27 marca 2013

Rozdział 14.

- Mówiłam Ci, że mój szwagier to frajer. – rozsiadam się wygodnie w samochodzie Zbyszka i opieram głowę o szybę.
- Nie było tak źle.
- Proszę Cię! – unoszę się. – O mało nie wlazł Ci w… - brunet odwraca się w moją stronę, a ja gryzę się w język. – Na całe szczęście Iza nie wdała się w niego... - Od początku go nie lubiłam. Nie pasował do Moniki. Jestem pewna, że gdyby nie Iza to już dawno by się rozstali.
- Tylko w Ciebie. Myślisz, że to lepiej?
- Nie przeginaj, Bartman. – grożę mu palcem i zaczynam się śmiać. Szkoda, że mała jest u dziadków, bo ta pewno kolacja nie byłaby taka sztywna. Co jak co, ale ona rozkręci każdą rodzinną imprezkę.
- Marcin jest bardzo rozmowny.
- Ta, nie wątpię…  - odpowiadam zamyślona. - Czekaj, co on Ci nagadał? – dopiero teraz dociera do mnie sens jego słów.
- Podobno jestem drugim chłopakiem, którego przyprowadziłaś do rodziców… - kąciki jego ust unoszą się delikatnie do góry. – Nie muszę zgadywać kim był ten pierwszy?
- Nie. – mówię oschle i zastanawiam się, co jeszcze nagadał mu ten dureń. – A co do Ciebie… Wiesz, dlaczego to zrobiłam. Nie myśl sobie, że jesteś jakiś wyjątkowy, czy coś…
- A nie jestem? – mówi ze zdziwieniem.
- Masz za duże mniemanie o sobie.
- Może chcesz mi opowiedzieć o swoich byłych? – zmienia temat i porusza brwiami.
- Słucham?
- Ilu ich było?
- Myślałam, ze faceci nie chcą wiedzieć takich rzeczy. – nie żeby to miało dla mnie, jakieś znaczenie.
- Za to Ciebie na pewno zżera ciekawość.
- Mylisz się. Nie interesuje mnie żadna Twoja była, ani nic co jest z nią związane. – wywracam oczami. Co on sobie myśli? Nie mam zamiaru słuchać o żadnych laluniach. Już wyobrażam sobie jego poprzednie dziewczyny, a raczej podboje.
- Jakoś Ci nie wierzę… - mówi to z takim przekonaniem, że zaczyna mnie wkurzać. On na serio uważa się za bóstwo, za cud!
- Myślisz, że jak rzucisz mi jakąś liczbę to zrobisz na mnie wrażenie? A może będę zazdrosna, gdy zaczniesz mi opowiadać o tych wszystkich atutach swoich panienek? – zaczynam się irytować.
- Nie musisz się denerwować. Na ogół dziewczyny chcą wiedzieć o byłych…
- Powtórzę się jeszcze raz. Nie wiem z jakimi dziewczynami się spotykałeś, ale mi to wisi i powiewa. Mam gdzieś czy przeleciałeś 10 czy 100! Nie obchodzi mnie czy miały cycki czy ich nie miały! Mam gdzieś czy były wysokie, niskie, grube, chude… - mogłabym wyliczać dalej, lecz brunet mi przerywa.  
- Spokojnie. – kładzie swoją wielką dłoń na mojej. – Karola, wyluzuj.
- Sam wyluzuj. – biorę głęboki oddech. Nie wiem, dlaczego dałam się wyprowadzić z równowagi. – Sory! – mówię niechętnie. Resztę drogi milczymy, a wieczór pierwszy raz od dawna spędzam samotnie.  

Brunet nie umie długo się gniewać, a co dopiero mówić o udawaniu obrażonego. Chciałam go jeszcze bardziej udobruchać, dlatego zabrałam Izę i poszłyśmy na trening Jastrzębskiego Węgla. Efekt, niestety, jest wręcz odwrotny. Izka wygadała się o kolacji. Zaczęła żalić się Kubiakowi, że chce brata, a rodzice już nie koniecznie…
- Zbyszek, musi ożenić się z ciocią. – westchnęła ze smutkiem do Miśka wpatrzona w Bartmana.
- Czemu? – od razu podłapał Czarnowski.
- Mama powiedziała tacie, że szybciej ciocia wyjdzie za mąż niż ona zajdzie w ciążę. – Stanęłam jak wryta na jej słowa. Mała ostatnio zdecydowanie za dużo podsłuchuje! W ogóle, co to ma znaczyć? Chyba muszę poważnie porozmawiać z Moniką. To się nazywa siostra. Zbyszek uśmiecha się głupio, a chłopacy zaczynają się z nas nabijać i planują nam ślub. A raczej wesele, na którym mają się nieźle zabawić. Chcieliby… Znając ich, Bartman będzie miał przewalone. Nie dadzą mu żyć.
- No, to chyba Zbyszek nie ma wyjścia. – Kubiak puścił jej oczko.
- Chyba nie. – w końcu odezwał się sam zainteresowany, na co tylko popukałam się w czoło. Kretyn.
- Zapomnij.
- Ciocia, będzie super! Zobaczysz. – nie mogę się powstrzymać i zaczynam się śmiać, ale wcale do śmiechu mi nie jest.

Zbliża się lato, zaczynają się konferencje i targi przez co jestem strasznie zawalona robotą. Po raz pierwszy mam ochotę rzucić to wszystko w cholerę. Oczy bolą mnie od monitora, ucho od słuchawki, a co chwila wychodzą nowe niedociągnięcia organizacyjne. Byłam na kilku meczach Bartmana. Oczywiście nie do końca z własnej woli. Na halę chodziłam zmuszona zarówno przez niego, jak i przez małą, ale teraz w końcu będę mieć weekend dla siebie. Zbyszek kończy pakować torbę, a ja buszuję po jego kuchennych szafkach. Zawsze gdzieś ma upchane jakieś słodycze, a ja mam straszną ochotę na czekoladę.
- Gotowe. – oznajmia szczęśliwy i obejmuje mnie od tyłu. – Czego szukasz? – szepcze i przygryza płatek mojego ucha.
- Tego! – z dumą sięgam po tabliczkę Milki. – Wiedziałam. – pewnie wyglądam jak Iza, która ślini się na widok smakołyków. Uśmiech od ucha do ucha i błyszczące oczy, a brunet patrzy na mnie z politowaniem.
- Mówiłaś, że nie jesz słodyczy.
- Oj tam oj tam. Od razu, że nie jem. Wtedy nie chciałam.
- Co będziesz robić? – przysuwa się bliżej i zaczyna całować mnie po szyi. Automatycznie przekręcam głowę, aby miał lepszy dostęp. Przechodzi mnie dreszcz, kiedy odsuwa moje włosy, a opuszkiem muska mnie po karku.
- Mhm… Ja… Idziemy z Eweliną do klubu. – w końcu udaję mi się wydusić.
- Tylko masz być grzeczna.
- Yhym…
- Mówię serio. Pamiętaj, co mi obiecałaś.
- Co?
- Na wyłączność.
- A ja myślałam, że chciałeś luźnego związku. – wyswobadzam się z jego objęć i odchodzę. Przy okazji ocieram się tyłkiem o jego biodro.
- Karola. – łapie mnie za rękę. – Ja nie żartuję.
- Ja też. – unoszę brwi, a jego oczy ciemnieją. Mierzy mnie wzrokiem. Doskonale pamiętam, co mówił. Fakt, faktem, że dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że jedno zaprzecza drugiemu, ale tego chciał. Zbyszek jak gdyby nic podchodzi i wpija się w moje usta.  – Uważaj, bo się zakochasz. – stwierdzam, kiedy czule całuje mnie nos.
- A może już się zakochałem?

***
Nie wierzę, że te słowa wyszły z moich ust. A jednak stoję i czuję ulgę, czego nie mogę powiedzieć o Karoli. W jej oczach widać strach.
- Noooo, na pewno… - roześmiana poklepuje mnie ramieniu.  Wymija mnie i idzie do salonu. A ja stoję zaskoczony jej reakcją.
- No, co? – dziwię się coraz bardziej.
- Czy Ty wiesz, co to znaczy? Czy Ty kiedykolwiek byłeś zakochany? Proszę Cię, nie wiesz o czym mówisz. – mówi to z ironią. Jej głos jest chłodny. Jest całkowicie pewna swoich słów. Czy myśli, że nie mam uczuć? Nie umiem kochać? Powiedziałem jej, że się nie angażuję, ale nie powiedziałem, że nigdy tego nie zrobiłem. Po prostu ostatnio nie chciałem żadnych związków.
- A Ty?
- Co ja?
- Czy Ty kiedykolwiek kogoś kochałaś? – widzę jak zaciskają się jej pięści. - Tak naprawdę. – dodaję, a Karola przystaje. Jestem pewien, że zaciska ze złości policzki.
- Nie Twoja sprawa! – jest wściekła, ale nie ustąpię.
- Właśnie, że moja. Myślę, że gdybyś kochała naprawdę to nigdy byś uciekała.
- A co Ty możesz wiedzieć do jasnej cholery?! Nie masz o niczym pojęcia! – odwraca się do mnie. Jeszcze nie widziałem jej takiej zdenerwowanej. Stoi przede mną, ale nie patrzy mu w oczy. Chyba przesadziłem. Robię krok w przód, a szatynka sięga po torebkę i zaczyna iść w stronę wyjścia.
- Teraz też uciekasz? – nie wiem, co mną kieruję, ale słowa same wychodzą z moich ust.
- Wal się! – zjeżdża mnie wzrokiem i wychodzi. Trzaska drzwiami. Kurwa, co to było?!

***
Co za palant! Wściekła wracam do domu i nie mogę doczekać się jutrzejszego wyjścia na miasto. Najchętniej poszłabym już dzisiaj. Niestety, Ewelina ma randkę. Ta to zawsze coś ma. Robię sobie mocnego drinka i wypijam go prawie na raz.
- No, co?! – z irytacją zwracam się do Fado, który siedzi przede mną. Boże, gadam do psa. Kretynka. Odstawiam szklankę i idę wziąć gorącą kąpiel. Muszę się zrelaksować. Nie mam zamiaru się przez niego denerwować.

Tłum. Nie ma gdzie ruszyć palcem, a co dopiero mówić o oddychaniu. Stado wystrojonych i napalonych panienek szukających frajerów, którzy będą im stawiać. Miałam się zabawić, a od początku wszystko mnie drażni. 
- Wyluzuj. - Ewelinka szepcze mi na ucho. Skąd ona wytrzasnęła ten klub? Jakbyśmy nie mogły iść w jakiejś sprawdzone miejsce. - Chodź! - ciągnie mnie na parkiet, na których w ogóle nie ma miejsca do tańca. W mojej głowie wciąż jest Zbyszek. Nie odezwał się. Nie zdzwonił ani nawet nie napisał, aby mnie przeprosić. - Przestań o nim myśleć! 
- Nie myślę.
- Właśnie widzę... Niech on się martwi, nie Ty... 
- Racja... - biorę głęboki oddech. Niech on się martwi...
Kolejne drinki i w końcu daję się porwać w wir imprezy. Zrobiło się luźniej i można swobodnie tańczyć. Zamykam oczy i odpływam. Nie przeszkadza mi nawet, gdy ktoś kładzie dłonie na moje biodra. Dalej poruszam się w rytm muzyki. Dopiero po chwili odwracam się i otwieram oczy. Przede mną stoi przystojny szatyn. Wysoki, ale niższy do Zbyszka. Dobrze zbudowany, ale kiedy opieram dłonie o jego ramiona nie są tak muskularne. Cholera! Nie myśl o nim! Karcę się w myślach. Ponownie zamykam powieki. Baw się. Powtarzam w duchu. Idzie mi całkiem nieźle, do momentu, w którym jego oddech zaczyna drażnić mnie po szyi. Delikatnie mnie muska, a ja zamieram...
{- Halo?}
- Obudziłam Cię? - pytam niepewnie, chociaż doskonale wiem, że tak. Jest środek nocy. Jutro grają mecz, przeze mnie się nie wyśpi, ale nie obchodzi mnie to teraz ani trochę.
{- Karola?} - pyta i na chwilę milknie. Wyobrażam sobie jak odsuwa telefon od ucha i spogląda na wyświetlacz. Pewnie przeczesuje dłonią włosy. Zawsze tak robi.
- Nie zadzwoniłeś...
{- Myślałem, że nie chcesz.}
- Myślałam, że Ty chcesz...
{- Co robisz? Wszystko w porządku?} - pytania, i pytania...
- Chciałeś luźnego związku, a potem oczekujesz wyłączności...
{- Karola, gdzie jesteś?}
- Nie tu gdzie bym chciała...
{- Gdzie jesteś?} - pyta ponownie.
- Jesteś sam? - przygryzam wargę, a uśmiech sam wkrada się na moje usta, kiedy przekręcam klucz i wchodzę do mieszkania.
{- Wiesz, że nie...}
- A ja tak... I strasznie mi się to nie podoba...
{- Karola...} - słyszę ten jego pomruk i coraz bardziej chciałabym znaleźć się w jego ramionach.
- Musisz mi to wynagrodzić...
____________________________________________________________________________
 Nie chcę rozpisywać się na temat rozdziału. Chciałabym, natomiast, życzyć Wam 
zdrowym i wesołych świąt :). Mokrego dyngusa oraz bogatego zajączka :).  



Zapraszam również na nowy rozdział na:  Walcz o mnie

20 marca 2013

Rozdział 13.


Wysiadam z taksówki, lecz zamiast dojść do swojej klatki obieram zupełnie inny kierunek. Z uśmiechem unoszę głowę i szukam okien bruneta. Jeśli dobrze liczę, a teraz może być z tym trudno, to chyba pali się u niego światło. Przyśpieszam, kiedy ktoś wychodzi z jego klatki i fartem udaję mi się wejść do środka. Wsiadam do windy i wciskam odpowiedni guzik. Próbuję przypomnieć sobie numer jego mieszkania. 9? Nie, 9 to jego koszulka. Cholera. Wysiadam z windy i rozglądam się po korytarzu. Dlaczego w tych nowych blokach jest tych drzwi na jednym piętrze? Okna ma z tej strony, więc tamta odpada. Mijam kolejne drzwi, przy których stoi wózek dziecięcy. Zostają mi dwa mieszkania. 50% szans. A co tam. Podchodzę i naciskam na dzwonek. Dopiero teraz wpadam na to, że Zbyszek może nie być sam. Co ja sobie myślałam? Odwracam się na pięcie i już mam zamiar odejść, kiedy słyszę jego głos.
- Karola? – jest wyraźnie zdziwiony. – A co Ty tu robisz? – mhm… Co za miłe powitanie.
- Hej. – odwracam się w jego stronę. – Tak pomyślałam, a właściwie to nie pomyślałam… - zaczynam się plątać.
- Wchodź. – wyciąga dłoń w moją stronę i prowadzi mnie do dużego pokoju. 
Po drodze rozglądam się po mieszkaniu. Jestem zaskoczona, zarówno tym jak jest urządzone oraz tym, jaki panuje w nim porządek.
- Właściwie, dlaczego jeszcze tu nie byłam? – przyglądam się Zbyszkowi i dopiero teraz sama zaczynam się nad tym zastanawiać. Brunet przeczesuje włosy i przygryza wargę.
- Nie wiem. – wzrusza ramionami, a i ja robię to samo. Podchodzę do barku i siadam na wysokim taborecie. Fajny, mi też by się taki przydał.
- Nie zaproponujesz mi nic do picia? – czyżby nagle zrobił się nieśmiały? A może, aż tak zaskoczyło go moje przyjście? Ukrywa coś? A może kogoś? – Przeszkadzam Ci? – zrywam się z siedzenie i sięgam po torebkę.
- Nie... No, coś Ty.  Zaskoczyłaś mnie…  Jest środek nocy. – wyciąga dwie szklanki i stawia je na blacie.
- Nie spałeś. – ponownie siadam.
- Niedawno wróciłem. Czego się napijesz?
- Wody. – zdecydowanie wody, już dość alkoholu na dziś.  – Jak się udał męski wieczorek? – poruszam brwiami, a na jego twarzy pojawia się uśmiech.
- Możesz powiedzieć Olimpii, że mieszkanie jest całe.
- Nikomu nic nie będę mówić. – oburzam się.
- A jak Ty się bawiłaś? – podaje mi szklankę z wodą i siada obok.
- Dobrze. Całkiem dobrze.
- Tak?
- No. Poznałam fajnego chłopaka.
- Ach, tak… To fajnie. – marszczy brwi i bierze duży łyk wody.
- Miał takie zielone oczy… - opieram się łokciem o barek i okręcam w stronę Zbyszka. – Takie jak Twoje, a może nawet jeszcze bardziej zielone… – waham się przez chwilę i patrzę mu w oczy.  W tym samym czasie palcem zaczynam kreślić wzroki na blacie. Paznokciem wystukuję jakiś rytm. Wzrok Zbyszka wędruję z moich oczu na mój palec i tak w kółko. 
- I co? – odzywa się po chwili.
- I nie był Tobą. – Mam Cię. Znowu. Z dumą zakładam nogę na nogę i prostuję się. Rozbawiony brunet zaczyna kręcić głową, a oczy zaczynają mu błyszczeć. Zawsze wtedy pojawiają się w nich te zadziorne iskierki. Kładzie dłoń na mojej tali i gwałtownie przyciąga mnie do siebie. Tym razem wzrok wbity ma tylko w moje wargi. Wplątuje palce w jego włosy i wpijam się w jego usta. Cały wieczór na to czekałam. Ręce Zbyszka wędrują pod moją koszulkę, a ja wbijam paznokcie w jego szyję.
- Wykorzystywacz – mówię pomiędzy kolejnymi pocałunkami.
- Kto? – dziwi się.
- Wykorzystywacz. – powtarzam z dumą. – Chcesz wykorzystać, że jestem pijana.
- A jesteś? – przygryza moje ucho, a na moim ciele pojawia się gęsia skórka.
- Może.
- To Ty do mnie przyszłaś.
- To, co?
- Chciałaś mnie wykorzystać? – powraca ustami do moich. Językiem drażni moje podniebienie. Przyciąga mnie do siebie tak, że siadam mu na kolana. Co on sobie wyobraża? Myśli, że jest niewiadomo kim. Bóstwo się znalazło…
- Chciałbyś Zbigniewie…
- A więc wracamy do Zbigniewa, Karolino? – pyta pomiędzy kolejnymi pocałunkami, a ja nie umiem się oprzeć i wszystkie oddaję.
- Możemy wrócić do samotnych nocy. – prycham.
- Możemy wrócić do mojej sypialni. – na te słowa unosi się a ja razem z nim. Oplatam go nogami w pasie, czuję jego wielkie dłonie na swoim tyłku, a Zbyszek zaczyna iść w głąb mieszkania.
- My w niej nawet nie byliśmy... – spoglądam na niego z politowaniem. I już mam zamiar kazać mu wracać do niej z tą, która w niej była, lecz brunet nie daje mi dojść do słowa.
- Więc gwarantuję, że szybko z niej nie wyjdziemy. – porusza brwiami i zamyka za nami drzwi.

Rano budzi mnie zapach kawy, którego tak nie znoszę. Leżę sama w ogromnych łóżku i zaspana rozglądam się po bartmnanowej sypialni. Od razu zaczynam się zastanawiać kto mu sprząta. U mnie też by się przydało. Wychodzę z pokoju i zaczynam rozglądać się za Zbyszkiem. Opieram się o futrynę i przyglądam mu się, gdy przygotowuje śniadanie. Zostawał u mnie tyle razy, a jeszcze nie miałam okazji widzieć go w tym wydaniu. Muszę przyznać, że prezentuje się uroczo. Zresztą jak zwykle. W  głowie huczą mi jego słowa z nocy. Dlaczego powiedział mi, że nie mógł przestać o mnie myśleć? Dlaczego był zazdrosny? Zaczyna docierać do mnie, że przywiązałam się do niego bardziej niż tego chciałam. Tylko tak można wytłumaczyć moją obecność w jego mieszkaniu. To wszystko zaczyna zmierzać w złym kierunku. Bez słowa wracam do jego pokoju i zaczynam się ubierać.
- Co robisz? – pyta zaskoczony, gdy wpadam na niego w przedpokoju.
- Muszę iść. – wymijam go i zakładam buty.
- Nie żartuj. Chodź na śniadanie.
- Musze wyjść z Fado. – zmyślam na poczekaniu.
- Wytrzyma 5 minut. Pójdziemy razem.
- Nie! – mówię to zbyt głośno, przez co brunet krzyżuje ręce na klatce piersiowej i przygląda mi się z coraz większą uwagą. – Lepiej nie. – mówię. – Lepiej jeśli przez jakiś czas nie będziemy się spotykać. Bynajmniej nie tak często.
- O czym Ty mówisz? – opiera się o ścianę.
- Nie uważasz, że… - kurczę, jak ująć to słowa, żeby dobrze to zabrzmiało? Myśl, Karola, myśl!
- Że, co?
- Mówiłam Ci, że nie chcę się wiązać.
- Mówiłem Ci, że się nie wiążę. Nie rozumiem…
- Nie uważasz, że trochę za daleko to wszystko poszło?
- Nie. A Ty? – gadaj jak z dzieckiem. – Źle Ci? – podchodzi coraz bliżej.
- Nie.
- To z czego robisz problem? Cieszmy się tym, co mamy.
- Ale…
- Nie ma żadnego, ale.
- Jak Ty to sobie wyobrażasz? Seks bez zobowiązań? A może luźny związek? Nie, przecież Ty się nie wiążesz… - co ja robię? Zachowuję się jakbym chciała z nim być!
- A musimy to nazywać? Po prostu bądźmy razem. Miejmy siebie na wyłączność. – nie wiem, czemu aż tak podkreśla ostatnie słowo. – Może kiedyś nazwiemy to inaczej, a może nie… - nachyla się i delikatnie muska moje usta. Pojedyncze, czułe pocałunki i od razu nabieram ochoty na więcej. Zbyszek jednak nie przestaję i drażni mnie coraz bardziej. – kiedy w końcu odrywa się ode mnie tonę w jego spojrzeniu.
- Nie wierzę…  Ty chcesz spróbować! – nie wiem czemu, ale zaczynam się śmiać.
- I co w tym złego?
- Bo ja nie będę Twoim królikiem doświadczalnym.
- Od razu królikiem. Powiedzmy, że to wspólny eksperyment.
- Jak to?
- Ja spróbuję jak to jest się związać, no powiedzmy ‘związać’, a Ty… - palcem unosi mój podbródek i uśmiecha się w ten cwaniacki sposób. Co mu chodzi po tej głowie? – A Ty… - powtarza. – Przekonasz się, że nie będziesz w stanie ode mnie uciec.
- Nie jesteś zbyt pewny siebie?
- Nie doceniasz mnie. – kładzie dłonie na moje biodra i przysuwa mnie do siebie.
- Ucieknę, jeśli zechcesz, żebyśmy razem zamieszkali. Ucieknę, jeśli mi się oświadczysz i zaczniesz mnie kontrolować. I nie licz, ze zacznę gotować Ci obiadki.
- Tego wszystkiego chciał Łukasz?
- Chciał dużo więcej.
- Ułaaa… - nabija się ze mnie, za co klepię go w ramię.

Po raz pierwszy jestem z chłopakiem, z którym od początku ustaliliśmy pewne zasady. Tak, znalazłam odpowiednie stwierdzenie i  postanowiłam nazywać to po imieniu - jesteśmy ze sobą, chociaż nie planujemy wspólnej przyszłości. W ogóle nie planujemy przyszłości. Zbyszkowi też to się podoba, a i nikomu nie musimy niczego tłumaczyć. Czekam właśnie na niego przed halą.
- Twój chłopak jeszcze się pucuje. – oznajmił mi Łasko, po czym udał się w stronę swojego samochodu i odjechał. Faceci... Gadają na nas, a sami nie dość, że więcej plotkują to dogryzają sobie nawzajem jak dzieci. 
- Hej. - z rozmyśleń wyrywa mnie głos Zbyszka i od razu na dzień dobry dostaję soczystego buziaka, a za nami słyszę gwizdy. 
- Oni są nienormalni.
- Mówiłem Ci.
- Jedziemy? - wstaję z ławko i idę do samochodu bruneta. Moja siostra wymyśliła jakąś wspólną kolację, a ja i tak wiem, że chce wszystko wybadać. Tak, jak zawsze...
_______________________________________________

Mały eksperyment? Efekty czasem są zaskakujące. Czy w tym przypadku też tak będzie? A może okaże się wielką klapą? Niedługo wszystko się wyjaśni :).

13 marca 2013

Rozdział 12.

Upijam wino i opieram się o oparcie kanapy.
- Resztę już znasz. – mówię na zakończenie historii o Łukaszu.
Zbyszek uśmiecha się, lecz nic nie mówi. Dlaczego się śmieje? Nie mogę oderwać od niego wzroku. Świdruje mnie tymi swoimi zielonymi oczami.
- Piękna historia. – wstaje, całuje mnie w czoło, po czym łapie mnie za rękę i przyciąga do siebie. – Kiedyś opowiesz mi to jeszcze raz, ale bez tych wszystkich kłamstw. – cholera! Jakim cudem mnie rozgryzł? Jedyne, co teraz mogę zrobić to uśmiechnąć się słodko i udawać, że nie wiem, o co mu chodzi. Zbyszek splata dłonie na moim brzuchu i zaczyna podgryzać moje ucho. Wie, jak to na mnie działa. W lustrze widzę jak się uśmiecha. – Należy mi się jeszcze jedna nagroda. – szepcze między kolejnymi pocałunki, które składa na mojej szyi.
- Jak to?
- Okłamałaś mnie, więc pierwsza się nie liczy.
- Sam ją wybrałeś, więc nie wydaję mi się, żebyś zasługiwał… - nie dane jest mi skończyć, ponieważ brunet przerzuca mnie przez ramię i niesie do mojej sypialni. – Nie pozwalaj sobie. – wyciągam się jak tylko mogę i szczypię go za tyłek. Piszczy jak baba, więc robię to jeszcze raz.
- Zaraz Cie puszczę.
- Nie odważysz się.
- Jesteś ciężka. Dłużej Cię nie utrzymam, więc to będzie wypadek. – po jego słowach zaczynam się wiercić i próbuję wyswobodzić się z jego ramion. Bartman jednak dumnie trzyma dłoń na moim tyłku i nie puszcza mnie ani na chwilę. – I co teraz? – zaczyna się szczerzyć. A ja obieram inną taktykę. Udaję obrażoną i milczę. Zbyszek kładzie mnie na łóżko, a kiedy chce położyć się obok, opieram stopę o jego klatkę piersiową, czym go zatrzymuję.
-  Chyba coś Ci się pomyliło. Moje łóżko nie wytrzyma, takiego ciężaru. Wiesz, gdzie są drzwi. – krzyżuję ręce na brzuchu i z całych sił odpycham go od siebie nogami.
- Nie wydaję mi się. – jest coraz bardziej rozbawiony i coraz bardziej próbuje się do mnie dobrać. Nie mam sił dłużej się opierać, zwłaszcza kiedy zaczyna mnie łaskotać. Wiję się pod nim, krzyczę i śmieję się jak głupia.

Siedzę właśnie w restauracji z Eweliną i czekam na zamówioną sałatkę.
- Dałabyś sobie spokój. – wywracam oczami na kolejne, nieudolne próby podrywu kelnera.
- O co Ci chodzi? Fajne ciacho.
- Sama jesteś ciacho.
- Co Cię ugryzło? Nie poznaję Cię odkąd spotykasz się ze Zbyszkiem.
- Ja się z nim nie spotykam.
- Nie? A zachowujecie się inaczej. Gołąbeczki, codzienne kolacyjki, spacerki. Dziwne, że jeszcze się nie wprowadził skoro i tak prawie każdą noc spędza u Ciebie. – mówi to takim tonem, że zaczynam się śmiać, do tego jeszcze jej mimika. Nie wiem kogo naśladuje, ale cieszę się, że nie mam do czynienia z tą osobą.
- Przestań.
- No, co?
- Zbyszek to nie ten typ.
- Jesteś tego pewna?
- Rozmawialiśmy o tym. On również nie myśli na poważnie o związkach.
- Ciekawe. Stwarzacie zupełnie inne pozory.
- Zajmij się lepiej jedzeniem, co.

***
Zimny prysznic to, to co zawsze przynosi mi ulgę po męczących treningu. Woda spływa ze mnie razem ze zmęczeniem. Przeczesuję dłonią włosy i w spokoju się ubieram.
- Panowie, może małe piwko dzisiaj wieczorem? – Olimpia pojechała do rodziców i Kubiak od razu korzysta z wolnej chaty. Normalnie zaczynam mu współczuć.
- Ja się piszę. – wyrywa się Patryk. Reszta także nie stawia większego oporu.
- Zibi? – pyta Misiek.
- On pewnie woli spacerek.
- Ahaha, bardzo śmieszne, debilu. – wykrzywiam się na słowa Czarnowskiego i pukam się w głowę.
- Zawsze możesz iść na spacerek, a potem wpaść na piwo. – Kubiak mówi to takim tonem, jakby co najmniej odkrył Amerykę.
- Już? Pośmiali się? Pogadali? – wrzucam ubrania do torby i ze złością zapinam zamek. Pomału zaczynam mieć dość tych ich ciągłych docinek.
- Czyli, co? Będziesz? – Misiek wraca na swój poziom myślenia.
- Będę, kurwa, będę. – poklepuję go po ramieniu.
- A sam czy z Karolą? – słyszę głos Łasko, gdy otwieram drzwi. Nawet się nie odwracam, na odczepnego macham im i wychodzę.

***
Wróciłam do domu i szykuję się na wieczorne wyjście z Eweliną. Mój wzrok przypadkowo ląduję na telefonie i zaczynam zastanawiać się czy powinnam zadzwonić do Zbyszka. Trochę to śmieszne. Nie muszę mu się tłumaczyć. Z drugiej strony chyba będzie głupio, jeśli pocałuje klamkę. Moje rozmyślania przerywa dzwonek do drzwi.
- A co Ty tu robisz? – dziwi mnie widok Bartmana o tak wczesnej porze.
- Hej. – lustruje mnie od góry do dołu. – Przeszkadzam?
- Nie. Tak. Umówiłam się z Eweliną. Właź. – uchylam szerzej drzwi i biegnę wyłączyć prostownicę.
- Tak pomyślałem… - słyszę jak krzyczy z salonu.
- No, co? – wracam z łazienki i opieram się o ścianę. – Nie wiedziałem, że masz inne plany.
- Nie rozumiem.
- Myślałem, że może pójdziesz ze mną do Kubiaka…
- Na męski wieczorek? No, na pewno… - prycham.
- Skąd wiesz?
- Gadałam z Olimpią. – chyba miało to pozostać między nami, cholera. – Nie mogłeś zadzwonić? – zmieniam temat.
- Może i mogłem…
- W sumie to ja też nie wiedziałam… - podchodzę do kanapy i zjeżdżam po oparciu na siedzenie.
- Czego?
- Czy mam Ci mówić o tym wyjściu czy nie.
- Chyba trochę przesadziliśmy, co? – Zbyszek drapie się po głowie.
- Chyba tak…, przecież nie musimy się sobie tłumaczyć, co nie?
- No, pewnie, że nie…  - po raz pierwszy zapada między nami niezręczna cisza. – Będę leciał. Nie będę Ci przeszkadzał.
- Baw się dobrze. – całuję go w policzek.
- Nie szalej. – na odchodne dostaję klapa w tyłek. Zamykam za nim drzwi i wracam do przerwanych czynności.

***
Wieczór jak to typowy męski wieczór. Sięgam po kolejną butelkę piwa i przysłuchuję się zawziętej rozmowie o ostatnim meczu. A myślałem, że mieliśmy oderwać się od siatkówki. Zawsze musi się na tym skończyć.
- Musimy częściej to robić.
- Zdecydowanie. – Misiek rozsiada się w fotelu.
- Olimpia musi częściej wyjeżdżać. – zwracam się do niego, za co obrywam pilotem.
- Ty się lepiej zajmij Karolą.
- A właśnie, co z nią? Puściłeś ją na samotny spacerek o tak późnej porze? - mierzę Malinowskiego wzrokiem. Jeszcze jedno słowo , a już nie będę taki miły.
- Dobra, dobra… - wtrąca Kubiak. – Dajcie już mu spokój. – nie ma jak to oparcie w przyjacielu. – Nie widzicie, że już tęskni? – a to szuja.
- Spierdalaj. – na moje, a może bardziej na ich szczęście zaczynają gadać o nowym mieszkaniu Łasko. Przed oczami widzę Karolę w tych obcisłych jeansach. Wyglądała jak zwykle zjawiskowo. Ciekawe dokąd poszły. Nie wyglądała jakby miały siedzieć w domu. Na pewno będą ją podrywać, takie laski zawsze się podrywa. Kurwa. Musze odgonić od siebie te myśli.
- Dobra, jak tam z tą rudą, która ostatnio mizdrzyła się do Ciebie po meczu? - zwracam się do Patryka, któremu od razu pojawia się banan na gębie.
 ___________________________________________________________________________
Byłyście ciekawe, co Karola powie na temat związku  z Łukaszem, jednak nie przyszedł jeszcze na to czas. Następny za tydzień.
Zapraszam na pierwszy rozdział na: Walcz o mnie.

7 marca 2013

Rozdział 11.

- Słuchasz mnie?! – z rozmyśleń wyrywa mnie uniesiony głos Kubiaka. Podnoszę wzrok i sięgam po butelkę piwa, którą wyciąga w moją stronę.
- Zamyśliłem się. – odpowiadam spokojnie i upijam łyk.
- Właśnie widzę. – kręci głową i siada obok. – Niech zgadnę. Karola?
- Karola. – kolejny głęboki oddech i kolejny łyk piwa.
- Pokłóciliście się? Coś jest nie tak?
- Właśnie rzecz w tym, że wszystko jest dobrze…, aż za dobrze…
- Więc to oto chodzi. – uśmiecha się cwaniacko. – Już Ci się znudziła? Wyrwałeś jakąś laskę?
- Nie.
- To w czym problem? – spogląda na mnie zdziwiony.
- Nie wiem jak mam to traktować. Nie wiem, co jest między nami.
- Nie wierzę! Zbigniew Bartman nie wie, co czuje? Chyba pierwszy raz w życiu pogubiłeś się w uczuciach, co?  – mierzę go wzrokiem, a on poklepuje mnie po ramieniu. - Pierdzielisz. Szukasz dziury w całym.
- Może masz rację. – wzruszam ramionami. Czym ja się przejmuję? Wszystko jest super, jak nigdy. Nie było też żadnych niepotrzebnych deklaracji.
- Po, co martwić się na zapas? Korzystaj póki możesz…

***
Jestem w drodze po Izę, kiedy zaczyna dzwonić mój telefon.
- Słucham? – odbieram nawet nie patrząc na ekran.
{- Cześć. Nie przeszkadzam?}
- Ach, to Ty. – uśmiecham się i zmieniam pas. – Wiesz, że nie odebrałabym, gdybym nie mogła…
{- Wiem, wiem.} – przed oczami widzę Zbyszka nerwowo przeczesującego włosy długimi palcami. {- Tak pomyślałem… Może wpadniesz na halę? Na trening? }
- Znowu?! - wywracam oczami. – To, że lubię Ciebie, nie oznacza, że będę spędzać godziny na hali… - ostatnio zdarza mi się to coraz częściej. Nie dość, że byłam na kilku meczach z rzędu, to w dodatku ostatnio bardzo często jak nie wpadałam po coś na halę to przesiadywałam na całym treningu. Nie wiem, co Zbyszek robił, ale jeszcze się nie zdarzyło, żeby Bernardi odmówi. Zawsze mogłam wejść.
{- Wiesz, że potem Ci to wynagrodzę…} – po jego głosie wiem, że uśmiecha się w ten swój łobuzerski sposób i pewnie przygryza wargę, a w mojej głowie pojawiają się różne wizje mojej nagrody. Najbardziej zachęcające jest to, że przecież sama będę mogła wybrać to, co chcę…
- Wiem… - automatycznie zmieniam ton głosu. Kurde! – Zapomniałeś? Dziś wtorek.
{- To, co?}
- Dzień z Izą. Właśnie po nią jadę.
{- Przyjedź z nią. Na pewno się ucieszy.} – mówi jak, gdyby to było takie oczywiste.
- Czy ja wiem… Jeszcze muszę zrobić zakupy. – Co za beznadziejna wymówka! Spoglądam we wsteczne lusterko i patrzę na siebie jak na idiotkę.
{- Nie dyskutuj ze mną.}
- Słucham?!
{-Do zobaczenia!} – i rozłącza się. Cały Zbyszek.

***
Chwila odpoczynku! W końcu. Podchodzę do ławki, żeby się napić, kiedy uchylają się drzwi i na halę wchodzi Iza, a za nią Karola. Milczą, a z tym się jeszcze nie spotkałem. Karola puszcza do mnie oczko i wchodzi na trybuny.
- A może dzień dobry?! – mówi podirytowana do siostrzenicy.
- Dzień dobry! – Iza odpowiada jeszcze bardziej naburmuszona, na co Karo zaciska policzki ze złości. Wygląda wtedy bardzo seksownie. Nie mogę oderwać od niej wzroku.
- Oho. Ktoś tu chyba nie w humorku. – Kubiak zaczyna się nabijać. – Ciotka Cię wkurzyła? – zagaduje do blondynki.
- Tak.
- Jeszcze masz coś do powiedzenia? – Karo robi się coraz bardziej zła.
- Nie. Przepraszam, to jego wina!
- Jakiego jego?!
- Pana Misia! To znaczy Pana Michała. – poprawia się szybko. – Wolałam Misia niż Michała. – krzyżuje ręce i siada obrażona.
- Ja też. – Kubiak puszcza jej oczko i zaczyna się nabijać.
- Tata mówił, że nie mogę tak mówić.
- Oj tam, tata mówił. Możesz mówić wujek jak chcesz, w końcu do Zbycha też tak gadasz.
- Do kogo? – mała unosi głowę.
- No, do Zbyszka. - szatyn kiwa na mnie głową. 
- Nie mam sił. – Karo siada obok niej i wypuszcza powietrze.
- Co jest? – pytam rozbawiony.
- Zepsułam jej randkę.
- Randkę? – od razu podłapują chłopaki.
- To nie była ranka! – dziewczyna tupie nogą.
- No, sory Młoda! Ostatnio najfajniejszy był Dawid. Skąd miałam wiedzieć, że dzisiaj już Mateusz… - Karola sama zaczyna się śmiać pod nosem.
- Bo Mateusz kupił mi lody! A ten głupi Dawid bawił się z rudą Anką! – sam z trudem powstrzymuję się od śmiechu, a Iza mierzy po kolei nas wszystkich wzrokiem.
- Skoro bawił się z rudą to już wszystko jasne. 
- Ale kupił Ci loda. 
- Widzisz tacy są faceci… - szatynka opiera policzek na dłoni. - Od małego...
- Głupi są!
- Ej! Mała wcale, że nie! – oburza się Kubiak.
- Nie jestem mała.
- Jesteś. – zaczyna się przedrzeźniać. I on ma 25 lat? Mogliby razem bawić się w podstawówce.
- To Ty jesteś duży!
- Iza! – Karola znowu się oburza.
- To znowu jego wina! – Iza pokazuje palcem na Miśka.
- Ile razy mówiłam, żeby nie pokazywać palcem?
- Ale przecież wujek stoi obok to i tak wie, że go obgaduję... 
- Dziecko, dobijasz mnie dzisiaj.
- Sama tak mówiłaś.
- No, pięknie. Już współczuję Twojemu chłopakowi. – Czarnowski również zaczyna się śmiać.
- Nie będę miała chłopaka.
- I tak mu współczuję.

***
Zbyszek z chłopakami wrócili do treningu, a ja siedzę z naburmuszoną małolatą. Uwielbiam ją, ale kiedy ma te swoje humorki nie mogę z nią wytrzymać. Przyglądam się jej i coraz bardziej widzę siebie w jej wieku. Każdy powtarza, że jest taka sama. Współczuję swojej siostrze za kilka lat.
- Dobra Iza, zbieramy się, co? Spóźnimy się na kolację do dziadków.
- Już?
- Za chwilkę.
- A nie powiesz mamie?
- O czym?
- Przepraszam. – czuję jej rączki na szyi i całuje mnie w policzek.
- Pod jednym warunkiem.
- Jakim?
- Więcej nie będzie takich scen.
- Okej.
- Okej. – powtarzam za nią i czochram jej blond loczki. Mała złośnica od razu robi to samo z moimi włosami, w dodatku tak szybko, że nie zdążam jej powstrzymać. Pewnie wyglądam jakby uderzył we mnie piorun.
- Szybko wezmę prysznic. Poczekasz? – spocony Bartman staje przede mną, te spływające z niego kropelki potu zaczynają mnie podniecać.
- Nie mogę. – wyrywam się transu.
- Jak to?
- Mamy rodzinną kolację. – wzruszam ramionami. Zbyszek zaciska wargi. Ostatnio prawie każdy wieczór spędzaliśmy razem, więc pewnie jest rozczarowany. – Przepraszam. – sięgam po telefon i odbieram. - Hej Monia. Jesteś już u rodziców? {…} My już jedziemy. {…}  Co?! Żartujesz? {…} – kończę rozmowę i jestem wyprowadzona z równowagi. Długo nie muszę się zastanawiać. – Zbyszek, a może poszedłbyś ze mną?

***
Karola wyraźnie zdenerwowała się rozmową z siostrą, lecz dopiero jej propozycja wywołała u mnie ogromne zdziwienie. Mam iść z nią na kolację do jej rodziców? A dopiero, co rozmawiałam z Miśkiem o deklaracjach, a raczej ich braku… Nie pamiętam, kiedy ostatnio dziewczyna przedstawiała mnie swoim rodzicom. Karo wpatruje się we mnie i czeka na odpowiedź.
- No, chodź! Będzie fajnie! – Iza zaczyna mnie namawiać.

***
Dojeżdżamy właśnie pod dom moich rodziców. Wiem, że Zbyszek długo wahał się czy ze mną przyjechać i mam nadzieję, że zaraz mnie nie zabije.
- To Twój dom? – jest wyraźnie zaintrygowany dość dużą posiadłością. - Niezły. Teraz zaczynam rozumieć...
- Co takiego?
- Nie nic. - zbywa mnie.
- Denerwujesz się? – kładę dłoń na jego udzie i uśmiecham się zadziornie.
- Kochanie, ja się nigdy nie denerwuję.- kochanie? Pierwszy raz słyszę to z jego ust, ale barwa jego głosu dodaje temu jakieś magicznej głębi.
- To dobrze. Bo mój tata tego nie lubi. – puszczam mu oczko, wysiadam z samochodu i pomagam wysiąść Izie.
- Nie bój się. Dziadek jest fajny. – mała zaczyna go pocieszać, a ja wybucham głośnym śmiechem. Wchodzimy do środka. Nieduży korytarz, w którym słuchać już rozmowy i śmiech mojej siostry. Łapię Zbyszka za rękę i mocno ściskam jego dłoń. Mój gest jest dla niego zaskoczeniem. Marszczy czoło i przygląda mi się, a ja jedynie posyłam mu przepraszające spojrzenie. Wchodzimy do jadalni i pierwsze, co rzuca nam się w oczy, to siedzący przy stole Łukasz. Iza wyrywa się i biegnie do rodziców. Zbyszek nachyla się i czuję jego oddech na karku.
- Będziesz musiała mi to wynagrodzić. – szepcze, po czym obejmuje mnie w pasie i prowadzi do stołu. Cholera! Wiedziałam, że to nie jest dobry pomysł. Co ja sobie myślałam? Iza mnie wyręcza i sama przedstawia wszystkim Zbyszka. Moja mama od razu zauważa, że mała jest nim zauroczona. Jedynym niezadowolonym jest Łukasz. Najbardziej niezadowolona jednak jestem ja i nie zamierzam udawać, że  cieszy mnie jego obecność.
- Jest Pan siatkarzem? – mój tata nie poznał wielu moich chłopaków, więc wczuwa się w śledztwo.
- Dziadek, to jest Zbyszek! Nie Pan.
Bartman dzielnie znosił wszystkie pytania mojego ojca - długo się znacie? Jak się poznaliście? A co myślisz o tym? A o tamtym? Dobrze, że mój ojciec mimo spędzania mnóstwa czasu w biurze interesuje się trochę sportem. Iza nawijała jak szalona. Mówiła o meczach, o treningach, a nawet o Bobku. Sama chciałaby takiego małego pieska, bo mój szwagier nie zgadza się na większego. Fado to wg niego bestia.
- To wspaniale, że znalazłeś czas, żeby zaszczycić nas swoją obecnością. – oczywiście Łukasz również musi wtrącić swoje trzy grosze.
- Ważne, żeby mimo napiętego grafiku znajdować czas dla bliskich. - odpowiadam szybko i nie daję dojść Bartmanowi do słowa przez co nie wygląda na zadowolonego. Pewnie zamknąłby go jednym zdaniem, a ja toczę tą słowną wojnę.
- Ciągle treningi, mecze, wyjazdy, pewnie za dużo tego czasu to nie masz...
- Przynajmniej noce spędza tu, gdzie powinien. W łóżku. - upijam wino, a moja mama zaczyna się krztusić. Z wyższością patrzę na Łukasza. Zapada cisza, która przerywa moja rodzicielka.
- Karolina, pomożesz mi?
- Oczywiście. - wstaję i idę za nią do kuchni. Chwilę później do kuchni wchodzi również moja siostra rozbawiona moim zachowaniem.
- Co Ty robisz? - wiedziałam, że wcale nie potrzebna jest pomoc.
- To co Wy. - odpowiadam matce.
- O czym Ty mówisz?
- Co ON tu robi?! - nie wytrzymuję i unoszę głos. - Już od dawna nie jesteśmy razem! Nie utrzymuję z nim kontaktu i nie mam ochoty oglądać go we własnym domu! 
- Karolinka...
- Nie Karolinkuj mi teraz! Mam dość. Ile razy Wam mówiłam, że nie chcę go widzieć?! Tata musi się z nim spotykać to niech robi to w biurze! A nie urządzacie, jakieś chore rodzinne kolacje. - ostatnie słowa podkreślam robionymi palcami w powietrzu cudzysłowami. - Nie wrócę do niego! Wybijcie to sobie z głowy!
- Mamo, Karola ma rację! - w końcu Monia zaczyna mnie popierać. - Zwłaszcza, że on tu nie jest po raz pierwszy...
- Nie mówiłaś wcześniej o Zbyszku. - tym razem to mama zaczyna przeprowadzać własne śledztwo. - Między Wami jest coś poważnego?
- Nie jesteśmy razem jeśli oto Ci chodzi.
- Jeszcze nie! Rzeczywiście jest niezły. - Monia jak to Monia wali prosto z mostu. - Przystojny, zabawny, a jakie oczy! Pewnie w łóżku tej jest niezły... - porusza brwiami i zaczyna się śmiać.
- Monika! - nie wierzę, że mama jest taka oburzona. 
Napiętą atmosferę można wyczuć do końca kolacji. Wszystko rozluźnia się dopiero wtedy, kiedy Łukasz wychodzi. Kilka lampek wina daje o sobie znać, więc kiedy wychodzimy ze Zbyszkiem na zewnątrz, podaję mu kluczyki od mojego auta. 
- Nieźle to sobie wykombinowałaś... - mówi pod nosem, kiedy wyjeżdżamy za bramę.
- Słucham? - odwracam się twarzą do niego zainteresowana jego słowami.
- Chciałaś zrobić na nim wrażenie? A może chciałaś go wkurzyć?
- Może chciałam pochwalić się Tobą?
- Na pewno...
- Jesteś zazdrosny?
- Wykorzystałaś mnie. Nie lubię kiedy ktoś się mną bawi... - chyba na serio jest zły.
- Masz rację. Przepraszam. To było głupie... - odwracam się i patrzę za migające za szybą obrazki. - Wkurzyłam się, kiedy dowiedziałam się, że tutaj jest...
- Twój tata chyba mnie polubił. - Zbyszek zaczyna się szczerzyć. Chyba wraca mu dobry humor.
- Moja mama chyba bardziej. Jedyna osoba, na którą działają te Twoje komplemenciki...
- One zawsze działają. - ujmuje moją dłoń i zaczyna ją głaskać.
- Szkoda, że nie na mnie... - zagryzam wargę, kiedy dociera do mnie, że powiedziałam to na głos.
- Szkoda, szkoda... Dobrze, ze chociaż, co innego na Ciebie działa. - brunet porusza znacząco brwiami. - Nie no tak serio spoko masz rodzinę. Jesteście z siostrą bardzo podobne.
- Szkoda, że szwagra mam takie drętwego...
- Nie chciałem tego mówić.
- Przynajmniej siostrzenica wyszła spoko. - nasza rozmowa jest idiotyczna. - Mówiłeś, że mogę wybrać sobie nagrodę? - zmieniam temat.
- Nagrodę?
- Za trening.
- Kochanie. - no nie! To już drugi raz dzisiejszego wieczoru, a ja znowu się rozpływam. - To Ty jesteś mi coś winna.
- Myślałam, że dobrze się bawiłeś...
- Bawiłbym się gdybyś czasem dała mi dojść do słowa. Chociaż z drugiej strony... Broniłaś mnie jak lwica. - zaczyna się śmiać, a ja wywracam oczami. Dojeżdżamy do mojego mieszkania. Standardowo wyprowadzamy psy i idziemy do mnie. Wspólna kąpiel, która potem okazała się moją nagrodą, a teraz siedzimy na kanapie i Zbyszek głaszcze mnie po ramieniu.
- Czas na moją nagrodę. 
- Jeszcze Ci mało? - pytam prowokująco, lecz on zachowuje powagę. 
- Opowiedz mi o Łukaszu... - i czar wieczoru prysł.
__________________________________________________
Dzisiaj trochę więcej Izy ;). Następny za tydzień ;).  

Serdecznie zapraszam na prolog na Walcz o mnie ;)