy wcześniej nie czułam takich emocji podczas żadnego meczu. Nie pamiętam, kiedy ostatnio w ogóle czułam się tak zdenerwowana. Serce waliło mi jak szalone, podczas ostatnich akcji w tie braku. Ten krzyk, pisk, radość, gdy zabrzmiał ostatni gwizdek sędziego jest nie dopisania. W tym samym momencie odstawiam szklankę po soku i zaczynam zbierać się do klubu. Praca, praca i tylko praca....
- Rzuć to w cholerę!
- Taki mam zamiar. - całuję ją w policzek i sięgam po torebkę. - Zajmij się Fado. Jutro po niego przyjadę. Pa!

Wracam jak zwykle w środku nocy. Już w windzie szukam kluczy od mieszkania, aby nie obudzić sąsiadów. Po cichu idę wzdłuż korytarza niosąc szpilki w dłoni. Nogi bolą mnie niemiłosiernie, a to co zastaje pod drzwiami odbiera mi resztkę sił.
- Co Wy tu robicie?! - mówię przez zęby na widok pijanego Zbyszka z Michałem.
- To on! Uparł się. - mówi szatyn, a brunet mierzy mnie wzrokiem.
- Wiecie, która jest godzina? - pytam, gdy męczę się z zamkiem. Zanim udaję mi się otworzyć drzwi Kubiak znika bez słowa.
- Nawet mi nie pogratulowałaś. - Bartman łapie mnie w pasie za nim przekraczam próg mieszkania.
- Gratuluję. - próbuję się odpychać, lecz nie ma szans.
- Tęskniłem za Tobą... - próbuje całować mnie po szyi.
- Jesteś pijany.
- Widziałem Cię z nim... - zaczyna mamrotać pod nosem, lecz nie mam pojęcia o co mu chodzi.
- Co?
- Byłem w klubie. Widziałem Was. Jak patrzyłaś na niego.
- Jesteś chory... - odpycham go od siebie i próbuję wejść do mieszkania. - Przepuść mnie!
- Znowu z nim jesteś?
- Nie! To tylko praca czy Ty umiesz to zrozumieć?! Praca! - mówię przez zęby.
- A co z nim? - krew zaczyna we mnie buzować. Patrzę na niego i nie wiem czy mam się śmiać czy płakać, a jednocześnie jestem coraz bardziej zła. Wygląda jak siedem nieszczęść.
- Chodź! - ciągnę go za sobą do mieszkania i zamykam drzwi na klucz. Moja kanapa jest dla niego za mała, a ja nie mam zamiaru spać z monopolowym. Z trudem udaję mi się go położyć na łóżku w sypialni, nie mówiąc już o rozebraniu.
- Karola...
- Śpij.
- Nie bądź taka...
- Śpij już... - mówię prawie, że szeptem, a kiedy go przykrywam nachylam się i głaszczę go po policzku. - Chcesz wiedzieć? Kasa. Między mną a Łukaszem chodziło o kasę.
- Nie rozumiem... - mówi pod nosem z zamkniętymi oczami.
- A jutro nie będziesz o tym pamiętał. - uśmiecham się.
- Chwila, nie chodziło o Ciebie?
- Nie do końca.
- A teraz o co chodzi?
- O Ciebie. Śpij. - w końcu udaję mi się wyjść z pokoju, wziąć prysznic i położyć się na kanapie. Po raz kolejny zaczynam myśleć o tym, co było między mną, a Łukaszem. Na początku to była prawdziwa miłość. Bynajmniej tak mi się wydawało - pasja, namiętność, pożądanie. Wszystko mi się w nim podobało. W końcu grzeczne dziewczynki zawsze ciągnie do tych niegrzecznych typów spod ciemnej gwiazdy... Jego interesy nigdy mnie nie obchodziły do czasy, gdy nie zaczął w nie mieszać mojego ojca. Biznesmena, który zapracował na swoje dobre imię. Coraz bardziej zaczęło mi to przeszkadzać i miałam wyrzuty sumienia. Potem ten klub, typowa przykrywka i spółką z tatą... W gruncie rzeczy nie chodziło o pieniądze. Myślałam, że chce je wyciągnąć, ale tak na prawdę chodziło o mnie. Mogłam się domyślać, że zrywając z nim, nie uwolnię się od niego. Ten cały klub, to wszystko było po to, aby miał na mnie haka, abym wyrzuciła go z mojego życia. A teraz doszły te inne sprawy i problemy... Nie mogłam pozwolić, aby wplątał w coś ojca. Zgodził się wykupić jego udziały pod warunkiem, że znowu będziemy blisko siebie. Praca - to był jego warunek. Ojciec jest już czysty, więc pomału mogę jakoś to zakończyć. Raz na zawsze się od niego uwolnić, ale to moja sprawa. Tylko i wyłącznie, a Zbyszek nic do tego nie ma. Nie po to tyle czasu walczyłam o ojca, aby teraz to on się w coś wplątał. Nie może o niczym wiedzieć. Tak będzie lepiej...

***
Budzę się z pragnienia. Suchość w ustach, ból głowy, a do tego słońce, które mnie oślepia. Przecieram oczy i staram się przypomnieć sobie wydarzenia z wczorajszego wieczora. Mecz, wygrana, medal... Od razu uśmiech pojawia się na moich ustach, ręką macam się po szyi, ale jego na niej nie ma. No, tak schowałem go przecież. Potem klub, świętowaliśmy i mnóstwo alkoholu... Wszystko staje się jasne. Cholera, jeszcze dzisiaj tyle rzeczy do załatwienia! Tylko dlaczego śpię w ciuchach? Było ze mną, aż tak źle?A tak w ogóle to która jest godzina? Podnoszę się, sięgam po telefon, ale go nie ma. Szafki nocnej też nie ma. Otwieram szeroko oczy i... sypialnia Karoli?! Odwracam głowę w lewo, ale nie ma jej po drugiej stronie łóżka. Co ja tu robię? Co tu jest grane? Przypomina mi się to ukucie, które poczułem, gdy nie przyszła na mecz. Za każdym razem, gdy schodziliśmy na czas spoglądałem w tamtą stronę, lecz miejsca były puste. Wychodzę z sypialni i od razu uśmiecham się od ucha go ucha, gdy dostrzegam ją na kanapie. Śpi zwinięta w kulkę. Jest słodka. Jeszcze raz spoglądam na zegarek i muszę iść. Za chwilę się spóźnię, a jeszcze muszę wziąć prysznic i się przebrać.
- Heej. - nie chcę wyjść bez słowa, dlatego delikatnie budzę ją muskając kciukiem jej policzek.
- Hej. - odpowiada na wpół śpiąca.
- Muszę iść.
- Yhy...
- Karola, obudź się.
- Co? - otwiera oczy.
- Muszę iść.
- To idź.- powieki zamykają się jej same, a ja zaczynam się śmiać. Patrzę na nią i jeszcze nigdy nie czułem czegoś takiego do żadnej dziewczyny. - Zobaczymy się później.
_____________________________________________________________________________
Majówka, majówka... Moja zaczęła się już w poniedziałek i nie miałam jak dodać rozdziału. Swoją drogą, kiedy minęło tyle dni? ;o Szok!
No, to mamy 20 rozdział... Czy wiecie, że na początku nie przeszło mi nawet przez myśl, że będzie tego, aż tyle? Miało być krótko, zwięźle i na temat, a mam wrażenie, że zaczyna robić się z tego tasiemiec... Na pocieszenie dodam, że niedługo koniec :).
Nowy rozdział także na: Walcz o mnie. 

Bawcie się i oby pogoda nam dopisała :).