- Posuń się.
– mówi swobodnie, po czym jak gdyby nic wchodzi do kabiny. W dodatku całkiem
naga! Jestem tak zaskoczony, że nie mogę wydobyć z siebie słowa. Co więcej, nie
jestem w stanie oderwać od niej oczu. Moje ciało reaguje na nią niemal, że
natychmiastowo. - No, co? – pyta od niechcenia i odwraca się do mnie plecami.
Sięga po żel i powolnymi, kolistymi ruchami zaczyna nakładać go na ramiona. Jest subtelna i taka seksowna. O
kurwa! Przygryzam wargę, a uśmiech sam pojawia się na moich ustach. Dobrze wiem do czego dąży. Intrygantka. Robi to specjalnie. A może chce mnie uwieść? Na samą myśl zaczynam się śmiać. Pewnie tylko czeka, kiedy się na nią
rzucę, a przysięgam, że zrobię to za kilka sekund. - Nieraz widziałam Cię nago. W sumie nie ma
żadnych rewelacji. – spogląda na mnie przez ramię i z chłodnym spojrzeniem
zjeżdżam mnie wzrokiem. Słucham?! Co to
ma być? Kolejna jej gierka?! Nie rozumiem jej. Kompletnie jej nie ogarniam.
- Nie byłbym
tego taki pewien. – nie wiem czemu zaczynam się z nią przekomarzać. – Żadna nie
narzekała.- unoszę brew, a Karo jedynie kręci głową. – Nie jedna by się o to
zabijała.
- Chciałabym
to zobaczyć. – Śmieje się ze mnie.
- Lepiej
spójrz na siebie. – Mówię bez zastanowienia, a ona sztywnieje. Odwraca się w
moją stronę, opiera ręce na biodrach i mruży oczy.
- Coś się
nie podoba?! – wkurzyła się. I dobrze! Oto mi chodziło.
- Czy ja
wiem… Co nieco można by poprawić…
- Chyba się przesłyszałam?
- Trochę się zmieniałaś... Zaniedbałaś? - przełykam ślinę i czekam, aż jej dłoń wyląduje na moim policzku. Udało mi się ją wkurzyć, ale reakcja jest zadziwiająco spokojna...
- Mówisz, że
przytyłam?! - krzyczy.
- Raczej
schudłaś. – przekrzywiam głowę i dokładnie przyglądam się jej ciele centymetr
po centymetrze. – Jesz coś? Sama skóra i kości. Sam szkielet.
- Jeszcze
powiedz, że wieszak. – aż kipi.
- Jak coś na
siebie założysz to Ci odpowiem. – puszczam jej oczko, a ona wymierza we mnie
palcem i robi krok w moją stronę.
- Znajdź
sobie trzydrzwiową szafę ze zwisami, a ode mnie wara!
- Krągłości
jeszcze żadnej nie zaszkodziły. – również robię krok w jej stronę. Mierzymy się
wzrokiem. Nasze oddechy przyśpieszają.
- Tak jak i
odrobina rozumu… – mówi po chwili, a ja
znowu nie rozumiem. O co jej teraz
chodzi?!
- Coś
sugerujesz? – oblizuję usta, kiedy ponownie zagryza dolną wargę.
- Sądziłam,
że jesteś mądrzejszy. Bynajmniej na takiego wyglądałeś…
- Znowu Cię
rozczarowuję… - stwierdzam obojętnie, co nie uchodzi jej uwadze. Jednak po
chwili wygląda jakby na coś wpadła. Oczy zaczynają jej błyszczeć, a palcem
przejeżdża wzdłuż mojej klatki piersiowej. Kiedy jej palec styka się z moim
rozgrzanym ciałem, jedynie głośno wypuszczam powietrze.
-
Rozczarujesz mnie, jeżeli natychmiast mnie nie pocałujesz…- spogląda mi głęboko w oczy.
Drugi raz
nie musi powtarzać. Brutalnie wbijam się w jej usta, tym samym popychając ją na
drzwi od kabiny. Odwracam się i jedną rękę opieram się ścianę, a drugą trzymam
na jej tyłku. Od razu obejmuje mnie nogami w pasie, a palcami przeczesuje moje
przydługie włosy. Jesteśmy zachłanni, napaleni, spragnieni. Nie ma tym ani odrobiny
czułości czy delikatności. Jęczę, kiedy gryzie moją wargę. Nie mam czasu, żeby
zastanawiać się nad tym, czy robimy dobrze. Ba! Ja nawet nie wiem, co robimy i
do czego to doprowadzi, ale nic nie jest w stanie mnie powstrzymać…
Ciasna,
hotelowa kabina prysznicowa nie jest jednak najwygodniejszym miejscem na harce,
dlatego szybko zamieniamy ją na pokój.
- Twoje
łóżko czy moja podłoga? - pytam pomiędzy
kolejnymi pocałunkami. Doskonale wiem, że na moje słowa przewraca oczami.
- Przestań
pieprzyć, Bartman.
- Jeszcze
nie zacząłem, Miśkiewicz.
- Głupek! –
pociąga mnie za sobą, a ja ledwo powstrzymuję się od tego, aby dodać, że
zakochany głupek…
***
Budzę się z głową na zbyszkowej klatce, z jego
ręką na moich tyłku. Cholera, więc to nie był sen? Przymykam na chwilę powieki.
Sama jestem sobie winna. Doskonale wiedziałam, że tak to się skończy. A może
podświadomie do tego dążyłam? W końcu ostatnio nie myślałam o niczym innym…Pomimo tych wszystkich kłótni i nerwów, nie mogłam przestać o nim myśleć. Brakowało mi jego. Przyzwyczaiłam się do niego i to nie tylko do jego ciała... Nie wiedząc
czemu, czuję jak rumienię się na tą myśl. Brunet delikatnie się porusza, a ja
nieruchomieję. Nie chcę go obudzić, chociaż jego to i czołg by nie obudził.
Zbyszek przekręca się na bok, jednocześnie przysuwając mnie jeszcze bliżej
siebie. Muszę przyznać, że to całkiem przyjemne uczucie. Czy równie przyjemnie
byłoby budzić się tak codziennie? Wspólne śniadania i pewnie tylko kolacje, bo
w ciągu dnia byśmy raczej się mijali. Wspólne wieczory przed telewizorem,
wspólne kąpiele i upojne noce. Kto normalny nie chciałby takiego życia? No
kto?! Po chwili wracam do rzeczywistości. Zbyszek niedługo wyjeżdża i tak nie
będzie. Nie ma, co marzyć, bo to bez sensu… Ze smutkiem patrzę na okno i
przepiękną plażę, którą widać w oddali. To ostatnie nasze wspólne dni. Kto wie?
Może już nigdy więcej się nie zobaczymy… Dlatego trzeba ten czas wykorzystać
najlepiej jak to możliwe. Musimy nacieszyć się sobą. Chcę się nim nacieszyć.
Nie chcę, aby szybko o mnie zapomniał.
- Dzień
dobry. – nieświadomy mojej decyzji, czule całuje mnie w kark.
- Hej.
- Jak się
spało?
- Dobrze. A
Tobie? – w końcu odwracam się w jego stronę.
- Bardzo
dobrze. – uśmiecha się szeroko, a z jego zielonych oczu bije blask.
- Na
podłodze nie byłoby Ci tak wygodnie. – wystawiam mu język i mówię z przekąsem.
- Przecież i
tak bym na niej nie spał. – zaczyna rechotać za co dostaje poduszką pod głowie.
– Ej! Chcesz wojny?
- Boże,
Bartman! Ile Ty masz lat?! – patrzę na niego ze zdumieniem. – Zbieraj tyłek i
chodź na śniadanie! Umieram z głodu!
Do hotelowej restauracji wchodzimy objęci. Śmiejąc się, podchodzimy do stolika, przy którym siedzi Kubiak z Olimpią.
- Cześć gołąbki. - Zbyszek klepie go po ramieniu, a szatyn oblewa się kawą.
- Kurwa, Bartman! - warczy wściekły Misiek, a chwilę później gapi się na nas jak na UFO. Z otwartymi ustami i oczami w rozmiarze pięciozłotówek spogląda to na mnie, to na Zbyszka, a na sam koniec na nasze splecione dłonie.
- Rozumiem, że wspólny pokój przyniósł oczekiwane efekty. - Olimpia porusza brwiami i przymyka miśkową buzię. - Kochanie, zachowuj się. - całuje go w policzek.
- Za wami to, kurwa, nie da się nadążyć. - mówi, kiedy wraca do żywych.
- Przynajmniej się nie nudzisz. - puszczam mu oczko. - A tak w ogóle to... Chyba powinnam Cię przeprosić...
- Daj spokój. - macha ręką. W tym momencie to Zbyszek z Olimpią bacznie nam się przyglądają.
- Nie chciałam wtedy tak na Ciebie napaść... - mówię ze skruchą, chociaż rzeczywistość jest zupełnie inna. Chciałam się na nim wyżyć i to bardzo. Zrobiłam to z premedytacją.
- Spoko. Nie ma, o czym gadać.
- A gdzie reszta? - brunet zmienia temat.
- Poszli na basen.
- Już?! Tak wcześnie... - dziwię się. - Spać nie mogli czy co...
- Bo akurat Wy spaliście...
- A co innego mogliśmy robić? - spoglądam na Kubiaka. Co prawda na jego policzki nie wkradają się rumieńce, ale w oczach pojawiają mu się iskierki. Faceci... Im tylko jedno w głowie.
____________________________________________
Nie sądziłam, że będziecie uważać Karolę za taką sukę... W gruncie rzeczy nie jest taka zła ;).
Zbliżamy się do końca ( w końcu :D ) - pierwotnie pożegnać miałyśmy się już jakiś czas temu... Nie mam na to siły i nie chcę przeciągać czegoś, co i tak już nie przypomina swojego pierwowzoru.