- Jasna
cholera! – mówię pod nosem.
Nie jestem w
stanie opisać tego, jak bardzo jestem wściekła. Sama już nie wiem czy powinnam płakać,
czy się śmiać, a najchętniej wykrzyczałabym całemu światu wszystko, co o nim
myślę. Przerośnięty dupek! Co on sobie wyobraża?! Wiedziałam, przecież od
początku wiedziałam, że takim facetom nie można ufać. To nie ten typ. A ja
głupia zaczynałam wierzyć w tą jego zmianę i w szczerość jego uczuć…
W myślach
pojawiają się kolejne epitety, kolejne pytania, a nogi same przyśpieszają. Idę
coraz szybciej, jakby z opaską na oczach. Czuję jakbym szła sztywno wyznaczoną
drogą. Na nic nie zwracam uwagi. Zupełnie jakbym się wyłączyła. Nic do mnie nie
dociera. Nie wiem nawet, kiedy mija mi droga z parku na osiedle. W
dodatku, gdyby nie malutka dłoń Izy,
która coraz mocniej zaciska się na mojej, zapomniałabym i o niej. Ze smutkiem
spoglądam na siostrzenice, a kiedy widzę jak jej krótkie nóżki prawie, że
biegną, zwalniam. Przystaję i ściskam jej rączkę, pocierając kciukiem jej dłoń.
Kiedy niepewnie unosi wzrok, uśmiecham się delikatnie, lecz w jej oczach widzę
tylko strach. Kretynka ze mnie. Ona nie jest niczemu winna. Nie mogę się na
niej wyżywać. Z wyrzutami sumienia powoli przechodzimy przez ulicę. A wtedy mój
wzrok zatrzymuje się w jednym punkcie. Nie mam prawa wyżywać się na Izie, ale
nikt mi nie zabroni na Kubiaku, który właśnie wychodzi z klatki Bartmana. Nie,
lepiej nie. Lepiej niech nie staje mi na drodze. Nie mam ochoty na żadne
bezsensowne dyskusje. Nerwowo marszczę brwi i chcę wyminąć go jak najszybciej.
- Karola! –
pech chciał, że akurat musiał mnie zauważyć. – Karola, zaczekaj! – przyśpiesza kroku.
Sama nie wiem, dlaczego przystaję, mimo że najzwyczajniej w świecie mogłabym go
olać i iść przed siebie. Po kilku sekundach podchodzi lekko zdyszany i z tym
swoim podejrzanym wyrazem twarzy spogląda to na mnie, to na małą. – Wiesz może
gdzie jest Zbyszek? – duka i rozgląda się. – Myślałem, że jest z Tobą… Miał być…
- mówi pod nosem i przeczesuje włosy.
- A widzisz,
żeby był?! – unoszę brew. Niby w okularach, a jednak ślepy… - Nie ma go i nie
będzie! Szukaj go gdzie indziej. A teraz zejdź mi z drogi, bo się śpieszę. –
mówię z niechęcią. Nie mam zamiaru udawać i ukrywać swojego wrogiego
nastawienia.
- Już wiesz…
- mówi zrezygnowany. Powinnam jeszcze bardziej się wkurzyć, bo wychodzi na to,
że tylko ja nie wiedziałam, ale widząc minę Michała nie jestem w stanie tego
zrobić. W jego oczach jest coś dziwnego… Nie, nie mogę się nad tym rozwodzić.
Chociaż może…
- Wiem o
czym? – pytam jak gdyby nic. – O wakacjach? – nie daję dojść mu do słowa. – A
może o przeprowadzce szanownego Pana Bartmana? Oczywiście, że wiem. Nie jestem
głupia i umiem czytać gazety. – dodaję, chociaż nawet nie wiem, skąd Ewelina
wzięła te informacje.
- Mówiłem
mu, że źle to rozgrywa…
- Rozgrywa?!
A czy wam się, kurwa, przypadkiem życie z grą nie pomieszało? – klnę, zapominając o Izie,
która ponownie przytula się do mojej nogi.
- Nie to
chciałem powiedzieć. Nie denerwuj się.
- Myślisz,
że jestem zdenerwowana? Nie widziałeś mnie zdenerwowanej… - unosi brew i patrzy na mnie jak na głupka. Może mają mnie za tępą laskę, którą można się zabawić... - Szkoda
mi na Was czasu... - macham jedynie ręką w jego stronę.
- Karola,
daj sobie wyjaśnić.
- Nie ma, co
wyjaśniać! – przypadkowo odwracam się i w tym momencie oddali dostrzegam zbliżającą się
postać Zbyszka. Jeszcze jego tutaj brakuje... – Daj mi spokój! – zwracam się do Kubiaka. – Obaj jesteście siebie
warci. Przyjaciele… - spoglądam na niego z pogardą, po czym go wymijam.
Włączam Izie bajkę, a sama idę do kuchni. Koło moich nóg kładzie się Fado, który jakby rozumiał mój podły nastrój. Chowam twarz w dłonie i jeszcze raz próbuję to wszystko sobie poukładać.
- Ciociu, nie płacz.
- Co? - unoszę wzrok w stronę blondynki. - Nie płaczę. - Jeszcze tego by brakowało. Dopowiadam w myślach.
- Mama zawsze płacze jak pokłóci się z tatą.
- A często się kłócą? - próbuję wykorzystać sytuację.
- Czasami. - podchodzi i siada mi na kolana. - Ostatnio często.
- Ale potem się godzą? - nie odpowiada, jedynie kiwa twierdząco główką.
- A Ty pogodzisz się ze Zbyszkiem?
- Nie wiem, Skarbie.
- Nie gniewaj się na niego. On jest fajny. - zarzuca mi rączki na szyję.
- Ech. - całuję ją w czoło. - Koniec tego smutania. - pstrykam ją w nosek. - Robimy obiad?
- Tak!
- Jeszcze musimy dodzwonić się do tej Twojej mamy. Niedługo muszę iść do pracy...
***
- A nie mówiłem?! Wiedziałem, że tak będzie! - pocieszające słowa Kubiaka, które dolatują do moich uszu, gdy tylko do niego podchodzę.
- Cześć.
- Kretynie, mówiłem, że to spieprzysz.
- A skąd mogłem wiedzieć, że się o tym dowie?! - wyrzucam z siebie, lecz widząc żałosne spojrzenie Miśka, mam jeszcze większą ochotę przywalić sobie w twarz. No, tak... Na, co liczyłem? W końcu wszędzie o tym piszą, jak mogłaby się nie dowiedzieć.
- I co teraz?
- Nic... - Nic... Powtarzam w myślach. Jestem stracony.
- A co wakacjami? Może poleci? Wtedy wszystko wyjaśnicie.
- Naćpałeś się czegoś? - tym razem to ja zerkam na niego z politowaniem. W cuda nie wierzę...
- Masz jeszcze czas, żeby ją przekonać.
- Ta... Poleci chyba jak ją porwę...
- Zawsze jakieś wyjście. - Kubiak próbuje rozluźnić atmosferę.
- Popierdoliło Cię? - kręcę głowę i go wymijam.
- A Ty gdzie?!
- Do domu!
***
W pracy jestem do niczego, co nie uchodzi uwadze Łukasza.
- Co z Tobą? - pyta, gdy siada obok mnie przy barze.
- Mam zły dzień. Nie można?!
- Pewnie, że można. - odpowiada spokojnie i pokazuje barmanowi, aby podał nam po jeszcze jednym drinku.
- Co Cię dręczy?
- Nie Twoja sprawa.
- Chyba nie gniewasz się na mnie? - unoszę wzrok, kiedy kładzie dłoń na moim ramieniu. - Byłem pijany, nie chciałem.
- Przestań. - wymownie spoglądam na jego rękę, dzięki czemu od razu ją zabiera.
- To przez niego?
- Przez kogo?
- Przez tego siatkarzyka.
- Nie będziemy o tym rozmawiać. - wypijam prawie całego drinka na raz i zamawiam kolejnego.
- Nie warto się upijać. - znowu próbuje mnie niańczyć, czym tylko wyprowadza mnie z równowagi.
- Zajmij się sobą i odwal się! - spoglądam na niego i na chwilę zatrzymuję wzrok na jego oczach. Z nim też na początku to miała być zabawa. Jednak nie umiał się bawić. A może to ja nie umiem? - Odchodzę. - mówię ni stąd ni zowąd.
- Co? Żartujesz sobie.
- Nie.
- A co z naszą umową?!
- Właśnie wygasa. - wzruszam ramionami, biorę drinka i przesiadam się do stolika obok.
- Jeszcze do tego wrócimy. - mówi wściekły Łukasz. - Jak Ci przejdzie... - dodaje, po czym odchodzi.
- Oczywiście... - śmieję się pod nosem, lecz uśmiech szybko znika mi z twarzy. - Co tu robisz?!
- Musimy pogadać.
- Ja nic nie muszę.
- Daj mi wyjaśnić.
- Wszystko jest jasne. - wstaję i chcę odejść, ponieważ nie mam zamiaru go słuchać. Brunet jednak łapie mnie za nadgarstek i mi to uniemożliwia.
- Chciałem powiedzieć Ci o tym wyjeździe na wakacjach. Chciałem o tym porozmawiać i się doradzić, ponieważ to jeszcze nic pewnego. Nie podjąłem ostatecznej decyzji.
- I co? Czekasz na zgodę? Śmiało. Droga wolna. - próbuję mu się wyrwać. - A na wakacje możesz zabrać kogoś innego.
- Zbiorę Ciebie. - mówi przez zęby, lecz jest przy tym bardzo pewien siebie.
- Zmusisz mnie do tego?
- A żebyś wiedziała! - mierzy mnie wzrokiem i odchodzi. Najzwyczajniej w świecie wychodzi, zostawiając mnie zdezorientowaną.
_____________________________________________________________________________
BUZIAKI dla Was za to, że wciąż chcecie to czytać ;) :* :* :*
Nowy rozdział również na Zasługujesz na więcej.