7 sierpnia 2013

Rozdział 27

Zadowolony z siebie wchodzę do kabiny i pozwalam, aby gorąca woda spływała po moim ciele. Spodziewałem się, że będzie ciężko, ale nie sądziłem, że Karola będzie zachowywać się, aż tak dziecinnie. Z rozmyśleń nagle wyrywa mnie jej głos.
- Posuń się. – mówi swobodnie, po czym jak gdyby nic wchodzi do kabiny. W dodatku całkiem naga! Jestem tak zaskoczony, że nie mogę wydobyć z siebie słowa. Co więcej, nie jestem w stanie oderwać od niej oczu. Moje ciało reaguje na nią niemal, że natychmiastowo. - No, co? – pyta od niechcenia i odwraca się do mnie plecami. Sięga po żel i powolnymi, kolistymi ruchami zaczyna nakładać go na ramiona. Jest subtelna i taka seksowna. O kurwa! Przygryzam wargę, a uśmiech sam pojawia się na moich ustach. Dobrze wiem do czego dąży. Intrygantka. Robi to specjalnie. A może chce mnie uwieść? Na samą myśl zaczynam się śmiać. Pewnie tylko czeka, kiedy się na nią rzucę, a przysięgam, że zrobię to za kilka sekund.  - Nieraz widziałam Cię nago. W sumie nie ma żadnych rewelacji. – spogląda na mnie przez ramię i z chłodnym spojrzeniem zjeżdżam mnie  wzrokiem. Słucham?! Co to ma być? Kolejna jej gierka?! Nie rozumiem jej. Kompletnie jej nie ogarniam.
- Nie byłbym tego taki pewien. – nie wiem czemu zaczynam się z nią przekomarzać. – Żadna nie narzekała.- unoszę brew, a Karo jedynie kręci głową. – Nie jedna by się o to zabijała.
- Chciałabym to zobaczyć. – Śmieje się ze mnie.
- Lepiej spójrz na siebie. – Mówię bez zastanowienia, a ona sztywnieje. Odwraca się w moją stronę, opiera ręce na biodrach i mruży oczy.
- Coś się nie podoba?! – wkurzyła się. I dobrze! Oto mi chodziło.
- Czy ja wiem… Co nieco można by poprawić… 
- Chyba się przesłyszałam?
- Trochę się zmieniałaś... Zaniedbałaś? - przełykam ślinę i czekam, aż jej dłoń wyląduje na moim policzku. Udało mi się ją wkurzyć, ale reakcja jest zadziwiająco spokojna...
- Mówisz, że przytyłam?! - krzyczy.
- Raczej schudłaś. – przekrzywiam głowę i dokładnie przyglądam się jej ciele centymetr po centymetrze. – Jesz coś? Sama skóra i kości. Sam szkielet.
- Jeszcze powiedz, że wieszak. – aż kipi.
- Jak coś na siebie założysz to Ci odpowiem. – puszczam jej oczko, a ona wymierza we mnie palcem i robi krok w moją stronę.
- Znajdź sobie trzydrzwiową szafę ze zwisami, a ode mnie wara!
- Krągłości jeszcze żadnej nie zaszkodziły. – również robię krok w jej stronę. Mierzymy się wzrokiem. Nasze oddechy przyśpieszają.
- Tak jak i odrobina rozumu… –  mówi po chwili, a ja znowu nie rozumiem.  O co jej teraz chodzi?!
- Coś sugerujesz? – oblizuję usta, kiedy ponownie zagryza dolną wargę.
- Sądziłam, że jesteś mądrzejszy. Bynajmniej na takiego wyglądałeś…
- Znowu Cię rozczarowuję… - stwierdzam obojętnie, co nie uchodzi jej uwadze. Jednak po chwili wygląda jakby na coś wpadła. Oczy zaczynają jej błyszczeć, a palcem przejeżdża wzdłuż mojej klatki piersiowej. Kiedy jej palec styka się z moim rozgrzanym ciałem, jedynie głośno wypuszczam powietrze.
- Rozczarujesz mnie, jeżeli natychmiast mnie nie pocałujesz…- spogląda mi głęboko w oczy.
Drugi raz nie musi powtarzać. Brutalnie wbijam się w jej usta, tym samym popychając ją na drzwi od kabiny. Odwracam się i jedną rękę opieram się ścianę, a drugą trzymam na jej tyłku. Od razu obejmuje mnie nogami w pasie, a palcami przeczesuje moje przydługie włosy. Jesteśmy zachłanni, napaleni, spragnieni. Nie ma tym ani odrobiny czułości czy delikatności. Jęczę, kiedy gryzie moją wargę. Nie mam czasu, żeby zastanawiać się nad tym, czy robimy dobrze. Ba! Ja nawet nie wiem, co robimy i do czego to doprowadzi, ale nic nie jest w stanie mnie powstrzymać…
Ciasna, hotelowa kabina prysznicowa nie jest jednak najwygodniejszym miejscem na harce, dlatego szybko zamieniamy ją na pokój.
- Twoje łóżko czy moja podłoga? -  pytam pomiędzy kolejnymi pocałunkami. Doskonale wiem, że na moje słowa przewraca oczami.
- Przestań pieprzyć, Bartman.
- Jeszcze nie zacząłem, Miśkiewicz.
- Głupek! – pociąga mnie za sobą, a ja ledwo powstrzymuję się od tego, aby dodać, że zakochany głupek…

***

 Budzę się z głową na zbyszkowej klatce, z jego ręką na moich tyłku. Cholera, więc to nie był sen? Przymykam na chwilę powieki. Sama jestem sobie winna. Doskonale wiedziałam, że tak to się skończy. A może podświadomie do tego dążyłam? W końcu ostatnio nie myślałam o niczym innym…Pomimo tych wszystkich kłótni i nerwów, nie mogłam przestać o nim myśleć. Brakowało mi jego. Przyzwyczaiłam się do niego i to nie tylko do jego ciała... Nie wiedząc czemu, czuję jak rumienię się na tą myśl. Brunet delikatnie się porusza, a ja nieruchomieję. Nie chcę go obudzić, chociaż jego to i czołg by nie obudził. Zbyszek przekręca się na bok, jednocześnie przysuwając mnie jeszcze bliżej siebie. Muszę przyznać, że to całkiem przyjemne uczucie. Czy równie przyjemnie byłoby budzić się tak codziennie? Wspólne śniadania i pewnie tylko kolacje, bo w ciągu dnia byśmy raczej się mijali. Wspólne wieczory przed telewizorem, wspólne kąpiele i upojne noce. Kto normalny nie chciałby takiego życia? No kto?! Po chwili wracam do rzeczywistości. Zbyszek niedługo wyjeżdża i tak nie będzie. Nie ma, co marzyć, bo to bez sensu… Ze smutkiem patrzę na okno i przepiękną plażę, którą widać w oddali. To ostatnie nasze wspólne dni. Kto wie? Może już nigdy więcej się nie zobaczymy… Dlatego trzeba ten czas wykorzystać najlepiej jak to możliwe. Musimy nacieszyć się sobą. Chcę się nim nacieszyć. Nie chcę, aby szybko o mnie zapomniał.
- Dzień dobry. – nieświadomy mojej decyzji, czule całuje mnie w kark.
- Hej.
- Jak się spało?
- Dobrze. A Tobie? – w końcu odwracam się w jego stronę.
- Bardzo dobrze. – uśmiecha się szeroko, a z jego zielonych oczu bije blask.
- Na podłodze nie byłoby Ci tak wygodnie. – wystawiam mu język i mówię z przekąsem.
- Przecież i tak bym na niej nie spał. – zaczyna rechotać za co dostaje poduszką pod głowie. – Ej! Chcesz wojny?
- Boże, Bartman! Ile Ty masz lat?! – patrzę na niego ze zdumieniem. – Zbieraj tyłek i chodź na śniadanie! Umieram z głodu!

Do hotelowej restauracji wchodzimy objęci. Śmiejąc się, podchodzimy do stolika, przy którym siedzi Kubiak z Olimpią.
- Cześć gołąbki. - Zbyszek klepie go po ramieniu, a szatyn oblewa się kawą.
- Kurwa,  Bartman! - warczy wściekły Misiek, a chwilę później gapi się na nas jak na UFO. Z otwartymi ustami i oczami w rozmiarze pięciozłotówek spogląda to na mnie, to na Zbyszka, a na sam koniec na nasze splecione dłonie.
- Rozumiem, że wspólny pokój przyniósł oczekiwane efekty. - Olimpia porusza brwiami i przymyka miśkową buzię. - Kochanie, zachowuj się. - całuje go w policzek. 
- Za wami to, kurwa, nie da się nadążyć. - mówi, kiedy wraca do żywych.
- Przynajmniej się nie nudzisz. - puszczam mu oczko. - A tak w ogóle to... Chyba powinnam Cię przeprosić...
- Daj spokój. - macha ręką. W tym momencie to Zbyszek z Olimpią bacznie nam się przyglądają.
- Nie chciałam wtedy tak na Ciebie napaść... - mówię ze skruchą, chociaż rzeczywistość jest zupełnie inna. Chciałam się na nim wyżyć i to bardzo. Zrobiłam to z premedytacją.
- Spoko. Nie ma, o czym gadać. 
- A gdzie reszta? - brunet zmienia temat.
- Poszli na basen.
- Już?! Tak wcześnie... - dziwię się. - Spać nie mogli czy co...
- Bo akurat Wy spaliście...
- A co innego mogliśmy robić? - spoglądam na Kubiaka. Co prawda na jego policzki nie wkradają się rumieńce, ale w oczach pojawiają mu się iskierki. Faceci... Im tylko jedno w głowie.
____________________________________________
Nie sądziłam, że będziecie uważać Karolę za taką sukę... W gruncie rzeczy nie jest taka zła ;). 
Zbliżamy się do końca ( w końcu :D ) - pierwotnie pożegnać miałyśmy się już jakiś czas temu... Nie mam na to siły i nie chcę przeciągać czegoś, co i tak już nie przypomina swojego pierwowzoru.

1 sierpnia 2013

Rozdział 26.

Wracając do domu myślałem tylko o jednym – jak do cholery zmuszę ją do tego wyjazdu?! I to w dwa dni… W co ja się wpakowałem? To nierealne…

{...}
Postanowiłem nie naciskać. Przeczekać. A może raczej chciałem uniknąć niepotrzebnych kłótni i bezsensownych rozmów? Po prostu milczałem. Nie zadzwoniłem, nie poszedłem i nawet się z nią nie widziałem. Jak jakaś ciota... A może pomyślała, że ma rację i że udawałem? Pewnie uważa, że ją wykorzystałem, że się zabawiłem... Nie..., na pewno pomyślała, że odpuściłem. Każdy by tak pomyślał. Jednak nic bardziej mylnego. Zbigniew Bartman nigdy nie odpuszcza! Nawet wtedy, kiedy nie ma zielonego pojęcia, co robić…

{...}
Godziny mijają nie ubłagalnie. Kończy mi się czas, a ja nie zrobiłem nic, kompletnie nic. Tkwię w martwym punkcie. Została już tylko noc i to w dodatku niecała. Kończę właśnie pakowanie i z każdą kolejną sekundą godzę się z myślą, że polecę sam. Jako jedyny będę sam... Piąte koło u wozu. I pomyśleć, że to ja wymyśliłem ten cały wyjazd. Wszystko sam zorganizowałem, a teraz cała banda będzie bawić się w najlepsze, a ja zamiast korzystać z ‘wolności’, będę męczyć się sam ze sobą… Idiota. Zakochany idiota. I na co komu ta miłość? To wszystko przereklamowane...

***

Zegarek wskazuje 3:00, kiedy z pięknego i słodkiego snu wyrywa mnie jakieś głośne stukanie. Co to za dźwięk? Dopiero po chwili orientuję się, że to pukanie, co oznacza, że ktoś dobija się do moich drzwi. Tylko kto?! Kogo niesie o tej porze? Pewnie jakiś pijany sąsiad. Pewnie ci studenci, którzy mieszkają po drugiej stronie korytarza, urządzili sobie jakąś popijawę. Tylko dlaczego mnie muszą budzić w środku nocy?! Chowam głowę pod kołdrę, przekręcam się na bok i mam nadzieję, że ten popapraniec zaraz sobie pójdzie. Zaciskam mocniej zęby, jednak ktoś nie ustępuje. Co więcej po chwili słyszę przekręcający się w zamku klucz. Co jest grane?! Z trudem podnoszę się z łóżka i zaspana idę do przedpokoju. Moim oczom ukazuje się Monika, a tuż za nią z ciemnego korytarza wyłania się Zbyszek. Co do cholery?! Siostra – zadziwiająco zadowolona, on – poważny jak nigdy dotąd.W dodatku razem... W środku nocy...
- To jakieś żarty? – pytam nie dowierzając w to, co widzę, a chwilę później zaczynam ziewać. – Pali się? Wali? Co jest? - cisza. - Co wy tu robicie? - pytam ponownie.
- Pakuj się. – po chwili w końcu odzywa się Bartman.
- Słucham? – z zaskoczenia dławię się, lecz po chwili szok mija i nie mogę powstrzymać się od śmiechu. Władczy i stanowczy jest taki zabawny.
- Pakuj się. – powtarza jak gdyby nic, po czym wymija mnie i wchodzi do mojej sypialni. – Jedziemy na wakacje! – krzyczy zza drzwi.
- Zmusisz mnie? – z rozbawieniem wchodzę do środka, opieram się o szafę tuż przy nim i przyglądam się jak wyciąga z niej moje ubrania.
- A żebyś wiedziała. – fuka, gdy przebiera w moich strojach kąpielowych. Ciekawe, że akurat od nich zaczyna.
- I co? Wsadzisz mnie na siłę do samolotu czy zapakujesz do walizki?
- Zobaczysz. – unosi wzrok, spogląda mi prosto w oczy i porusza brwiami w ten swój charakterystyczny sposób, a ja nawet nie wiem, kiedy zagryzam wargę od tego jego seksownego spojrzenia. 
- Jakiś Ty zabawny… - po chwili wracam do siebie i nie daję za wygraną. - A teraz koniec żartów. Spadaj, bo spóźnisz się na samolot. – podchodzę bliżej i chwytam za sukienkę, którą trzyma w dłoni.
- Nie martw się, zdążymy.
- Pośmialiśmy się? To super. A teraz…
- Daj spokój. – Ewelina nie daje mi skończyć. Ciekawe czym ją przekabacił, skoro jest po jego stronie. – Wakacje dobrze Ci zrobią.- co za argument. Ciekawe, co jeszcze ma w zanadrzu.
- A Fado?
- Zajmę się nim. W końcu i ja mogę zrobić coś dla Ciebie.
- Chyba dla niego. – wskazuję głową na Zbyszka, który jedynie uśmiecha się pod nosem. – Zostaw to! To się nie nadaję! – interweniuję, kiedy wyciąga jedne z najgorszych moich szortów. -  Zwariowałeś?

Niedługo potem przekraczamy drzwi lotniska. Idziemy krok w krok, lecz nie odzywamy się do siebie ani słowem. Z rozbawieniem obserwują zdziwione miny jego znajomych. Jedyną pozytywnie nastawioną osobą wydaję się być Olimpia, która od razu rzuca mi się na szyję. Dziewczyna Kubiaka od razu zachwyca się tym, jak to będzie wspaniale.
- Przekonałeś ją? – do moich uszu dobiega szept Miśka.
- Za łatwo poszło… - odpowiada mu Bartman, tym samym podsuwając mi pewien pomysł. Masz rację Zbysiu, za łatwo…

Całą podróż, która nie trwała zbyt długo, spędzam ze słuchawkami na uszach. Niestety, nie udało mi się zamienić z nikim miejscami, więc muszę siedzieć obok Bartmana. Jednak nie mam zamiaru niczego mu ułatwiać i niech wie, że wcale nie cieszę się z tego wyjazdu. Zresztą, przez te kilka godzin chyba wszyscy zauważyli już, że jestem tu na siłę. I bardzo dobrze. Niech każdy wie, a co!

W hotelu jesteśmy dosłownie sekundę – zostawiamy bagaże, przebieramy się w pośpiechu i od razu idziemy na pobliską plażę. Nadąsana tym, że nie mogłam nacieszyć się widokiem z hotelowego balkonu, przedrzeźniam Zbyszka w każdy znany mi sposób. Chłopaki po chwili biegną już do wody, a ja z dziewczynami rozkładam się na leżakach z drinkami w dłoniach. Między nami zapada niezręczna cisza, więc chcąc nie chcąc sama zaczynam temat Zbyszka. Widać bez tego nie da rady...
- Przesadzam?
- Wcale, że nie! – od razu zaprzecza Olimpia.
- Nie jest tak źle. – Klaudia puszcza mi oczko i zaczyna bawić się parasolką od napoju.
- Na pewno uważacie, że przesadzam... Na serio nie chcę zepsuć Wam wakacji, ale…
- Nie chcesz, żeby mu to uszło?
- Zachował się jak palant...
- Jak zawsze. - zadziwia mnie komentarz Marty.
- To nie tak… Po prostu… - sama nie wiem, co mam powiedzieć. Wiem, że mam rację i już.
- Macie swoje charakterki.
- Całkiem popieprzone charakterki… - stwierdzam z rozbawieniem.
- Co prawda, to prawda…
- Dobra, koniec tego smęcenia! Toast!- Olimpia kończy sztywną pogawędkę.
- Za co?
- Za wakacje!
- Za wakacje! – krzyczymy i śmiejemy się w najlepsze.

***

Karola jeszcze przed chwilą wyglądała na szczęśliwą, a wystarczyło, że do niej podszedłem i jej uśmiech zamienił się w grymas. Nie zwraca na mnie uwagi. Zlewa mnie i to w dodatku z premedytacją. Nawet nie ukrywała, że to przeze mnie idzie do baru... Jak mam ją do siebie przekonać? W głowie mi się nie mieście, że nie umiem sobie poradzić z dziewczyną. Kto jak kto, ale ja?!
- Przestań ciągle o niej myśleć! – mówi z irytacją Kubiak. – Przypominam Ci, że jesteś na wakacjach! - w tym samym czasie podsuwa mi pod nos butelkę z piwem.
- A ja przypominam Ci, że sam kazałeś mi ją porwać. - dopiero po chwili łapię się na tym, co powiedziałem.
- Co? – przez zdziwione miny chłopaków w końcu zaczynam się śmiać.
Jednak moja radość nie trwa zbyt długo. Kiedy widzę jak Karola flirtuje z jakimś kolesiem przy barze, uśmiech szybko schodzi mi z ust. Typek perfidnie ją podrywa, a jej najwyraźniej to się podoba. Ze złości zaciskam pięść.
- Odpuść sobie. – czuję, jak Damian poklepuje mnie po ramieniu.
- Nigdy nie byłeś taki zazdrosny... - mówi Misiek, po czym drapie się po głowie. - Chyba, że... - urywa w połowie. Ciekawe do czego zmierza...
- Dawno mówiłem, że nic z tego nie będzie… - dodaje Marcin. Znawca się znalazł… - Jesteście tacy sami, a to nigdy nie wróży niczego dobrego.
- Jeszcze zacznij pieprzyć jak to przeciwieństwa się przyciągają… - prycham i wkurzony wracam do wody. Muszę popływać. Może w ten sposób wyładuję złość.

***

Muszę przyznać, że przez cały dzień świetnie się bawiłam. Na moje nieszczęście wieczór minął nie wiadomo kiedy, a co za tym idzie jest środek nocy... Pierwszej z kilku spędzona sam na sam ze Zbyszkiem. Oczywiście, musiał zarezerwować nam jeden pokój w dodatku z jednym łóżkiem. W sumie mogłabym wynająć jakaś jedynkę, ale po co robić jeszcze większą szopkę? Bartman zawsze może przespać się na podłodze...
- Zapomnij. - mówi, kiedy wręczam mu jego poduszkę i koc.
- Nie podoba się? Zawsze możesz iść do kogoś do pokoju... - z dumą unoszę brew.
- Już mam pokój i nie zamierzam zamieniać go na inny. - wyszczerza te swoje zęby i kładzie pościel z powrotem na swoje miejsce. - Poza tym nieraz spaliśmy w jednym łóżku...
Nie mam zamiaru zachowywać się jak dziecko i nie będę się z nim kłócić. Łóżko jest wielkie, więc spokojnie się zmieścimy. Niech tylko spróbuje się do mnie dobierać...
- Idę wziąć prysznic.
- O nie! - oburzam się. - Idę pierwsza!
- Za późno! - śmiejąc się, zamyka za sobą drzwi od łazienki. O nie, Panie Bartman... Gdy tylko słyszę szum lejącej się wody, wchodzę za nim do łazienki. Związuję włosy i ściągam ubrania.
- Posuń się. - mówię, kiedy otwieram drzwi od kabiny prysznicowej. Jego mina jest nie do opisania. Nie jest w stanie wydobyć z siebie słowa. Doskonale wiem, o czym teraz myśli. - No, co? - spoglądam na niego. - Nieraz widziałam Cię nago. W sumie nie ma żadnych rewelacji. - zjeżdżam go wzrokiem i jak gdyby nic zaczynam się myć.
____________________________________________________________
Dodaję z tableta, więc ciężko jest mi poinformować zainteresowane osoby o nowym rozdziale - zrobię to jak najszybciej! :) Pozdrawiam